Szarmancko otwieram drzwi przed dziewczyną i próbuję się nie roześmiać patrząc na jej minę
-Wyglądasz jak ryba, zamknij buzię i nawet nie mów, że nigdy nie widziałaś takiej okolicy
-Właściwie kiedyś tu byłam, nie mogę sobie przypomnieć kiedy – mówi po czym krzyżuje ramiona na piersi – no i nie nazywaj mnie rybą, bo nigdzie z tobą nie pójdę
-Nie masz wyjścia, najwcześniejszy autobus pojawi się tutaj za dwie godziny i porzuci cie jedynie do centrum, zapraszam w moje skromne progi – mówię i wyciągam klucz. Pokonuję po dwa schody na raz, aby dotrzeć do mieszkania przed ociągającą się blondynką. Koniecznie musze sprawdzić czy Michael ogarnął sytuacje w domu, nie chciałbym już na samym początku schrzanić znajomości z Olivią jakąś wpadką w postaci braku ubrań na tyłku któregokolwiek z chłopaków.
-JESTEŚMY! - Krzyczę i zaciągam się zapachem w mieszkaniu, całe szczęście ktoś wpadł na to aby wywietrzyć zapachy po wczorajszej imprezie, ściągam buty i niemal zostaję przewrócony przez Luka
-Kocham cie bracie – krzyczy i oplata dłonie na mojej szyi sprawiając, że niemal się duszę. Jednym niezbyt sprawnym ruchem spycham go z siebie a głośny grzmot sygnalizuje mi, że chłopak ląduje na ziemi, jednak i to nie zraża go do okazywania mi miłości. Czuję jak jego ręce i nogi oplatają moją łydkę, a on sam się do niej przytula.
-Czemu mieszkacie tak wysoko- Olivia przechodzi przez próg i staje jak wryta, a do mnie dopiero dochodzi jak dziwnie wyglądamy w tej chwili, na to wszystko do mieszkania wchodzi Michael z zakupami, który bezceremonialnie przeciska się pomiędzy ścianą a Olivią i również podchodzi i mnie przytula
-Wy tak zawsze? - pyta dziewczyna i już po chwili nie potrafi pohamować chichotu.
-Nie mam pojęcia co im odbiło –moje słowa sprawiają, że chłopaki z niemałym oburzeniem odstępują ode mnie i przyglądają mi się
-Stary powiedziałeś wyraźnie RÓŻOWY ALARM, więc zerwaliśmy sie jak szaleni z łóżka – zaczął wyraźnie zirytowany Michael
-Wszystko przygotowałem, posprzątałem stół i wyciągnąłem te ładne zielone talerze – wtrącił Luke z miną zbitego szczeniaka
-Poszedłem do sklepu i kupiłem marmoladę różaną , a ty przychodzisz tu z jakąś laską i udajesz głupiego?
-Przepraszam bardzo, że się wtrącam,ale Michael jest w będzie. On nie udaje, Calum jest po prostu głupi – z pokoju wychodzi zaspany, rozczochrany i skacowany Ashton w bokserkach, jego głos świadczy o tym, że najwyraźniej nie dawno wstał i nie słyszał o żadnym alarmie. Odwracam się szybko i patrzę na Olivię mentalnie przybijam sobie piątkę w czoło i zdaję sobie sprawę, co zrozumiał Michael.
-Zrobię wam te naleśniki, tylko błagam Ashton ubierz się, a ty Michael nie miej takiej miny bo sam się ciebie boje, a co dopiero moja koleżanka! - mówię po czym obejmuję dziewczynę w pasie i prowadzę do kuchni. Gdy tylko siadamy na taboretach przy blacie wypuszczam zebrane w płucach powietrze
-Jeżeli chciałeś zrobić na mnie wrażenie czy coś, mogłeś mnie zabrać do jakieś kawiarni –mówi blondynka, po czym kolejny raz zaczyna chichotać, puszczam jej uwagę mimo uszu i zabieram się do smażenia naleśników które przypadkiem obiecałem chłopakom. Gdybym wiedział, że różowy alarm skojarzy im się z naleśnikami z marmoladą różaną, w życiu nie zakończyłbym rozmowy w ten sposób.
Na talerzu pojawia się coraz więcej naleśników, a mi nie daje spokoju to, że blondynka najwidoczniej się nudzi. Co chwile odświeża wyświetlacz swojego telefonu stukając niecierpliwie w blat.
-Lubisz naleśniki? - pytam, a Liv patrzy na mnie jak na idiote
-Pytałeś już o to.
-Wiem, ale mi nie odpowiedziałaś –odpowiadam unosząc dumnie głowe, to najlepsza riposta jaką wygłosiłem w ostatnim czasie i najwyraźniej zatkała dziewczynę która która patrzy na mnie z lekko przekrzywioną głową
-Jesteś taki głupi czy po prostu głupi? Zjadłam trzy naleśniki które zrobiłeś mi na śniadanie i pytasz mnie czy je lubie? - mówi, a za drzwi dobiega nas śmiech Ashtona. Zirytowany porzucam patelnie z niedopieczonym naleśnikiem i otwieram drzwi sprawiając, że cała trójka ląduje na ziemi
-Zgasiła cie! Zgasiła – wykrzykuje Ashton wstając i przyjmując pozę mówiącą "jestem samcem Alfa w tym stadzie i wcale nie upadłem gdy Calum otworzył drzwi"
-Nie ładnie podsłuchiwać – krzyczy Liv powstrzymując śmiech, a ja nie dowierzam, że te półgłówki stały tu cały czas
-Nie zgasiła, gdyby nie twój głupi rechot już dawno bym jej odpowiedział
-Jednak nie odpowiedziałeś! Pięć ripostowych sekund minęło bezpowrotnie
-Coś tu śmierdzi! - przerywa Ashtonowi Luke, który nadal siedzi na podłodze i nie wygląda jakby miał zamiar się ruszać
-To tylko Ashton – odpowiadam i wystawiam język w kierunku kumpla. Przez kilka sekund czuję jak zwycięzca lecz i do mnie dociera podejrzany zapach. Przypominam sobie o naleśniku który smaży się w najlepsze na gazie. Dolatuję do kuchenki wyjątkowo szybko. Niestety biedny placek jak i patelnia nadają się do kosza, a w pomieszczeniu jest pełno dymu
-Liv! Nie mogłaś mi przypomnieć?! -krzyczę otwierając okno jednak ona zdaje się niczym nie przejmować, wzrusza jedynie ramionami i wstaje opuszczając pomieszczenie
-Mieliśmy grać na konsoli o ile pamiętam – mówi czym przyciąga sobie uwagę chłopaków. Po ich minach widzę, że dopiero dochodzi do nich kogo przyprowadziłem do naszego mieszkania.
________________________________________________________________
Mam już napisany epilog, więc jeszcze tylko kilka rozdziałów :)
Myślę o drugiej części. Chciałybyście? :)