ROZDZIAŁ 19

2.3K 144 14
                                    

W końcu mogłam opuścić szpitalne mury i byłam za to wdzięczna. Chciałam wrócić do domu i położyć się w swoim łóżku. Jednak myśl, że będzie tam tak pusto przerażała. Wiedziałam od Luca, że chłopcy chcieli mnie odwiedzić, ale nie byłam na to gotowa. Musiałam trochę ochłonąć. Spakowałam właśnie torbę, gdy usłyszałam dźwięk smsa.

Mam nadzieję, że czujesz się dobrze, o ile można to tak nazwać. Tęsknię, ale rozumiem.
Na zawsze Twój H.

Uśmiechnęłam się do siebie. To było naprawdę miłe. Za to go kochałam i za milion innych rzeczy.

Nawet jeśli sytuacja wydaje nam się beznadziejna, zawsze pozostaje nadzieja, bo na pewne rzeczy nigdy nie jest za późno.
G.

Odpisałam i schowałam telefon do torebki. W tym samym momencie do sali wszedł ojciec.

- Gotowa? - zapytał z uśmiechem, a ja skinęłam głową. Wziął torbę i ruszył do wyjścia. Poczłapałam za nim i gdy mieliśmy opuszczać pokój znów pojawił się ten chłopak z kwiatami.

- Co dziś pan dla mnie ma? - zapytałam i wyciągnęłam dłoń po długopis.

- Dzisiaj róże proszę pani. - uśmiechnął się.

Podziękowałam i odebrałam od niego ogromny bukiet białych kwiatów, a potem jeszcze jeden czerwonych.

- Chyba oszalał. - zaśmiał się Simon, ale mnie do śmiechu wcale nie było. No bo co to miało znaczyć? Otworzyłam bilecik z białych róż.

To na miły początek twojego powrotu do domu.
Na zawsze Twój H.

Słodkie, ale był jeszcze drugi.

Przepraszamy za tego durnia! Odezwij się.
L.N.L.

Teraz śmiałam się w głos. Chłopcy byli naprawdę kochani. Chwytając dwa bukiety obiecałam sobie, że pomyślę nad spotkaniem z nimi. Bez Harrego.

Droga do domu była nudna i męcząca. Nie myślałam, że krótki spacer do samochodu może mnie tak zmęczyć. Pod domem czekał już Luc. Śmiał się gdy mnie zobaczył z kwiatami.

- Z czego rżysz? Nie moja wina, że są nieobliczalni.

- Wejdź do domu to zobaczysz. - nie mógł powstrzymać rechotu.

Przekroczyłam próg i zamarłam. W każdym możliwym miejscu stały kwiaty. Różne bukiety, w różnych kolorach i różnej wielkości. Spojrzałam na przyjaciela, a ten tylko wzruszył ramionami.

- Przychodziły każdego dnia. Nie miałem serca ich wyrzucać.

- Dzięki. To może otwórzmy nowy biznes, kwiaciarnię. - powiedziałam. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony byłam zła, ale z drugiej skakałam do góry ze szczęścia, że tak się starał. Kochałam Harrego Stylesa i nic nie mogłam na to poradzić.

Po drzemce rozsiadłam się przed telewizorem w salonie. Ojciec gotował w kuchni coś dobrego, bo od samego zapachu ciekła ślinka. W fotelu z wyciągniętymi nogami siedział Lucas.

- O czym myślisz? - zapytałam.

- O tym durnym lekarzu, który do tego wszystkiego doprowadził. - odparł nie otwierając oczu.

- Wyjaśnij, bo nie do końca rozumiem.

- Grace, on ma zabrane prawo do wykonywania zawodu. Chciał wykończyć Harrego i myślę, że przy okazji ciebie.

- Słucham? Co ty mówisz?

- Michael Slow to gnój. Nie wiem jak ukrył to wszystko, ale się dowiem.

Byłam w szoku. Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję? Owijali cały czas. Podawali mi strzępki informacji, a okazuje się, że miałam rację co do tego faceta. Od początku mi coś nie pasowało, a teraz miałam pewność.

Second Chance (Book2)|| Harry Styles✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz