Rozdział 32

1.4K 96 14
                                    

Sophie's POV:

Jedynym co chodzi mi teraz po głowie w to niedzielne popołudnie, jest wypadek moich rodziców, o którym poinformowała mnie matka, która wyszła z tego tylko ze złamaną nogą.

Wzdycham przeciągle, siedząc w samochodzie Charliego jak na szpilkach.

— Spokojnie, jeszcze godzina jazdy, zleci od tak. — I w tym momencie pstryka palcami.

— Powiedzmy — przewracam oczami.

To jak jadę z Charliem to w zasadzie dosyć krótka historia – Jasona nie było w domu i nie wziął telefonu, a blondyn akurat do mnie przyjechał.

Opieram się głową o szybę i patrzę jak rozmazuje się za nią obraz z powodu naszej jazdy.

'*'

Wysiadam szybko z auta i wchodzę do szpitala.

Tak bardzo się stresuję, choć mama zapewniała, że z tatą nie jest najgorzej – i tak się boję, ok?

Przy recepcji nie ma ani jednej osoby, co mnie cieszy, ponieważ nie muszę się martwić kolejką.

— Przepraszam — mówię do pani za ladą, ale ona zbywa mnie machnięciem ręki.

Czy akurat teraz musi rozmawiać przez ten cholerny telefon?

— Słucham? — w końcu się do mnie odwraca.

— Moi rodzice mieli wypadek, Simon i Collen Evans, jakieś trzy godziny temu, chciałabym ich odwiedzić, dowiedzieć się o stanie, cokolwiek — tłumaczę, czując zdenerwowanie.

— Chwileczkę.

Znów wzdycham.

Charlie kładzie mi dłoń na ramieniu, a kiedy na niego spoglądam, to się uśmiecha.

Staram się go odwzajemnić, ale nerwy zżerają mnie od środka.

— Jak na razie nie może pani odwiedzić ojca, ponieważ ma przeprowadzaną operację z powodu kilku obrażeń wewnętrznych, a pani matka przebywa na trzecim piętrze, sala dziewiąta — oznajmia kobieta, pojawiając się z powrotem za ladą.

— Dziękuję — szepczę cicho i udaję się do jednej z wind, na którą muszę poczekać.

— Sophie — zaczyna Charlie, stając obok mnie.

Kolejny raz naciskam przycisk, choć to nie sprawi, że to klaustrofobiczne pudełko zjawi się tu szybciej.

— Tak? — Odwracam do niego wzrok.

— Ja... muszę wrócić, jutro mam koncert, chyba rozumiesz... — oznajmia niepewnie.

— Jeśli nie jesteś zmęczony i możesz prowadzić, to nie mam prawa cię zatrzymywać — lekko unoszę kąciki ust, aby się nie przejmował.

— Jest w porządku, z twoimi rodzicami również będzie — pociesza mnie.

Słyszę dźwięk windy, więc do niej wchodzę, aby jej nie przegapić.

— Do zobaczenia w przyszłym tygodniu? — Nie jest pewny co do tego.

— W przyszłym tygodniu — przytakuję.

Szybko muska moje usta, ponieważ drzwi zaraz mają się zamknąć.
Robi jeszcze głupią minę, przez co szeroko się uśmiecham, a potem prawdopodobnie odchodzi, nie wiem tego, ponieważ jadę już w górę.

'*'

Staję przed odpowiednią salą i już mam do niej wchodzić, jednak dzwoni do mnie telefon.

Live Your Life |BaM|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz