Rozdział 4 "Paryż"

1.8K 112 6
                                    

  Po raz nie wiem, który wyłączyłam budzik. Spojrzałam na zegarek. Była już 5:50. Nie ma już sensu dużej zwlekać ze wstawaniem. Trąciłam ręką śpiącego koło mojej głowy Draak'a.

- Wstawaj — powiedziałam sennym głosem.

Draak otworzył oczy, a ja zwlekłam się z łóżka. Uczesałam włosy w dwa sterczące kucyki. Ubrałam swoją różową bluzkę, brązowe legginsy i granatową spódniczkę, a na koniec włożyłam opaskę, która jest moim Miraculum. Przełożyłam torebkę, w której schował się Draak, przez ramię. W jedną rękę wzięłam czerwoną walizkę, która sprawiała wrażenie, jak by miała zaraz wybuchnąć, a drugą ręką chwyciłam równie wypchany plecak. Zeszłam na dół. Szybko pochłonęłam kanapkę z serem i skierowałam się do garażu. Ciocia Ania już tam była i wkładała swoje rzeczy do bagażnika.

- Jestem — oznajmiłam.

- Coś się nie śpieszyłaś — rzuciła sarkastycznie Ciotka.

Zignorowałam jej uwagę i schowałam swoje rzeczy do auta. Potem razem z ciocią wsiadłam do samochodu i pojechałyśmy na lotnisko.

                                                                     GODZINĘ PÓŹNIEJ

- Wyjęłaś wszystko z auta Sky?- spytała Ciotka, zamykając samochód.

- Tak mam wszystko. Możemy iść.

Weszłyśmy do budynku. Pomimo wczesnej pory, był już pełen ludzi. Skierowałyśmy się w kierunku odprawy. Zatrzymałam się i złapałam Ciotkę za ramię.

- Ciociu poczekaj.

- Czemu?

- Muszę iść do łazienki.

- Nie wytrzymasz, aż wsiądziemy do samolotu?

Pokręciłam przecząco głową.

- Ech no dobra. Tylko szybko.

Kiwnęłam głową i zawróciłam w stronę wejścia. Byłam parę metrów od łazienki, kiedy usłyszałam krzyki. Obróciłam się i spojrzałam w stronę odprawy. Jakiś mężczyzna trzymał jakąś kobietę. Do jej skroni przyłożył lufę pistoletu. Koło jego nogi leżała torba z bronią. Ludzie dookoła byli przerażeni. Nie myślałam długo. Wbiegłam do łazienki i otworzyłam torbę.

- Draak. Czas coś spalić! - krzyknęłam.

Kwami wleciał do mojej opaski. Błysnęło i zamieniłam się w Wyverne. Wybiegłam z łazienki. Poleciałam do góry, po czym wylądowałam przed mężczyzną.

- Poddaj się albo zostanie z ciebie jedynie pył-powiedziałam.

Do moich uszu dochodziły szepty. To Wyverna. To ta bohaterka. Mężczyzna rozejrzał się, po czym pchnął kobietę w moją stronę. Złapałam ją nim upadła na ziemię.

- Ech. Czego w zdaniu zostanie z ciebie pył, nie zrozumiał?

Ruszyłam biegiem w stronę, gdzie pobiegł mężczyzna. Pomimo ciężkiej torby był szybki. Zatrzymałam się. Uciekał w stronę jednego z wejść. Wyszłam przez awaryjne wyjście i poleciałam wzdłuż budynku. Wylądowałam parę metrów przed wyjściem. Po chwili przez drzwi wybiegł człowiek, którego ścigałam. Chwyciłam jeden z bumerangów i rzuciłam go, obierając za cel nogę uciekiniera. Trafiłam w cel. Mężczyzna pod wpływem nagłego bólu zatrzymał się. Ruszyłam w jego stronę. Z całej siły uderzyłam go pięścią w szczękę i powaliłam na ziemię. Mężczyzna chciał wstać, jednak nie pozwoliłam mu na to.

- Ani się waż — powiedziałam ostro, a szpikulec na ogonie błysnął ostrzegawczo, w porannym słońcu.

Nadbiegli ochroniarze.

- Wiecie co z nim zrobić — spytałam.

- Tak — powiedział jeden z ochroniarzy. - jak możemy ci się odwdzięczyć Wyverno?

- Patrzcie uważnie kogo wpuszczacie na lotnisko a będę przeszczęśliwa — powiedziałam i odleciałam w stronę wejścia.

                                                                                          WIECZOREM

Taksówka zatrzymała się pod domem babci. Wysiadłam z auta. Z daleka zobaczyłam oświetloną wieżę Eiffla. Oblał mnie snop światła. Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam stojącą w drzwiach babcię. Zaraz potem z domu wyleciał czarno biały kształt.

- Dingo! - zawołałam i zaczęłam głaskać kundelka.

- A ze mną się nie przywitasz?- usłyszałam rozbawiony głos babci koło siebie.

Wstałam i ukochałam ją.

- Stęskniłam się za tobą.

- Ja też. Pewnie jesteś zmęczona po tak długim locie. Idź spać, a ja pomogę Annie z bagażami.

- Nie. Pomogę wam.

- Nie ma mowy. Spać.

Babcia popchnęłam mnie w stronę drzwi. Weszłam do środka i poszłam do pokoju, w którym śpię podczas wizyt. Wygrzebałam z szafy swoją starą piżamę i ubrałam się w nią. Wskoczyłam do łóżka. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Gdy się obudziłam, zegar wskazywał południe. Obróciłam się, by sięgnąć po swoje Miraculum. Wrzasnęłam i odsunęłam się do tyłu, w rezultacie spadłam z łóżka. Na krześle przy stoliku ktoś siedział.

- Alix! - wykrzyknęłam. - Ale mnie przestraszyłaś.

Wstałam i przytuliłam przyjaciółkę.

- Co tu robisz?- spytałam.

- Wpadłam się spytać, czy chcesz iść około piętnastej do Skate Parku.

- Pewnie.

- Super. Wpadnę po ciebie.

- Jasne.

- Zapewne znów cię prześcignę.

- Chyba w marzeniach — odparłam ze śmiechem.

Gdy Alix wyszła, zawołam.

- Draak! Gdzie jesteś!?

- Pod łóżkiem.

- Co tam robisz?

- Schowałem się, by ta dziewczyna mnie nie widziała.

- Okej. To mądre posunięcie. A teraz się najedz, bo nie wrócimy na obiad.

Kwami błyskawiczne znalazł się koło mnie.

- Co?! Jak to?

- Tak to, dzisiaj dzień na dworze.

- O nie, to mój koszmar — jęknął Draak.

- Co? Dzień na dworze? - spytałam.

- Nie. Brak obiadu.

Zaczęłam się śmiać.  

Mam nadzieję że rozdział się podobał 😊W następnym pojawi się postać którą sporo osób lubi 😉

Koteleczka5

Miraculum:Nowa BohaterkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz