Rozdział 25

1.6K 92 1
                                    

Szłam właśnie do sklepu. Jako, że dzisiaj była niedziela stwierdziłam,że muszę się przygotować chociaż trochę do szkoły, szczególnie po ostatniej nieobecności. Po skończonej nauce miałam ochotę na coś słodkiego, ale nic nie było, więc byłam zmuszona opuścić moje domostwo. O ja nieszczęsna.

Weszłam do supermarketu i od razu poszłam do półki z czekoladami. Nie mogłam się zdecydować nad tabliczką z orzechami a białą czekoladą, więc wzięłam obydwie. Gdy wychodziłam ze sklepu było około godziny dwudziestej, powoli zaczął zapadać zmrok.

Szłam dość szybkim krokiem mieszkałam na odludziu, więc do sklepu miałam kawałek, a dokładniej trzy kilometry. W połowie drogi zaczęło się robić całkiem szaro, niebo było mocno zachmurzone, oby nie padało.

Zaczęłam czuć dziwne napięcie w ciele. Jakby ktoś mnie obserwował, wydawało mi się, że już przyzwyczaiłam się do tego uczucia, przecież Damnum cały czas mnie strzeże. Choć szczerze mówiąc teraz odczuwałam kompletnie coś innego, gdy białowłosy mnie pilnuje, jak kolwiek to brzmi, jestem spokojna i wyciszona bo mam pewność, że nie jestem sama i jestem bezpieczna. Teraz nie czuje się w ogóle bezpieczna. Może to jakaś typowa paranoja kobiety. Tyle ostatnio mówi się o gwałtach i innych strasznych rzeczach.

Poczułam większe napięcie, by dotrzeć do mojego domu musiałam przejść przez odcinek drogi, który przechodził przez las. Nie panikuj El, jesteś dużą i dzielną dziewczynką. Boże chyba mi odbija. Wydawało mi się co chwile, że ktoś za mną idzie, ale gdy się odwracałam nikogo nie było. Spokojnie przecież Damnum nie pozwoli by coś mi się stało. Teraz poczułam większe nerwy, przede mną znajdował się najgorszy kawałek, tam las był najgęstrzy. Zaczęłam czuć zimno, tylko to sobie wyobrażasz. Chłód nieustępował. To nie jest prawda tylko się boisz i wymyślasz. Na szosie zaczął pojawiać się szron, podobnie jak wtedy na lustrze. Zatrzymałam się mimowolnie i przejrzałam temu procesowi.

- Co jest ...- nie skończyłam mówić.

Coś chwyciło mnie za kostkę. Upadłam na ziemię. Czułam jak mnie ciągnie w stronę lasu. Krzyczałam w niebo głosy. Próbowałam chwycić się czegokolwiek, ale jezdnia była zbyt ślizga i twarda. Kątem oka zobaczyłam co mnie ciągnie, był to jakiś stwór, poznawałam te okropne pazury co ostatnio,to właśnie nimi rozdarł mi kostkę, teraz wokół niej była kałuża krwi, która rozciągała się z każdym szarpnięciem. Próbowałam wierzgać nogami. Utrudniło to stworzeniu ciągnięcie, ale równocześnie sprawiało więcej bólu.

- Czego do jasnej cholery chcesz!!!- zawyłam, gdy szpony mocniej wbiły mi się w kostkę.

- Ja nic nie chce...- powiedział sycząc i przerywając hienim śmiechem. - To pan cie chce.- znowu śmiech. - Będziesz cierpieć- śmiech.-Bardzo długo. - brzmiał jakby mówienie sprawiało mu problem a jedynym naturalnym odruchem było śmianie się.

- Czemu? Nic nie zrobiłam.- powiedziałam ledwo kontrolując uciekający krzyk bólu.

- A czemu nie? - i znowu przerażający śmiech.

Nagle usłyszałam trzask.

~~~~~~~~~~~

Wróciło 😍😍
Rozdział nie sprawdzony😞

Mój Anioł✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz