Rozdział 29

1.6K 95 5
                                    

Damnum zamknął na chwilę oczy i wziął kilka głębszych wdechów. Spojrzał na mnie z bólem.

- Elenor, wyczuwałem cierpienie dużo bardziej niż ktokolwiek inny. Tym zajmowałem się na codzień,to było moje zdanie.  Samuel mógł to ukrywać przed wszystkimi aniołami, ale mnie nie mógł zwieść. Ja juz nie mogłem tego wytrzymać, w mojej naturze była zakodowana chęć pomocy. Twoje cierpienie stawało się dla mnie udręką a ja nie mogłem ci pomóc. Czułem się bez silny. W końcu to doprowadzało mnie do szaleństwa. Nikt nie mógł mi pomóc. Aż  jeden z łaskawych archaniołow przypomniał mi warunki przyjęcia ciebie w niebiańskie zastępy. Wiedziałem co musiałem zrobić, musiałem wezwać Cię na ziemię.

Nie mogłem tego zrobić za niebiańskich bram. A nie było też możliwości bym stał się człowiekiem,albo przynajmniej spoczął na ziemi. Został mi tylko jeden sposób... Bardzo bolesny dla mojej duszy. Musiałem się wyrzec wszystkiego co we mnie dobre i Boskie. Gdy już podjąłem decyzję,gdy już byłem pewien co zrobię, poszedłem do stóp Pana mego. Uniżyłem się jak najbardziej mogłem. I powiedziałem mu co zamierzam zrobić. Odpowiedział mi wtedy, że moje serce jest czyste i nie muszę odchodzić, ale przyznał również, że nie ma innego sposobu by cię uwolnić. Gdy zapytałem czy mi wybaczy, czy będę jeszcze kiedyś godny miłości i prawdy...- po jego policzkach popłynęły pojedyncze łzy.- Czy istnieje pokuta,która pozwoli mi zmieść jarzmo mojego grzechu. On wtedy on..- jego głos drżał. - On powiedział, że już zostało mi wybaczone, gdyż dla dobra drugiej istoty jestem gotowy dać się piekłu pochłonąć. Powiedział, że mam serce czyste i gotowe do poświęceń,że wykonałem powierzone mi zadanie, a to jest ostatnim. To ma dać lekcje pokory mojemu bratu a wolność tobie, a mnie niestety cierpienie i stratę. - zamilkł na chwilę,  znowu chwyciłam jego dłoń. - Po rozmowie z Panem już  byłem gotowy.

Stanąłem nagi przed nieskończoną czeluścią.  Stał tam strażnik bram, zaprosił mnie kosą zamaszystym gestem, moje przejście przez bramę nagrodził upiornym śmiechem. Po czym mnie pchnął w otchłań. Odruchowo rozłożyłem moje skrzydła.  Pokrywały się one słomą i obdzierały się z piór. Gdy już upadłem  na samo dno moje skrzydła przypominały szkielet przykryty gdzieniegdzie krwią i kawałkami skóry.

Wtedy pozostało mi jedno zadanie, wydostać się z podziemi. Wiedziałem, że takie igranie z panem zła może się źle skończyć, ale musiałem zaryzykować. Wydostanie się prawie mnie zabiło, ale czołgałem się powoli wiedziony obietnicą twojej wolności. Gdy ujrzałem blask słońca, wiedziałem gdzie jestem. Zacząłem krzyczeć, że Cię przyzywam i żądam zwrócenia twej duszy, gdy byłem pewny, że me prośby zostały wysłuchane,  Padłem bez sił....

Mój Anioł✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz