Rozdział 33

1.6K 103 44
                                    


Sophie's POV:

Budzę się wcześnie rano, jak zawsze w poniedziałki – mój organizm przyzwyczaił się do wczesnych pobudek w dni powszednie, chyba każdy tak ma.

Skopuję pierzynę i zaraz promienie słoneczne, wpadające przez uchylone okno, zaczynają drażnić moje ledwo otwarte oczy.

Nagle jakby zrobiło mi się chłodniej, przez co przechodzi po mnie dreszcz.

Przecieram powieki i siadam na łóżku, przeciągając się leniwie.

Spuszczam nogi i znów dostaję gęsiej skórki, lecz tym razem jest od zetknięcia moich bosych stóp z zimnymi panelami.

Teraz dochodzą do mnie wspomnienia z wczoraj.

Wzdycham ciężko i staję na prostych nogach. Dostaję mroczki przed oczami i czuję jakbym miała zaraz zemdleć, ale jest to u mnie niemal codziennością.

Oddycham głęboko i po około sześciu sekundach wszystko wraca do normy.

Wolno podchodzę do szafy i spoglądam co w niej zostawiłam – kilka rzeczy.

Zasłaniam dłonią usta, ponieważ chcę ziewnąć, a choć jestem tutaj sama, wolę zachować jakąś kulturę.

Biorę dżinsy z dziurami na kolanach, biały crop top i czarno białą bluzę, wyjmuję jeszcze bieliznę i udaję się do łazienki.

Załatwiam się i myję ręce, a następnie zaczynam się ubierać.

Prostuję włosy, ponieważ zaczynają mi się kręcić – urok wilgotnego powietrza.
Prostownica mamy zawsze coś tam daje, gorzej z kosmetykami, których nie mam.

Gotowa schodzę na dół i zaczynam przygotowywać śniadanie.

Kiedy jem już kanapkę wyciągam telefon - jest godzina ósma rano - i piszę wiadomość do Jasona.

Ja:
Kosmetyki też mi przywieź ;*

Idę z ciepłą herbatą przed telewizor, który włączam.

Oglądam kreskówki, gdy mój telefon zaczyna wibrować na stoliku obok.

Biorę go do ręki i rysuję wzór, aby go odblokować.

Mam wiadomość od Charliego, próbował do mnie zadzwonić, lecz nie miałam zasięgu.

Wychodzę na taras za domem i wybieram numer do blondyna.

— Halo? — odzywa się po odebraniu.

— Dzwoniłeś — oznajmiam mu i spoglądam przed siebie.

Już prawie zapomniałam jak tu pięknie.

— No tak, chciałem się spytać co u twoich rodziców. — Wydaję mi się, czy jest zakłopotany?

— Żyją, to najważniejsze — wzdycham. — Z mamą jest okej, sama do mnie dzwoniła, wiesz przecież — mówię — a tata... — przełykam głośno ślinę. — Cóż, z nim trochę gorzej, wczoraj miał operację, dzisiaj powinni go wybudzać ze śpiączki, czy coś — tłumaczę.

— Wyjdzie z tego, musi, ma dla kogo — dodaje mi otuchy, przez co zaczynam się uśmiechać.

— Dzięki, też sądzę, że jestem wspaniałą córką — żartuję.

— Oczywiście — przyznaje mi racje. — A ty i twoje nerwy? — pyta.

— Poszły się kochać — śmieję się. — Mam nadzieje, że nie wrócą z bachorem.

— Tak, rodzina nerwów ci nie potrzebna. — Wyczuł o co mi chodzi, chyba.

— Dobra, blondyn — przerywam chwilę śmiechu. — Idę trochę do tego szpitala, no wiesz — przewracam oczami.

Live Your Life |BaM|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz