Rozdział 4

4.3K 189 40
                                    

O matko,  co ja robię?  Serio chyba zwariowałam,  bo inaczej nie da się tego wytłumaczyć się nie da.  Uhg... Odwaliło mi na Amen.  Prowadzę obcego chłopaka( prawdopodobnie psychopatę)  do mojego domu. Strasznie się cieszę,  że rodziców nie ma w domu.  Czy ja się słyszę? Będę z obcym facetem w domu całkowicie sama.  Ta ...zadzwonicie do psychiatryka . 

W tym momencie bardzo się cieszę, że mieszkam blisko lasu. łatwiej przejść z chaty do domu nie zauważonym . No i nie mam żadnej złośliwej sąsiadki,która zaraz zadzwoni do mamy.Same plusy, które są także strasznymi minusami. Jak będzie mnie powoli zabijał nikt nie poinformuje policji. Fajnie...

Weszłam na niewielką posesję mojego domu. Budynek był przeciętnej wielkości, jedno piętrowy. Niestety podwórko mogło by być znacznie większe. 

Chłopak szedł potulnie za mną. Lepiej iść przed nim niż taszczyć go. Nic nie mówił, no może oprócz paru zdań. Jak on tak może. No błagam.

Otworzyłam drzwi kluczem, jak dobrze,  że go zabrałam. Weszłam do środka, chłopak nadal zastanawiał się nad wejściem.

-Co znowu nie tak?- zapytałam zirytowana.

- Nic.Zastanawiam się czy ktoś jeszcze tam nad tobą czuwa...- powiedział patrząc w niebo.

- Tam?- wskazał palcem w górę.- Czemu o tym myślisz?

-Bo chcesz wpuścić obcego chłopaka do twojego domu. To nie zbyt mądre.- też mi odkrycie.

-Tak wiem. Idziesz czy zostajesz?

Wszedł powoli do środka dokładnie rozglądając się po pomieszczeniu. Przeszłam do salonu. I włączyłam telewizor. Mam taki odruch, że lubię jak jest trochę głośniej jak jestem sama.

-Poczekaj chwilę przyniosę ci coś do ubrania.- powiedziałam do chłopaka.

Weszłam do  pokoju starszego brata. Pojechał teraz na studia, więc chyba nic się nie stanie jak pożyczę od niego koszulkę i dresy. Szybko zeszłam na dół. Chłopak uważnie skanował  moje ruchy.

- Proszę, ubierz się w nie.- podałam mu ubrania.- A tam masz łazienkę.-wskazałam pomieszczenie na przeciwko sypialni rodziców.- Możesz z niej skorzystać w szafce pod zlewem są ręczniki. - chłopak pokiwał głową i poszedł w wskazanym kierunku. 

Okay, teraz muszę przygotować coś do jedzenia. W kuchni znalazłam zapiekankę. Mama pewnie wiedziała, że nie będzie mi się chciało robić żadnych porządnych dani. Wstawiłam ją do piekarnika. Okay teraz tylko czekać,aż się zrobi. 

W miedzy czasie muszę wymyślić co zrobić z tym chłopakiem. Nie może tu długo zostać. Znaczy do końca tygodnia maks, bo rodzice wracają. Na pewno będzie go ktoś szukał. Pomyślą, że utonął w końcu był nad brzegiem rzeki.Mam nadzieje,że szybko znajdę rozwiązanie z tej nie fortunnej sytuacji.Czemu muszę być tak dobrym człowiekiem?

Stałam twarzą do piekarnika, placami do drzwi. Myśli mnie tak pochłonęły,że nie ledwo usłyszałam wychodzącego z łazienki bruneta.

-Już w piekarniku robi się...Ciacho..-wyrwało mi się gdy ujrzałam to ziemskie wcielenie anioła. Boże jakim cudem można być tak przystojnym? No jak się pytam?

- Jakie?-zapytał też mi się przyglądając. Teraz dopiero przestałam go pożerać wzrokiem. To nie moja wina, że ma kaloryfer.I te zmierzwione, mokre włosy...Dobra stop! To jego wina, że ma boskie ciało, ale moja że gapię się jak zakochana dziesięciolatka. A przecież mam już te szesnaście, no prawie siedemnaście lat, więc się dam jakoś radę.

-Co? A nie ciasto tylko zapiekanka...-odwróciłam się w stronę piekarnika. Tak będzie bezpieczniej.-Siadaj.

Wykonał moje polecenie. Na całe szczęście potrawa była gotowa. Nałożyłam ją na talerze i podałam chłopakowi. Siadłam i zaczęłam jeść. Sam patrzył dokładnie na talerz, jakby miał zaraz rozwiązać jakąś tajemnice wszech świata. Ok, może nie lubi zapiekanki. 

-Jak nie chcesz, to zrobię ci coś innego.-zaproponowałam, przeżuwając. Tak wiem to nie kulturalne.

-Nie trzeba...-mruknął i wziął odrobinę do ust. Żuł bardzo powoli. Dziwne, ale nie będę tego komentować. 

Po chwili pożerał to co miał na talerzu.Czyli jednak smakuje mu. Gdy byłam w połowie porcji, on swoją skończył.

-Chcesz jeszcze?- pokiwał głową na tak.

W końcu skończyliśmy jeść, szybko uporałam się z myciem. Teraz czas na poważną rozmowę. Podeszłam do lodówki, wzięłam sok i nalałam nam obu. Jak grzecznie zapytać się gościa: ,,hej mógłbyś już spadać, bo pomimo tego,że jesteś mega przystojny, to się ciebie boję?". Siedzę teraz przy stole, on naprzeciwko mnie. Wzrok ma utkwiony w mojej twarzy.

-To co dalej zamierzasz?- zapytałam bawiąc się szklanką.

- Nie rozumiem...

- No wiesz na pewno masz jakaś rodzinę, szukają cie...

-Nie mam rodziny- przerwał mi nagle.- Wszyscy zginęli rok temu.- oh, kurde i jak ja mam go wyrzucić z domu. No jak?. Moje serce jest zbyt słabe na takie coś. To wina rodziców, mogli wychować mnie na bezlitosną sukę. Teraz muszę się męczyć.

- To z kim mieszkasz ?

-Sam , mam dwadzieścia jeden lat.- powiedział. Kurcze aż tak dużo. W sumie wygląda na tyle. Ale jest plus tej strony, bo może wyjść i nie wrócić tutaj.

- Aha...Czyli kiedy wracasz do domu?

Wydał się być zły tym pytaniem.

- A co przeszkadzam ci?- zapytał...oburzony?

- Nie tylko rodzice wrócą w niedziele wieczorem i nieźle mi się dostanie jak...

-Uderzą cie?-był teraz strasznie zły.

-Nie dosłownie, dostanę karę nie cielesną.

-Aha, w porządku.- wyraźnie się uspokoił.

Oboje zamilkliśmy. Miałam drążyć temat pozbycia się go, gdy zadzwonił telefon.

-Tak, słucham...-odebrałam.


Mój Anioł✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz