33

200 27 7
                                    

Myślałam, że gorzej być nie może, a właśnie w takich momentach dzieje się coś niespodziewanego i niefortunnego. I tym razem też tak było. Wyszłam z domu z zamiarem pójścia na spacer. Wzięłam ze sobą mojego leniwego psa, który praktycznie nie wychodzi na świeże powietrze. Ruszyliśmy w stronę parku. Chodziliśmy dróżkami, otoczeni przyjemną zielenią. Nagle Petunia zobaczyła kota, a jest to jedno z niewielu stworzeń, które potrafią wyprowadzić ją z równowagi i zmusić do ruszenia swojego dużego tyłka. Jak na swój wiek była silna, przez co udało jej się wyrwać z mojego uścisku i ruszyć w pościg za rudym przyjacielem. Przeklęłam pod nosem i czym prędzej pobiegłam za nią. Moja kondycja nie była najgorsza, jednak nie miałam szans dorównać mojej "podopiecznej".

-Petunia nie warto! Tylko się zmęczysz, tak jak twoja pani! - wołałam za nią. Zignorowała moje prośby i zmusiła do dalszego tuptania jak głupia. Byłam zła na siebie, że nie dopilnowałam jej bardziej. Nie zauważyłam chłopaka stojącego mi na drodze i z impetem w niego wpadłam, co równało się z naszym dość bolesnym upadkiem.

-Bardzo przepraszam. Nie chciałam. Mój pies uciekł i... -przerwał mi, zakrywając moje usta dłonią. Spojrzałam na niego zaskoczona. Dopiero teraz mogłam się mu przyjrzeć. Czy los nienawidzi mnie aż tak bardzo?

-Zamknij się wreszcie, bo trejkoczesz jak papuga. Możesz łaskawie ze mnie zejść? - Tim warknął, nie ukrywając swojego niezadowolenia ze spotkania mojej osoby. Pokiwałam lekko głową i przybrałam pozycję stojącą. Nie spuszczałam z niego wzroku. Czemu akurat musiałam trafić na niego?

-Przepraszam. - powtórzyłam. Za tym jednym słowem kryło się głębsze dno. Nie miałam na myśli tylko dzisiejszego incydentu, a wszystkie inne również. On jednak przewrócił tylko oczami i wyminął mnie, nie odzywając się ani słowem. Westchnęłam głośno i przymknęłam na chwilę oczy. Na początku miałam zamiar go olać i nie starać się odbudować relacji, ale teraz jego osoba była tak bliska do złapania i zmuszenia do poświęcenia mi chociaż chwili, że nie mogłam się powstrzymać. Złapałam go za dłoń. Zerknął na mnie przez ramię i mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.

-Możemy porozmawiać, czy będziemy nadal zachowywać się jak dzieci? To idiotyczne Tim.

-Lucy nie potrzebuję twojej osoby do szczęścia. Jesteś mi kompletnie niepotrzebna. - wlepiałam w niego wzrok osłupiała. Zrobiłam krok w tył i położyłam skrępowana dłoń na karku.

-Mój pies gdzieś tam biega, więc... - wskazałam w nieokreślonym kierunku i szybko ruszyłam w tamtą stronę. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie miał okazji. Uciekłam przed problemem. Próbowałam być twarda, jednak jego słowa mocno mnie uraziły. Do oczu powoli zaczynały napływać łzy, lecz zamrugałam kilka razy, co nieznacznie pomogło. Błądziłam po parku, nawołując psa. Powoli zaczynałam się poważnie martwić. Jeszcze nigdy mi nie uciekła, a jeśli już gdzieś czmychnęła, to wracała, słysząc mój głos. Usiadłam zrezygnowana na ławce i złapałam się za głowę. Po upłynięciu paru minut poczułam dłoń na ramieniu. Zerknęłam, sprawdzając, o co chodzi. Borrmann trzymał na rękach mojego psa. Dziwne, że ją udźwignął. Dla mnie to graniczyło z cudem.

-Ty zła cholero! - wzięłam Petunię od niego i złapałam za smycz. Pogłaskałam ją i uśmiechnęłam się.

-Zamiast dwóch ciastek, dostaniesz dzisiaj jedno. - dodałam.

-To może ja mogę dostać to drugie? - chłopak odezwał się niepewnie. Omiotłam go wzrokiem i westchnęłam cicho.

-Dzięki za pomoc. Nie musiałeś tracić czasu na moje sprawy.

-To żaden problem. Lubię zwierzęta. - pokiwałam.

-Cześć. - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w drogę powrotną do domu.

-To co z tym ciastkiem?! - szedł za nami.

-Sama je zjem.

-Przepraszam za tamto... Nie powinienem tego mówić.

-Bardzo dobrze, że to powiedziałeś. Życie w kłamstwach jest dość niezdrowe. - przyspieszyłam kroku, ciągnąc za sobą psa. Była już tak zmęczona, że nie miała siły iść. Na szczęście mój dom był już niedaleko. 

-I kto tu teraz zachowuje się jak dziecko, co? - nie dawał za wygraną. Odwróciłam się do niego przodem i wbiłam palec wskazujący w jego klatkę piersiową.

-Idź do osób, które coś znaczą i są ci potrzebne do szczęścia. - podkreśliłam ostatnie słowa, nawiązując do jego wcześniejszej wypowiedzi. Westchnął zrezygnowany i spojrzał na mnie przepraszająco. Przewróciłam oczami i ponownie ruszyłam w drogę powrotną. Tym razem odpuścił. Odetchnęłam z ulgą i próbowałam się uspokoić. Moja cierpliwość została mocno naruszona. Potrzebowałam czegoś słodkiego. To zawsze, bez względu na sytuację, potrafi poprawić mi humor.                                                                                

Nadal mnie kochaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz