Rozdział 35

1.6K 88 14
                                    

Ruszyli, więc obaj jeden w blasku niebiańskiej chwały, błogosławiony przez Boga . Drugi w ciemności skąpany jedynie moją miłością naznaczony. Miecze swe obaj wznieśli ku niebu, oddając hołd Panu ich jedynymu. Spojrzał na mnie jeszcze raz, a później ruszył w walki trans. Bitwa się rozpoczęła. Dwie dobre istoty w swej naturze walczą ze stworem piekielnym. Bo niestety właśnie taka jest dobra natura,że zła się nie lęka i nigdy nie pozwoli mu panoszyć się bezkarnie po tym świecie. Chociaż niestety to chyba złe  słowo,bo gdyby nie ta walka mrok spłątał by sidłami cały świat.

Walczą obaj starając się jak mogą,lecz ich przeciwnik zawsze jest trochę szybszy i trochę silniejszy. Za każdym razem gdy trafia, któregoś z nich z moich ust wyrywa się wrzask. W końcu Damnum pada, został zraniony zamiast swego brata.

Nie zważając na niebezpieczeństwo biegnę do niego. Obojętne mi czy mnie schwytają czy nie. Damnum musi żyć!  Nie może umrzeć nie przeze mnie. Dobiegam do niego a wszytko to dzieje się jakby przez mgle. Kątem oka dostrzegam, że Sam jeszcze walczy. Przenosze całą moją uwagę na Damnuma. Z jego piersi sączy się krew. Łkam coraz głośniej.

- Ukochany... Mój ukochany... - szepcze pochylając się nad jego ranną piersią. Chwytam go za rękę. Białowłosy tylko na mnie patrzy, lecz jego wzrok staje się coraz bardziej pusty. - Nie zostawiaj mnie! Nie odchodź!- zaczynam delikatnie krzyczeć. - Proszę cie błagam!- łzy coraz bardziej zakrywają mi widoczność. - Damnun  jeszcze tyle przed nami, proszę ty nie...- moje ręce trzęsą się coraz mocniej. nie umieraj....- gdy wymawiam te słowa zdaje sobie sprawę, że to prawda, że to się stanie. W akcie desperacji całuje go u usta. Co z tymi bajkami o pocałunku prawdziwej miłości? Co z nimi do cholery?! Czemu nie działa?! Całując go spostrzegam, że on ... On .. On um.. On umarł...

~~~~~~~~
Uwaga koniec jest bliski... 😢😢😢

Mój Anioł✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz