Rozdział 5

2.3K 110 33
                                    

To już jutro.
Następnego dnia miałam opuścić swój dom, żeby nie było — z własnej, nieprzymuszonej woli.

Moje walizki wciąż stały puste w kącie pokoju, co niezmiernie mnie irytowało, ponieważ przypominały mi o tym, że musiałam się spakować.

Była dziesiąta rano, a ja nie miałam na nic ochoty, czułam dziwne zmęczenie, jednak powinnam wstać, zjeść coś i zabrać się za pakowanie.

Nikt i tak by za mnie tego nie zrobił, a ktoś by mógł.

Leniwie podniosłam się z łóżka, aby się przeciągnąć i spojrzeć na szafę, do której środka nie chciałam zaglądać.

Wiedziałam, że miałam masę ubrań, które w jedną walizkę na pewno by nie weszły.

Otworzyłam drewniane drzwi i złapałam się za głowę.

Po co było mi tyle rzeczy? Czy mnie czasami nie powaliło?

Jeszcze jakby w tej szafie panował porządek, to byłoby dwa razy łatwiej, jednak wszystkie ciuchy były ze sobą pomieszane.

Z głębokim westchnięciem wyrzuciłam wszystko ze środka.

Ubrania zalały podłogę obok mnie, tworząc małą (wielką) powódź.

Stwierdziłam, że bez muzyki się po prostu nie dało i sięgnęłam po swój telefon, na którym miałam wiadomość od Jasona.

Cóż, napisał godzinę temu, ale nie zaszkodzi odpisać.

Bæ❤:
Słońce, jak idzie pakowanie? 💞


Moja❤:

Świetnie, jestem już prawie spakowana 🙃

Bæ❤:
Albo nie zaczęłaś, albo słabo ci idzie
Znam cię, cwelusko 😊


Moja❤:
Woah, stop, tam słońce, a tu cwelusko, zastanów się 😒

Bæ:
Słońce, głupia cweluska 💞
Lepiej?

Moja❤:
Nah, wal się
Idę sobie i ty też się spakuj lepiej 🙃

Przesunęłam dymkiem chatu, aby go usunąć i weszłam w aplikację z muzykom. Wybrałam odpowiednią playlistę, a po chwili z małego głośnika zaczęły wypływać pierwsze dźwięki mojego ulubionego utworu.

W zasadzie, to połowa piosenek moich idoli była moimi ulubionymi, więc każdą mogłam tak nazywać.

Wróciłam do góry ubrań.
Po jednym spojrzeniu mogłam stwierdzić, że każda z tych rzeczy niekoniecznie była mi potrzebna, ponieważ nie zamierzałam wyprowadzać się stąd na zawsze.

Przynajmniej taki był plan.

Bo wiedziałam, że wrócę, kiedy skończą mi się pieniądze, o tak.

Zaczęłam składać najpierw te firmowe rzeczy, ponieważ trzeba było pokazać klasę i prestiż w nowym miejscu, nie żebym była jakaś wielce bogata — choć byłam.

Zauważyłam też, że nie wszystko lśniło czystością i pachniało, więc postanowiłam to rzucać na osobną kupkę.

Po jakiś trzydziestu minutach wszystko było posegregowane, z czego się cieszyłam.

Jeśli miałabym stać nad tym wszystkim jeszcze kilka minut, to bym zaczęła się rzucać.

Nienawidziłam monotonii.

Live Your Life |BaM|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz