ROZDZIAŁ 5

2.4K 141 15
                                    

- Mamo co to był za pomysł, żeby przylatywać do LA? - zapytałem kiedy jechaliśmy z Anne do hotelu. Kiedy zadzwoniła, że właśnie wsiada w samolot byłem w szoku. Po jaką cholerę chciała się ze mną spotkać?

- To nie wolno mi odwiedzić syna? Posłuchaj mnie Harry, twoje ostatnie zachowania odbiegają od jakiejkolwiek normy. Musiałam zobaczyć, że nie jest aż tak źle. - mama naprawdę się martwiła, a ja nawet nie pomyślałem jak może ją boleć to, co się ze mną dzieje.

- Już dobrze. Nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę, bo mam wrażenie, że jestem w jakimś dziwnym świecie.

- Coś na to zaradzimy. - poklepała mnie po dłoni.

- To co, najpierw hotel, a potem do chłopiaków? - zapytałem, a ona na mnie dziwnie spojrzała.

- Nie. Najpierw do 2Syco. - wyszeptała, a ja już wiedziałem, że nie przyjechała tu sama z siebie.

- Grace nie żyjesz. - wysyczałem pod nosem.

- Opanuj się Styles! - krzyknęła mama, a ja się uśmiechnąłem. Ona uwielbiała Grace niezależnie od tego co się działo.

- To i tak mnie nie powstrzyma mamo. Odchodzę.

- To się jeszcze okaże. - odparła i uśmiechnęła się tak, jakby wiedziała, że to ona ma rację.

Gdy podjechaliśmy pod siedzibę 2Syco zacząłem się martwić. Znając Graceland Cowell i jej pomysły powinienem trzymać się na baczności, bo ta kobieta potrafiła chyba wszystko.

Weszliśmy przez wielkie drzwi i udaliśmy się do recepcji.

- My do panny Cowell. - powiedziałem, a dziewczyna siedząca za kontuarem spojrzała na mnie maślanymi oczami.

- Oczywiście panie Styles. Już po nią dzwonię.

- Dzięki, ale sami do niej pójdziemy. - chwyciłem mamę za rękę i pociągnąłem w stronę windy.

Oczywiście kiedy zajechaliśmy na czwarte piętro, a drzwi windy się otworzyły właścicielka 2Syco już na nas czekała.

- Graceland! - krzyknęła mama i podbiegła do dziewczyny by ją uściskać. Tamta odwzajemniła gest.

- Jak dobrze cię widzieć Anne. - uśmiechnęła się. - Chodźcie do sali konferencyjnej.

Weszliśmy do środka i gdy zobaczyłem resztę One Direction miałem pewność, że ta kobieta ma jakiś szatański plan.

- Nawet wy mnie zdradziliście? - zapytałem, ale zamiast oburzenia na mojej twarzy widniał uśmiech. Oni byliby zdolni podpisać cyrograf, żeby mnie odwieść od mojej decyzji.

- Gdybyś od dwóch tygodni nie piperzył jak potłuczony to nie musielibyśmy nic wymyślać. - warknął Louis. Był zły na mnie, że pochopnie postępuję i mimo, że nienawidził Grace zgodził się na to co wymyśliła. Najbardziej wkurzało mnie to, że nie wiem co dla mnie przygotowali. Rozsadzało mnie od środka i najchętniej walnął bym w coś.

- Spokojnie chłopcy. Nie musicie się sprzeczać.

- To może powiedz, co masz do powiedzenia i skończmy z tą szopką, bo ja i tak zdania nie zmienię! - krzyknąłem na Grace za co mama zgromiła mnie wzrokiem.

- Siadaj na dupie Harry i poczekaj! - warknęła na mnie Anne - Grace kochanie co się stało z twoją ręką? - o cholera, nie mówiłem mamie, że uszkodziłem też pannę Cowell.

- Nic takiego. Mały wypadek. - odpowiedziała dziewczyna z zakłopotaniem, a chłopacy wybuchnęli śmiechem.

- Chcę prawdy Grace. - ton głosu mojej rodzicielki wskazywał, że domyśla się co się stało.

- To ja złamałem jej rękę. - szepnąłem.

- Haroldzie Edwardzie Styles czy ja dobrze słyszałam?! Złamałeś rękę tej biednej dziewczynie?!

- Nie musisz tak krzyczeć mamo. Wszyscy tu obecni przy tym byli.

- Nie tak cię wychowałam synu. Zawsze powtarzałam, że na kobiety ręki się nie podnosi!

- Wiem mamo. Przepraszam.

- Nie mnie powinieneś przepraszać! Jestem na ciebie wściekła!

- Starczy Anne. Już wszystko sobie wyjaśniliśmy. Teraz może przejdźmy do tego, po co się tu zebraliśmy. - byłem wdzięczny, że dziewczyna mnie ratuje przed matką. Gdyby tamta się rozkręciła, było by źle. - Harry konferencja zwołana jest za trzy godziny. Wedle twojego życzenia. - byłem w szoku. Zrobiła to.

- A gdzie jest haczyk? - zapytałem, bo nie do końca wierzyłem, że dała za wygraną.

- To nie haczyk, a propozycja. Biorąc pod uwagę twój stan psychiczny i fizyczny wpadł mi do głowy pewien pomysł. Chcesz odejść z zespołu, a powodem jestem ja. Co byś powiedział, gdyby mnie ktoś zastąpił?

- Słucham? Chcesz zrezygnować z tej pracy? - zapytałem wstrząśnięty.

- Jeśli to wpłynie na twoją decyzję to tak. - wpatrywała się w moje oczy i byłem pewny, że zauważyła moje wahanie.

- Dobra, a co jeśli moja decyzja nadal się nie zmieni? - w tym momencie oberwałem od mamy w ramię.

- Najpierw mnie wysłuchaj. To jest jedna z propozycji, które przygotowałam.

- Mam się bać? - zapytałem, a ona się tylko uśmiechnęła.

- Nie. Chyba nie.

- To słucham.

- Propozycja numer dwa to sześciotygodniowa przerwa w trasie koncertowej. Ty odpoczniesz, przejdziesz terapię, chłopcy odwiedzą rodziny i z nowymi siłami wrócicie do pracy.

- Zaraz, zaraz jak to oni odwiedzą rodziny? A ja?

- Ty mój drogi zamieszkasz w rezydencji w Bel Air pod okiem psychologa. Przejdziesz terapię, ale nie taką jak zafundował ci Michael. Odstawiamy leki, będziemy rozmawiać i dobrze się bawić. Mamy do dyspozycji basen, kort tenisowy i salę do ćwiczeń. Dom jest duży i...

- Jak to my? - przerwałem jej, bo coś mi się zaczęło nie zgadzać.

- Ja będę twoim psychologiem panie Styles. Mam do tego uprawnienia, więc...

- Chyba zwariowałaś! Mam się uwolnić od ciebie z tobą?

- Nie taki jest mój cel. - odpowiedziała spokojnie.

- No to mi kurwa wytłumacz, bo jestem na to za tępy! - mama znów mnie walnęła.

- Masz się nauczyć ze mną przebywać.

- No to sobie wymyśliliście.

- Masz wybór Harry. Idziemy na konferencję i ty decydujesz co powiemy. Albo oświadczasz, że robicie przerwę w trasie z powodów rodzinnych, albo ja mówię, że odchodzę z twojego powodu.

- Nie lepiej zamknąć mnie w psychiatryku? - zapytałem zrezygnowany.

- Szkoda by było panie Styles.

Second Chance (Book2)|| Harry Styles✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz