ROZDZIAŁ 30

2.3K 135 22
                                    

Ostatni tydzień był intensywny. Najpierw konferencja prasowa, na której znalazło się dużo więcej dziennikarzy niż było zapowiedziane. Potem codzienne próby przed ponownym wzruszeniem w trasę. Każdy dzień wypełniony był po brzegi, ale zawsze po powrocie do domu była ona. Czekała z ciepłym posiłkiem, dobrym słowem, pełna miłości i oddania. Byłem wdzięczny losowi, że ją mam. Moją Graceland.

Kolejną rzeczą jaką ustaliliśmy w minionym tygodniu była data ślubu. Wybraliśmy Boże Narodzenie. Grace bardzo chciała ceremonii w zimie, a ja nie miałem serca się jej sprzeciwić. Wybrała już sukienkę, a dla mnie garnitur. Wiecznie coś załatwiała, wiecznie biegała. To sala, to kościół, tort, kwiaty. Miałem tego po dziurki w nosie, ale trzymałem gębę na kłódkę. Najchętniej wywiózł bym ją gdzieś i wziął ślub po cichu bez tej całej szopki, ale ona się uparła, a raczej uległa mojej matce, z którą była w stałym kontakcie. Tak Anne i Grace to dwa potwory. Cała impreza odbędzie się w Londynie. Tak chciała moja mama i Simon, a my oczywiście się zgodziliśmy. Niech ich wszystkich piekło pochłonie.

Zaparkowałem pod naszym domem i wysiadłem z samochodu. Był początek października, ale nadal było ciepło. Bez pukania wszedłem do środka i zastałem roztrzesioną narzeczoną w ramionach Luca.

- Co się stało? - zapytałem i ją przytuliłem. Spojrzałem na Lucasa, ale jego mina nic mi nie mówiła.

- Miała terapię. Trochę wspomnień, rozmowa o ślubie i się rozkleiła.

- Dobra. Dzięki, że z nią posiedziałeś.

- Nie ma sprawy. Jest dla mnie jak siostra. Zostawię was, bo mam randkę.

- Z kim? Ktoś z branży?

- Nie. I narazie to tajemnica. - puścił do mnie oczko.

- Nawet mi nie powiedział, paskuda. - mruknęła Gi, a ja zacząłem się śmiać.

- Już dobrze? - zapytałem, a ona jeszcze bardziej się we mnie wtuliła.

- Teraz już tak.

- To może weźmiemy kąpiel?

- Z miłą chęcią. - i ruszyła po schodach na górę zostawiając za sobą ścieżkę z ubrań. Jak ja kochałem tą kobietę. Uch...

Po relaksacyjnej kąpieli usiedliśmy przed telewizorem. Wtuleni w siebie oglądaliśmy stare odcinki "Przyjaciół" i popijaliśmy bezalkoholowe piwo. Było miło i przyjemnie. Tak powinny wyglądać wszystkie wieczory.

Przyjemną atmosferę przerwał mój telefon.

- Słucham?

- Panie Styles mamy go. Hotel Imperial. Właśnie się zameldował.

- Zrozumiałem. Będę najszybciej jak się da. - odpowiedziałem detektywowi i wstałem z sofy. Jak ja jej to wytłumaczę?

- Gdzie musisz iść? - zapytała.

- Dzwonił detektyw Marshall. Prosił o spotkanie.

- O tej porze? Harry przełóż to na jutro.

- Nie mogę słońce. Załatwię to i wracam. Wszystko będzie dobrze. - powiedziałem i pocałowałem ją w czubek głowy.

Szybko narzuciłem bluzę od dresu i włożyłem buty. Chwyciłem kluczyki i wyszedłem z domu. Dojechałem na miejsce dość szybko. Samochód Marshalla stał już na parkingu.

- Witam.

- Witam detektywie. Gdzie jest?

- Tego nie wiemy. Musi pan sobie radzić teraz sam.

- Dzięki. I tak dużo zrobiliście.

Wszedłem do hotelu i podszedłem do recepcji. Mogłem liczyć tylko na swoje nazwisko i urok osobisty. Po chwili rozmowy z recepcjonistką znałem numer pokoju. Wjechałem windą na dziewiąte piętro i zapukałem do pokoju dziewięćdziesiąt trzynaście.

Kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłem gębę Slowa wymierzyłem cios i wszedłem do środka.

Second Chance (Book2)|| Harry Styles✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz