Okazało się, że zemdlenie to skutek uboczny wypadku i że wkrótce powinno być lepiej. Pielęgniarka chciała wezwać moich rodziców, aby mnie odebrali, lecz Matteo zaproponował, że mnie odprowadzi.
- To co, Kelnereczko. Dobrze się czujesz czy mam cię ponieść? - zapytał chłopak, gdy wyszliśmy z gabinetu.
- Poradzę sobie - odpowiedziałam.
- Dlaczego zemdlałaś? - zapytał.
- Pielęgniarka mówiła, że to skutek uboczny wypadku - starałam się unikać jego spojrzenia.
- No tak, ale chcę usłyszeć twoją wersję, Kelnereczko - ciągnął.
- Po prostu - wzruszyłam ramionami. - Lekarz mówił, że w tłumie mogą pojawiać się ataki paniki. Tylko, że do tej pory się nie zdarzały. Przepraszam, że przeze mnie musisz opuścić lekcję i mnie odprowadzać.
- Spacer nikomu jeszcze nie zaszkodził - uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. - Wiesz co, może potem spotkamy się w parku?
- Ale przecież ty jesteś z Ambar - powiedziałam.
- Już nie.
- Długo byliście parą, - stwierdziłam.
- Tak... To co o 16:30 w parku obok fontanny? - zmienił temat, za co byłam mu wdzięczna.
- W takim razie będę.
Przez resztę drogi rozmawialiśmy na każdy temat, dzięki czemu droga minęła nam niepostrzeżenie.
Weszliśmy do domu drzwiami dla personelu. Moi rodzice byli w kuchni.
- Skarbie, czemu jesteś w domu tak wcześnie? - zapytał mój tata, gdy mnie zauważył.
- Zemdlałam i pielęgniarka kazała mi wrócić do domu. Chciała po was zadzwonić, ale Matteo powiedział, że mnie odprowadzi - powiedziałam wchodząc w głąb pomieszczenia.
- Nic ci się nie stało? - zapytała mama przytuląc mnie.
- Nie, Matteo mi pomógł - oznajmiłam pokazując na chłopaka.
- Dziękujemy ci, że zająłeś się Luna i odprowadziłeś bezpiecznie do domu - powiedział tata.
- To była dla mnie przyjemność - chłopak uśmiechnął się.
- Będę mogła potem spotkać się w parku z Matteo? - zadałam pytanie.
- Powinnaś odpoczywać i nie chcemy żeby coś ci się stało - stwierdziła rodzicielka.
- Ale nic mi się nie stanie, proszę - nie dawałam za wygraną.
- Jak chcą państwo, to przyjdę po Lunę i ją odprowadzę, aby nic się jej nie stało - obiecał Król Paw i spojrzał na mnie.
- Zgoda - powiedzieli w tym samym czasie rodzice.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam chłopaka, na co kiwnął głową. - Choć na zewnątrz.
- Dziękuję ci za wszystko - powiedziałam, gdy byliśmy w ogrodzie.
- Nie ma za co, już ci mówiłem, Kelnereczko - znowu się uśmiechnął, a ja czułam, że mogłam patrzeć się na ten uśmiech godzinami. - Zrób zdjęcie, to zostanie na dłużej - zacząć się śmiać.
Postanowiłam zrobić mu na złość, więc wyciągnęłam telefon i zrobiłam mu zdjęcie.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś - oznajmił.
- Ja też - zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną.
- Muszę już iść - stwierdził, gdy się uspokoiliśmy.
- Wracasz do szkoły, Królu Pawiu?
- Chyba tak. Bądź gotowa o 16:30 - przypomniał mi, po czym mnie przytulił. Na początku nie wiedziałam co się dzieje, lecz potem odwzajemniłam pożegnanie.
- Cześć - powiedział, gdy wypuścił mnie z objęcia.
- Pa - pomachałam ręką w jego stronę, a następnie patrzyłam jak z każdym krokiem oddalał się coraz bardziej.
Parę godzin później
- Luna, Matteo przyszedł! - usłyszałam krzyk mamy.
Ubrałam się w kupione niedawno rzeczy.
Zeszłam na dół i zobaczyłam jak moi rodzice rozmawiają z królem toru.- Cześć Luna - przywitał mnie przytuleniem.
- Cześć, my już pójdziemy - pożegnałam się z rodzicami i wyszliśmy z domu.
Szliśmy w stronę parku, aż nagle poczułam jak Matteo łapie mnie za rękę i splata nasze palce. Momentalnie zrobiło mi się ciepło. Spojrzałam najpierw na nasze złączone rękę, a potem na Króla Pawia, lecz nie protestowałam.
- Dlaczego się tak ubierasz? - zapytał chłopak.
- O co ci chodzi?
- Nigdy się tak nie ubierałaś - zaczął mówić. - Bardzo się zmieniłaś. Wolałem cię, gdy byłaś... Taka jak wcześniej. Co się takiego stało? - zapytał, gdy siadaliśmy na ławce na przeciwko fontanny.
- Nii-c - wyjąkałam.
- Przecież widzę - popatrzył mi się w oczy, lecz ja unikałam jego wzroku.
Znowu sobie przypomniałam. Zbierało mi się się na płacz. Powstrzymywałam się, lecz w końcu nie wytrzymałam.
- Jaa-a...
- Nie musisz nic mówić - powiedział, a gdy zobaczył moje łzy, przytulił mnie. - Ciii... - wyszeptał mi do ucha, kołysząc mnie na boki.
Po jakiś 15 minutach udało mu się mnie uspokoić.
- Przepraszam, nie powinnam się rozklejać.
- Nic się nie stało, Kelnereczko - uśmiechnął się.
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu go przytuliłam. Gdy go puściłam nasze twarze były bardzo blisko siebie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Czułam, że ta chwila może trwać wiecznie. Matteo zaczął się do mnie jeszcze bardziej zbliżać, cały czas patrząc w moje oczy. W momencie, gdy miał mnie pocałować, odsunąłam się od niego. Nie jestem na to jeszcze gotowa.
- Przepraszam - powiedział drapiąc się po karku, Matteo. - Nie powinienem.
- Nie, jest okey. To ja przepraszam, po prostu to wszystko dzieje się tak szybko i nie jestem na to gotowa - wyznałam szczerze.
- Nic nie mów - położył mi palec na usta. - Mam pomysł chodźmy na lody! - wykrzyknął, uśmiechając się, jakby to co się stało nie miało w ogóle miejsca.
- Chodźmy - uśmiechnąłam się szeroko.
_____________☺☺☺☺☺___________
Mamy kolejny rozdział. Postanowiłam, że rozdziały będą długie, ale np. 2,3 razy w tygodniu.
~~<(W)eronika>
CZYTASZ
Inna Luna |Soy Luna|
FanfictionPo pewnym wydarzeniu szestastoletnia Luna zamyka się w sobie, zmienia swój charakter, styl, a nawet coraz rzadziej robi to co kocha. Czy odmieni ją miłość? " - Zwolnij! - krzyczę przerażona, na co on zaczyna się śmiać. Po chwili widzę białe światło...