Sophie's POV:
Budzę się z własnej woli, co jest niezrozumiałe. Nie lubię wcześnie wstawać.
Leżę na blondynie, którego ręce są owinięte wokół mojej talii.
Wzdycham, próbując się wydostać z uścisku, ale jest to nie możliwe, a ja nie chcę go budzić.
Sprawdzam godzinę - szósta trzydzieści cztery, zdecydowanie za wcześnie na pobudki.
Opieram policzek o jego klatkę piersiową i mimowolnie zaciągam się jego zapachem - to już choroba?
Ten niespodziewanie się obraca tak, że tym razem on leży na mnie.
Trącam go, aby się obudził, bo dusi mnie swoim ramieniem.
- Wstawaj, nie mamy całego dnia - wzdycham, nie zaprzestając czynności.
- Jeszcze pięć minut. - Przyciąga mnie bliżej siebie i kładzie swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- To mnie puść przynajmniej - przewracam oczami.
Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale naprawdę nie mamy czasu - co z tego, że jest w pół do siódmej.
- Nie. - Mocno mnie ściska.
- Proszę cię. - Przenoszę dłoń na jego policzek, aby jakoś zareagował.
Otwiera oczy i patrzy na mnie nie intensywnością.
- Nie przebrałaś się - zauważa.
- Nie miałam jak - odpowiadam, nie zabierając ręki.
- Przepraszam. - Unosi głowę, aby pocałować moje czoło, co jest dla mnie wyjątkowo opiekuńcze i urocze.
- Za śniadanie się nie gniewam - śmieję się cicho, co on powtarza.
- Już idę - ukazuje rządek zębów.
Wstajemy razem z łóżka, ścieląc je.
Moja kostka już nie boli, co mnie cieszy, ale i tak trochę uważam.
Biorę z plecaka mój mundurek i podstawowe rzeczy, czyli szczoteczkę do zębów i tak dalej.
'*'
Osuszam ciało i zaczynam na siebie ubierać, to co przyniosłam.
Gdy zakładam zakolanówki, drzwi od łazienki się otwierają i staje w nich wściekły, jak i smutny za razem, blondyn.
Następnie przekręca zamek i zaczyna się do mnie zbliżać.
Zaciągam drugą sakrpetkę i patrzę na niego, teraz zauważam, że z jego oczu lecą łzy.
Zarzucam mu ramiona na szyję, aby nie widzieć tak przykrego widoku.
- Co się stało? - pytam szeptem, gdy ten obejmuje mnie w talii.
- Chloe... z Jasonem - jąka się.
Przez moje ciało przebiega dreszcz i zaciskam mocniej ręce na jego karku.
- Zabiję go. - Odsuwam się gwałtownie, ponieważ czuję, jakbym miała zaraz wybuchnąć.
- Nie! - przeczy szybko chłopak i ociera swoje policzki. - On był prawie nieprzytomny, okej? On nie zawinił.
- Wiem, że nie powinnam tego mówić, ale jest mi strasznie przykro - kręcę głową - co z tego, że dla mnie zawsze była szmatą. - zaciskam dłonie w pięści, wbijając sobie przy tym paznokcie w skórę.
- Przestań. - Prostuje moje palce, abym nie zrobiła sobie krzywdy. - Zastanawiam się, czy jakbym cię teraz... - zaczyna się cicho śmiać - nie, to niedorzeczne.
CZYTASZ
Live Your Life |BaM|
Fiksi PenggemarCzy w trzy lata da się zapomnieć o osobie, która znaczyła dla ciebie wiele? Ewidentnie tak, oni zapomnieli. Spotykają się po tym czasie i co? Nie poznają się. Zachowują się jak normalni znajomi, nie osoby, które tak mocno się kochały. Ciekawe, jak t...