Chapter 4

3K 199 17
                                    

— Wolf. Camryn Wolf 
— Co?
— Pytałeś o jej nazwisko
— A skąd ty to..
Dave urwał w połowie zdania, zauważając mnie na schodach.
—Jeśli chcieliście wiedzieć, jak się nazywam, wystarczyło zapytać.

Chyba poczułam się zbyt pewnie, a może te parę godzin snu tak na mnie wpłynęło, ale miałam wrażenie po raz pierwszy od wielu dni, że mam siłę, żeby sprostać wszystkiemu, co mnie spotka, co przekładało się na mój nagły wzrost pewności siebie.
—A ty co się tak patrzysz — zwróciłam się w stronę Riley'go zauważając, że od dłuższego czasu nie spuszcza z mojego ciała wzroku.
— Podziwiam — odparł, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
Prychnęłam pod nosem, ale dzięki niemu zwróciłam uwagę na swój ubiór. Nie miałam już ulubionego T-shirtu, a jedynie białą podkoszulkę na ramiączkach, która była miejscami poplamiona krwią.
Moją krwią.
Spojrzałam na swoje czarne jeansy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie liczyć powstałych dziur na udach, przez co miejscami można było dostrzec moje majtki.
Na mojej twarzy momentalnie pojawiły się wypieki.
— Hej, nie przypominam sobie, żebym rozdarła spodnie — burknęłam, wskazując na jeansy, zasłaniając wycięcie wyżej.
—To Dave— mruknął Riley krzywiąc się. Niemal otworzyłam usta ze zdziwienia. Nie chodziło o to, że jego nastrój był dla mnie jedną niewiadomą, a w jednym momencie uśmiechał się do mnie zalotnie, a w następnym patrzył w oczy z pogardą. Sam Riley Harrison wyszczerzający się do mnie to już ogromne zdziwienie. Patrzył na mnie niemal czarnymi oczami, a ja czułam, że nie mogę się nawet poruszyć. Było mi bardzo niezręcznie, a on pogarszał sprawę, mówiąc mi, że zostałam wykorzystana.

— Zgwałciłeś mnie?!— powiedziałam od razu spinając się. Przełknęłam głośno ślinę, próbując przygotować się na najgorsze. Otuliłam się ramionami, chcąc dodać sobie nieco odwagi, jednakże słowa mężczyzny nasuwały mi przed oczy same najgorsze scenariusze. Wizja bycia zgwałconą nie chciała zniknąć mi sprzed oczu, a dodatkowo byłam coraz bardziej zdenerwowana, wiedząc, że może się to okazać prawdą.

— Nie, oczywiście, że nie — mówił  wreszcie, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
Z pewnością przez chore żarty jego brata pojawi się tam więcej zmarszczek.
—Nie wątpiłam w ciebie — wyrzuciłam z siebie i posłałam uśmiech w stronę chłopaka. Pokręciłam głową, śmiejąc się cicho sama z siebie. Jak mogłam się nabrać?.
— Nuuuudy— Riley nie dając zapomnieć o swojej obecności, zaczął teatralnie ziewać, a z braku atrakcji postanowił zająć się samotną butelką wina, którą ustawiono na stoliku przy jednej z kanap.
—Dave mogłabym cię prosić o jakieś hmm...spodenki ?— czułam się niekomfortowo, prosząc o coś takiego, ale właściwie nie miałam wyjścia, a też nie chciałam chodzić w dziurawych spodniach.
—Albo bokserki — Riley wydawał się być zadowolony ze swojego żartu, który przyznam, gdyby nie sytuacja pewnie nawet mnie wydałby się zabawny, a mam wyjątkowo słabe poczucie humoru i często zdarza mi się parsknąć śmiechem z byle powodu.

Brunet spojrzał wymownie na swojego brata, po czym zniknął na schodach. Z braku zajęcia zaczęłam oglądać obrazy zawieszone na ścianach. Po części również, żeby uniknąć rozmowy z facetem opróżniającym butelkę wina.

DNA Virus (rewritten)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz