Rozdział 7

3.5K 174 16
                                    

Wypatrywałam pomarańczowej czupryny przyjaciółki. Gdy w końcu ją zobaczyłam szła w naszą stronę, a tuż za nią Conor. No to pięknie...

Byli coraz bliżej. Myśl, myśl. No dlaczego ona mi to robi?Ugh... Rozejrzałam się brak dróg ucieczki. Zresztą już za późno. Becky już była przy nas.

-Cześć kochana.- powiedziała to tak sztucznym i piskliwym głosikiem,że myślałam,że się porzygam. Jednak nie dałam tego po sobie poznać. Odwzajemniłam jej uścisk, przełamując panującą we mnie niechęć.

-Oh, Sam wyglądasz wspaniale...- utrzymywała ten sam ton głosu.

- Elenor mi pomogła.- powiedział znów patrząc na mnie tym przenikliwym spojrzeniem.

-No El nie wiedziałem,że jesteś taka pomocna.- wtrącił się Conor. Na co się spięłam. Nie uszło to uwadze bruneta, który aktualnie taksował spojrzeniem blondyna.- Jestem Conor , a ty Sam tak?-zapytał i podał chłopakowi dłoń na przywitanie. Jednak brunet ja zignorował.

-Tak.- powiedział niezbyt przyjemnym tonem. Dzięki Sam, chociaż ty stoisz po mojej stronie. Chociaż nie ma w sumie nie ma innego wyjścia inaczej wywalę go z domu i tyle. Ale jednak dobrze mieć kogoś po swojej stronie.

-El chciałbym z tobą porozmawiać.- zwrócił się do mnie tonem nie znoszącym sprzeciwu.

-Ale przecież rozmawiamy.-powiedziałam słabym głosem. Sam chyba znowu zauważył,że coś jest nie tak, bo zbliżył się do mnie. Teraz stykaliśmy się ramionami. Dzięki temu małemu gestowi poczułam się trochę pewniej.

-Wolałbym w cztery oczy- posłał mi wkurzone spojrzenie.- Becka pokaż nowemu koledze ogród, może sobie popływacie.- posłałam rudej błagające spojrzenie.Proszę nie.

-Jasne idziemy, będzie fajnie.- powiedziała przesłodzonym głosem. Co ona czekolady się najadła. Sam spojrzał na mnie, odpowiedziałam zbolałym spojrzeniem.

- Nie dzięki mi tu fajnie.- spławił rudą. Cieszę się,że jednak go nie wyrzuciłam.

Blondyn nie by z tego zadowolony. Na jego twarzy widniała złość i irytacja. Zbliżył się do bruneta. Chciał pokazać swoją przewagę zabierając mu przestrzeń osobistą. Jednak Sam się tym nie przeją. Tylko odwrócił głowę w moją stronę i zapytał:

-Pójdziemy się jeszcze napić?

Szok na twarzach Becky i Conora, był najlepszą rzeczą jaką dzisiaj zobaczyłam. W końcu jak ktoś śmie ignorować wielkiego Conora Smitha, kapitana drużyny i największego przystojniaka w szkole? Badboya, którego każdy się boi? A jednak nie każdy.

Pokiwałam głową na tak. W końcu mam okazję do ucieczki. Zdążyłam zrobić krok w stronę kuchni. Gdy poczułam mocne szarpnięcie, za nadgarstek.

- Ty nigdzie nie idziesz.- usłyszałam przy uchu.- A on niech spada.

-Puść mnie to boli.- powiedziałam coś czuję,że będzie po tym ślad.

- Pff...Za niedługo cie dopiero zaboli.- powiedział poważnie. Czy mu całkiem odwaliło?

- Puść ją i nie waż się jej nigdy więcej grozić- to powiedział Sam. Jego głos był tak władczy, że aż przeszły mnie ciarki.

- Chyba śnisz cwelu, ona jest moja i możesz sobie pomarzyć,że podzielę się jej pięknym ciałem.

- Mówiłem puść ją.- pojawił się przy nas. Gromił blondyna wzrokiem.

-A jak nie?- zapytał z drwiną.

Sam nic więcej nie powiedział. Podszedł do Conora chwycił go za koszulkę i podniósł do góry. Pod wpływem siły podniesienia mój nadgarstek został uwolniony.

-Bo jeśli ją jeszcze raz dotkniesz, dopilnuję abyś nigdy nie zrobił z niczym.- Wszyscy ludzie patrzyli na tą sytuację. Nie dziwię się od Sama wręcz biła aura mocy. Jego oczy zabłysły na jasno niebiesko.- Rozumiemy się ?

- Za kogo ty się uważasz?- odpowiedział pytaniem.

- Za jej strażnika.- powiedział i rzucił chłopakiem. - Chyba na nas już pora.- zwrócił się do mnie. Pokiwałam. Jego oczy miały już normalną barwę. Musiało mi się przewidzieć.

Wracaliśmy do domu w ciszy głupio mi było, że Sam uczestniczył w takiej sytuacji, ale także jest mi niezmiernie miło, że wstawił się za mnie. Mógł przecież iść z Becką. Uh... Becka mam jej dość, czy ona to wszystko robi celowo? Nie ważne. Kiedyś jej wredota się na niej zemści.

Byłam przytłoczona, gdy wróciliśmy do domu. Znowu opadłam bezsilna na kanapę.

- Przepraszam.- powiedziałam załamana.

- Za co tym razem?

- Zniszczyłam ci imprezę.

- W sumie jak na pierwszą imprezę było nawet dobrze.- momentalnie się ożywiłam.

- Nie byłeś nigdy na imprezie?- pokiwał głową.- Jeszcze mi powiedz,że pierwszy raz piłeś.

-Zgadza się.- moje oczy był wielkości spodków.

-A tańczyłeś chociaż?

-Nie, ale w sumie to ciekawie wyglądało. Ci wszyscy ludzie poruszający się w ten sam rytm, lecz każdy inaczej. Według własnej muzyki gdzieś we wewnątrz. To musi być wspaniałe.

-Możemy zatańczyć. Jeśli chcesz oczywiście.- powiedziałam nie pewnie.

-Ale jak?

-Po prostu...

Podeszłam do wierzy włączyłam jakiś wolny utwór. Stanęłam przed chłopakiem.

-Wstań- powiedziałam miękko.

Nie protestował, od razu spełnił moją prośbę. Chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam na środek salonu gdzie było więcej miejsca. Położyłam jego dłonie na mojej tali, a swoje splotłam na jego karku. Wyraźnie się spiął.

- Rozluźnij się i zacznij się kołysać. A potem jakoś pójdzie.

Chłopak spełnił moje żądania. Po chwili tańczyliśmy do wolnej melodii. Moja głowa była oparta o jego pierś. Swoją brodą opierał się o moją głowę. Sunęliśmy tak w milczeniu, aż piosenka się nie skończyła. Podniosłam głowę, jego oczy znów paliły niebieskim światłem. Byłam jak zaczarowana.

- I poczułeś te muzykę. Tę głęboko w tobie?

- Tak - powiedział nie przytomnie. - O wiele bardziej niż czułem cokolwiek innego w moim życiu...

Mój Anioł✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz