I

10.1K 420 155
                                    

Jessica:

Idę do sklepu. Przecież ktoś musi być żywicielem tej rodziny, prawda?

W sumie to mama mogłaby zrobić zakupy, ale ona po pracy zawsze jeździ do biura taty i tam jest jego sekretarką. Obydwoje uważają, że tak jest lepiej, a mama zna się na tym. Poza pracą w biurze taty jest nauczycielką matematyki. No a tata ma biuro, jest architektem i pracuje do wieczora. A ja mam jeszcze młodszą siostrę i starszego brata, ale już kilka razy przekonałam się, że na chłopaków nie ma co liczyć. Może na Dave'a trochę, ale tylko trochę.

Ogólnie to na pewno muszę się pośpieszyć, bo mam próbę ze swoim "zespołem". Gramy tak naprawdę tylko dla siebie, czasami w jakiś klubach. Nasza muzyka nie jest jakoś bardzo uwielbiana przez dzisiejszą młodzież. Teraz tylko Bars and Melody, Justin Bieber, Drake i oni wszyscy. Ale w sumie jakoś mnie to nie przejmuję.

Wchodzę szybko do sklepu i robię dosyć duże zakupy. Wszystko się przecież przyda i nigdy nic nie wiadomo.

Wychodzę ze sklepu i obładowana w reklamówki idę do domu. Tak, mogłam jechać autem, ale widzę, że tego nie przemyślałam. No ale trudno, teraz muszę dźwigać to gówno.

Do domu mam stosunkowo niedaleko, więc odpycham lenistwo i idę przed siebie. Gdyby ktoś pomógł mi to nieść... Dave mógłby, w sumie, nic by mu się nie stało, gdyby raz wyszedł z domu i mi w czymś pomógł.

Idę i ciągle myślę o tym, jak bardzo mi się nie chcę, ale przemyślenia przerywa mi klepnięcie w tyłek.

Cholera. Mama mówiła, że jeśli mężczyzna nie jest twoim chłopakiem, mężem, czy coś, i uderzy cię w tyłek, a tobie się to podoba, bądź się na to godzisz, to się nie szanujesz. A ja przecież się szanuję!

Chyba zbyt bardzo chcę to udowodnić, bo wypuszczam reklamówkę z ręki, powodując wysypanie się z niej wszystkich produktów, odwracam się i uderzam winowajcę w twarz. Wiem, że nie tak powinnam reagować, ale to chyba najlepszy sposób.

Zdziwiony chłopak łapie się za policzek i spogląda zdenerwowanym wzrokiem na swojego kolegę.

-Przecież on to zrobił!-głośno protestuje, pokazując na chłopaka obok.

Trochę się gubię, bo nie wiem w końcu, kto zawinił i czy nie będzie mi teraz wstyd, przez tego przystojnego blondyna...

-I tak się nie obronisz-mówi inny.-I nie bzykniesz, wygląda na całkiem mądrą, jak na blondynkę.

Robię zdziwioną minę.

-Bzykniesz?-pytam.-Co to, do cholery, znaczy?

Chłopcy się śmieją, jednak mi do śmiechu nie jest. Nagle chyba ogarniają i przestają się śmiać.

-Czekajcie, ona naprawdę nie rozumie-zauważa blondyn.

Kiwam głową.

-Chodzi o seks-wyjaśnia inny.

-Ale bzyka pszczoła-mamroczę.-Zaraz zacznę chichotać jak podstawówka z seksu, bo nic o tym nie wiem, ale to trochę zniszczyło moją psychikę-tłumaczę, a oni ciągle patrzą na mnie zdziwieni.

-Nie wyglądasz na cnotkę-zauważa jeden.

-Chyba pozory w tym momencie mylą-przyznaję i schylam się, żeby zebrać zakupy

Inny chłopcy odchodzą, a blondyn schyla się obok mnie i zaczyna pomagać zbierać mi rzeczy.

-Przepraszam, jeśli to nie byłeś ty, po prostu stałeś ze mną-mówię, patrząc się w ziemię.

find me • ch.lOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz