10

535 58 10
                                    

Kolejnego dnia nie poszłam do szkoły. Nie czułam się na siłach. Byłam bardzo zmęczona, a pod moimi oczami widniały ogromne wory, których nie dało się zatuszować. Przez całą noc zmrużyłam oczy może na godzinę. Cały czas miałam przed sobą obraz Tim'a trzymającego nóż. Czułam się jak jakiś pieprzony prorok, bo w końcu coś podobnego mi się śniło. Ważne dla mnie było to, że chłopak nie chciał mnie skrzywdzić, co oznaczało, że mimo jego ogromnego chamstwa jednak mu zależy. Gdzieś w głębi siebie cieszyłam się z tego. Nie powiedziałam nikomu o wczorajszych wydarzeniach. Nie chciałam martwić bliskich i narażać ich na niebezpieczeństwo. Nie darowałabym sobie, jakby któremuś z nich stało się coś poważnego i to przez moją głupotę.  Zastanawiało mnie bardzo, czemu ktoś chce mnie skrzywdzić. Z nikim się nie kłócę, raczej nie mam wrogów. Była to dla mnie jedna wielka zagadka. 

Nie miałam co ze sobą zrobić, więc poszłam pobiegać. Po kilku minutach sprintu dałam sobie spokój. Mój organizm odmawiał posłuszeństwa. Wróciłam do domu i po licznych próbach doprowadzenia swojego wyglądu do porządku chyba mi się udało. Włosy związałam w niedbałego koka, a co do stroju to miałam na sobie zwykłą, czarną koszulkę, białe rurki i czarne nike.  Zjadłam lekki posiłek, wzięłam moją czarną torebkę, z którą praktycznie się nie rozstaję i ruszyłam w stronę szpitala. Nie miałam blisko, jednakże chciałam się przejść. Pogoda dopisywała, więc tym bardziej miałam ochotę na spacer.
Przekroczyłam drzwi placówki, a do moich nozdrzy dotarł znienawidzony przeze mnie zapach środków dezynfekujących zmieszany ze starością. Skrzywiłam się nieznacznie i zmierzałam w kierunku sali, w której przebywa mój przyjaciel. Leżał na łóżku i oglądał coś w telewizorze.

-Hej biedaczku. Jak się trzymasz? - musnęłam jego policzek i przysunęłam sobie krzesło.

-Dzisiaj mnie wypisują. Co prawda mieli zrobić to wczoraj, ale lekarz stwierdził, że nic mi nie będzie, jeśli posiedzę tu jeszcze z dzień.  - mówił zirytowany. Poklepałam go lekko po ramieniu, dodając otuchy.

-Czyli mogłam cię odwiedzić w domu? Ehh.

-Czekaj, czekaj. Czemu ty nie jesteś w szkole, hmm?  - uniósł jedną brew do góry. Wyglądało to nieco zabawnie.

-Widzisz, pomyślałam, że wpadnę sobie dzisiaj do mego przyjaciela kochanego, zamiast siedzieć w zamknięciu.

-Nie żartuj sobie. Serio pytam.

-Serio odpowiadam. Nie miałam ochoty iść do szkoły, więc nie poszłam. - pokręcił głową z dezaprobatą i usiadł. Wyglądał o wiele lepiej, niż ostatnim razem jak go widziałam.  Pogadaliśmy, aż rodzice po niego nie przyjechali. Jeremy dostał jeszcze zwolnienie lekarskie na tydzień, co przy tym idzie, nie musi chodzić jeszcze do szkoły. Przynajmniej dojdzie do siebie po tych wszystkich wydarzeniach. Przyłapałam się na częstym myśleniu o Timie. Byłam ciekawa, co jeszcze się wczoraj wydarzyło. Mam nadzieję, że nie ma kłopotów, a tym bardziej ja. Może wyjdę na samolubną sukę, ale nie szukam problemów. 

Zamówiłam taxi i po kilku minutach byłam przed domem. Zapłaciłam odpowiednią kwotę i weszłam do mieszkania. Nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia rodziców, udałam się do pokoju i tak jak zawsze, zamknęłam drzwi.  Napisałam do przyjaciółki z prośbą o lekcje, które natychmiast mi podała. Uzupełniłam zaległości i pouczyłam się.  Gdy oczy same zaczęły mi się zamykać, odłożyłam podręcznik od fizyki i wyszłam na balkon. Usadowiłam się na zimnych płytkach i wdychałam zimne powietrze. Nie mogłam przestać myśleć o sytuacji, która wydarzyła się wczoraj. Przygnębiało mnie to. Chciałam jak najszybciej uzyskać jakieś wyjaśnienia, które mam nadzieję, udzieli mi Tim.

*

Kolejnego dnia wybrałam się do szkoły. Luke zaproponował, że mnie podwiezie, a że uwielbiam jeździć jego ścigaczem, od razu się zgodziłam. Kocham czuć wiatr we włosach i lekką adrenalinę, gdy jeździ pomiędzy autami, wyprzedzając je.
Dzisiaj czułam się o niebo lepiej, w porównaniu do dnia poprzedniego. Chłopak zaparkował na jego stałym miejscu i zeszliśmy z pojazdu.

-Chciałabym mieć swój. - powiedziałam.

-Pogrzało cię? To niebezpieczne. - odfuknął, na co przewróciłam oczami.

-Więc czemu jeździsz? Nauczyłabym się i byłabym lepsza nawet od ciebie, panie White! - wystawiłam mu język. Obdarzył mnie złym spojrzeniem. Zaśmiałam się w duchu. 

-Nikt nigdy nie będzie lepszy ode mnie. Jestem jedyny i niepowtarzalny. 

-Tak, tak. Wmawiaj sobie dalej. - musnęłam jego policzek, na co mnie połaskotał. Odskoczyłam od niego jak poparzona i kręcąc głową, weszłam do budynku. Po przekroczeniu progu od razu podszedł do mnie Borrmann. Pociągnął mnie za rękę i wyprowadził za szkołę, gdzie nikt nie chodził. 

-Co znowu odwalasz? - warknęłam. Zawsze musiał być taki tajemniczy.

-Musisz na siebie bardzo uważać. Nawet nie wiesz, jak mam przejebane, że nie zrobiłem ci krzywdy....

-Dziękuję?  Czemu ktoś chce mojej śmierci? 

-Jedynie wiem, że to przez twoich starych. Chcą im zrobić na złość, a że Luke jest silny, to skupiają swą uwagę na tobie. 

-Kto? Kto skupia uwagę? - głos mi zadrżał.

-Mój szef.  - musnął moje czoło, po czym pobiegł szybko do placówki.  Złapałam się za głowę, przetarłam oczy. Moje życie zamienia się w jakiś thriller.
Zadzwonił dzwonek, więc musiałam iść na lekcję, bo dużo osób mnie już dzisiaj widziało. Weszłam do klasy lekko spóźniona. Nauczyciel spojrzał na mnie wrogo i kazał usiąść na miejscu. Cailin co chwilę zerkała na mnie pytająco, na co wzruszyłam ramionami, nie dając po sobie poznać, że czymś się przejmuję. Niestety przyjaciółka zna mnie na tyle dobrze, że zorientowała się, że coś jest nie tak i znając życie, o wszystko mnie wypyta. Nadal nie wiem, czy chcę komuś o tym mówić, jednak źle bym się czuła, okłamując ją. 

Dzień w szkole minął zniewalająco szybko. Wybrałyśmy się z Cailin na lody, gdzie miałam jej wszystko powiedzieć. Wzięłam sobie mój ulubiony smak, czyli mięta z kawałkami czekolady i ciasteczkowy, moja kompanka zaś oreo i czekoladę. Usiadłyśmy przy stoliku. Patrzyła na mnie wyczekująco. 

-No co? - spytałam niepewnie. 

-No jajco. Mów co się dzieje, bo normalnie zaraz ci przywalę. 

-Nie zrobisz tego. 

-Chcesz się przekonać? - uniosła brew do góry. 

-Kojarzysz Tim'a, prawda? 

-No dziwne, żeby nie. 

-Więc jak wychodziłyśmy wczoraj z kawiarni, to dał mi karteczkę, na której było napisane, że chce się ze mną spotkać w parku. Nie powiedział, dlaczego no i z ciekawości poszłam. Poszliśmy na pizze i ogólnie było spoko, tylko że przez cały czas byliśmy obserwowani. Ktoś nas śledził. Powiedział mi o tym na samym początku i obiecał, że nie stanie mi się krzywda, no i nie stała. Po zjedzeniu zaprowadził mnie w jakąś ciemną uliczkę i wyjaśnił, że zaraz wyjmie broń i mnie uderzy, ale... 

-Uderzył cię?! 

-Ciszej do cholery! I nie przerywaj mi. Także dostałam w policzek, wyjął nóż i kazał mi uciec, jak najszybciej będę mogła. Teraz podobnież ma duże kłopoty, że nic mi nie zrobił... 

-Popieprzone to wszystko... Nikomu nie powiem, ale jeśli naprawdę coś ci kiedyś zrobi? Lucy powinnaś iść z tym na policję... 

-Problem w tym, że nie mogę. 


Nadal mnie kochaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz