Rozdział 15

2.2K 116 66
                                    

Sophie's POV:

Budzę się z własnej woli, co jest niezrozumiałe. Nie lubię wcześnie wstawać.

Leżę na blondynie, którego ręce są owinięte wokół mojej talii.

Wzdycham, próbując się wydostać z uścisku, ale jest to nie możliwe, a ja nie chcę go budzić.

Sprawdzam godzinę - szósta trzydzieści cztery, zdecydowanie za wcześnie na pobudki.

Opieram policzek o jego klatkę piersiową i mimowolnie zaciągam się jego zapachem - to już choroba?

Ten niespodziewanie się obraca tak, że tym razem on leży na mnie.

Trącam go, aby się obudził, bo dusi mnie swoim ramieniem.

- Wstawaj, nie mamy całego dnia - wzdycham, nie zaprzestając czynności.

- Jeszcze pięć minut. - Przyciąga mnie bliżej siebie i kładzie swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi.

- To mnie puść przynajmniej - przewracam oczami.

Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale naprawdę nie mamy czasu - co z tego, że jest w pół do siódmej.

- Nie. - Mocno mnie ściska.

- Proszę cię. - Przenoszę dłoń na jego policzek, aby jakoś zareagował.

Otwiera oczy i patrzy na mnie nie intensywnością.

- Nie przebrałaś się - zauważa.

- Nie miałam jak - odpowiadam, nie zabierając ręki.

- Przepraszam. - Unosi głowę, aby pocałować moje czoło, co jest dla mnie wyjątkowo opiekuńcze i urocze.

- Za śniadanie się nie gniewam - śmieję się cicho, co on powtarza.

- Już idę - ukazuje rządek zębów.

Wstajemy razem z łóżka, ścieląc je.

Moja kostka już nie boli, co mnie cieszy, ale i tak trochę uważam.

Biorę z plecaka mój mundurek i podstawowe rzeczy, czyli szczoteczkę do zębów i tak dalej.

'*'

Osuszam ciało i zaczynam na siebie ubierać, to co przyniosłam.

Gdy zakładam zakolanówki, drzwi od łazienki się otwierają i staje w nich wściekły, jak i smutny za razem, blondyn.

Następnie przekręca zamek i zaczyna się do mnie zbliżać.

Zaciągam drugą sakrpetkę i patrzę na niego, teraz zauważam, że z jego oczu lecą łzy.

Zarzucam mu ramiona na szyję, aby nie widzieć tak przykrego widoku.

- Co się stało? - pytam szeptem, gdy ten obejmuje mnie w talii.

- Chloe... z Jasonem - jąka się.

Przez moje ciało przebiega dreszcz i zaciskam mocniej ręce na jego karku.

- Zabiję go. - Odsuwam się gwałtownie, ponieważ czuję, jakbym miała zaraz wybuchnąć.

- Nie! - przeczy szybko chłopak i ociera swoje policzki. - On był prawie nieprzytomny, okej? On nie zawinił.

- Wiem, że nie powinnam tego mówić, ale jest mi strasznie przykro - kręcę głową - co z tego, że dla mnie zawsze była szmatą. - zaciskam dłonie w pięści, wbijając sobie przy tym paznokcie w skórę.

- Przestań. - Prostuje moje palce, abym nie zrobiła sobie krzywdy. - Zastanawiam się, czy jakbym cię teraz... - zaczyna się cicho śmiać - nie, to niedorzeczne.

Live Your Life |BaM|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz