chapter 29

588 74 19
                                    

Zachęcam do odtworzenia w tej chwili piosenki ☺

Wpatrywałam się niewidzącym wzrokiem w rozmytą szarość za oknem, zachodząc w głowę, gdzie się podziała moja determinacja.

Wyjść niepostrzeżenie z budynku.
Byłaby to pestka, gdyby rzeczywiście w dużym motelu znajdowało się tylko dwoje ludzi.

Ludzie no cóż, dwa wampiry i wilkołak, ale niech już będzie.

Miałam wyjątkowego pecha, o czym przekonałam się stosunkowo dawno, ale żeby przez to osoby w pobliżu miały zginąć?. O nie. Naprawdę musiałam się wysilić, żeby wyjść po kryjomu. Potrzebowałam sprytnego planu działania. Jedynym plusem całej tej sytuacji był fakt, że miałam czas nieograniczony.

Od: zastrzeżony
Masz dwie minuty.

Poważnie?

Kopnęłam najbliższy śmietnik, chcąc rozładować rosnąca we mnie irytację.
W momencie, kiedy on upad z łoskotem zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Brzdęk metalu odbijał się echem od ścian budynku.
- Głupia, głupia - powtarzałam niczym mantrę, mając nadzieję, że jeśli sama się skarcę los, nie będzie, chciał mnie ukarać. Oczywiście nie miałam nawet na co liczyć i już po chwili wyraźnie usłyszałam kroki piętro wyżej.
Puściłam się pędem wzdłuż korytarza, nie zwracając już uwagi na skrzynie podłogi pod moimi stopami. Wiedziałam, że jeśli któryś z mężczyzn będzie chciał mnie dogonić, zrobi to nim, zdążę pokonać dystans dzielący mnie od najbliższych drzwi.
Adrenalina płynęła w moich żyłach, a ja wciąż miałam wrażenie, że biegnę stanowczo za wolno, mimo że byłam u granic swoich możliwości.

W momencie, kiedy wpadłam jak burza do recepcji, zdałam sobie sprawę z tego, że nie jestem w pomieszczeniu sama. Riley właśnie pokonywał próg drzwi wejściowych, wpędzając mnie w stan przedzawałowy. Mając cichą nadzieję, że nie zauważył mnie, schowałam pod najbliższym biurkiem. Nie miałam pojęcia czy jestem obserwowana, ale wolałam nie ryzykować, nawet jeśli to był Riley. Fakt nie pałałam do niego sympatią, ale to nie znaczyło, że bez mrugnięcia okiem byłam gotowa skazać go na śmierć.
Widząc, że wampir w przeciągu kolejnych minut nie opuści pomieszczenia, wpadłam na dość ryzykowny pomysł. Widziałam go jedynie przez szczelinę, ale mimo to potrafiłam dostrzec światło telefonu komórkowego.

Ja tu mam zginąć, a on siedzi na Facebooku?.

Wykorzystując to, że stał plecami do mnie, pozwoli, zaczęłam się przekradać w kierunku drzwi. Wydawało mi się, ze wykorzystując nieuwagę wampira wszystko, pójdzie jak z płatka.

Nie poszło.

W chwili kiedy ja zaczęłam wypełzać ze swojej kryjówki, on się odwrócił.

To był najgłupszy plan w historii głupich planów.

- Jasna cholera- mruknęłam żałośnie.

Po chwili do pomieszczenia wparował również mój obrońca Hayden i wampirzy kochaś, jeśli cytując nadawcę SMS.
Chwila. Poklepałam kieszenie spodni, chcąc znaleźć swój nieszczęsny telefon komórkowy. Nie wyczuwając tego cholerstwa spanikowana, sięgnęłam za pasek spodni, a nawet tylne kieszenie, których szczerze nienawidziłam w ciasnych jeansach.
- Szukasz czegoś?- Riley obracał w dłoniach urządzenie, uśmiechając się przebiegle. Poprawka, on może zginąć.
-Oddaj to- z żądzą mordu wypisaną na twarzy kierowałam się w jego stronę, wyciągając przed siebie dłoń, mając nadzieję, że siła perswazji zadziała na tego dupka.
Kiedy ja wypowiadałamm mu wojnę na wzrok Dave i Hayden świdrowali nas spojrzeniem. Sytuacja z perspektywy osoby trzeciej mogłaby się wydać niezwykle zabawna jednak ja byłam śmiertelnie przerażona.
Myślałam, że moje serce się zatrzyma w momencie, kiedy telefon rozbłysł światłem, świadcząc o przyjściu nowej wiadomości.
- Riley proszę cię, oddaj to- zwracałam się wyjątkowo uprzejmie, mając nadzieję, że sam ton głosu sprawi, że posłusznie urządzenie wróci w moje ręce.

DNA Virus (rewritten)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz