6

629 80 15
                                    

Usłyszałam chrząknięcie. Zignorowałam to, a gdy odgłos stawał się głośniejszy, otworzyłam jedno oko.

-Wyglądasz jak żul, wiesz? Bardzo atrakcyjny żul, prawdę mówiąc. - Jeremy uśmiechnął się do mnie szeroko.

-Ha, ha. - pogłośniłam muzykę. Chłopak nie ustępował. Podniósł moje nogi, usiadł i położył je na swoich udach. Wyjął mi jedną słuchawkę, po czym wsadził ją do swojego ucha.

-Powiesz, co się stało? - wbił mi palec w brzuch.

-Nie licz na to i nigdy więcej tego nie rób!

-Czego? Tego? - znowu mnie dźgnął. Warknęłam, a on zaśmiał się promieniście. Widać było, że miał dobry humor. Usiadłam i patrzyłam na niego zaciekawiona.

-Co tu robisz? Mieszkasz niedaleko?

-Już chcesz iść do mnie? Szybka kocica! - poruszył zabawnie brwiami.

-Nie mam nastroju na żarty, uwierz. - wstałam i chciałam odejść, jednak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął z powrotem.

-Przepraszam, nie uciekaj. Tak, mieszkam ulicę dalej. Zwiedzam okolicę. Jak twój nos?

-Morze czerwone ustało.

-Miałaś jednocześnie okres? Nie straciłaś w takim razie za dużo krwi? - pacnęłam go lekko w ramię, na co on zaczął rechotać. Ja po chwili zrobiłam to samo.

-Masz ochotę na lody? Bo samej nie chce mi się iść.

-Aww nasza pierwsza randka. Czekaj! To ja chyba ciebie powinienem zaprosić?

-Po prostu chodź. - przewróciłam oczami i poszłam w kierunku budki z lodami. Ustawiłam się w kolejce za jakąś panią z dzieckiem. Irvine stanął koło mnie.

-Jaki smak chcesz? Sam kocham czekoladowe!

-Chyba wezmę sobie miętę z czekoladą i truskawkę.

-Ehh no dobra. To ja też. I od razu mówię! Ja płacę!

-No chyba sobie żartujesz! - zaczęliśmy się o to kłócić. Gdy była nasza kolej,  stanął przede mną, złożył szybko zamówienie i zapłacił.

-Jesteś niemożliwy. - pokręciłam z politowaniem głową. Puścił mi oczko i podał smakołyk. Wróciliśmy na ławkę i zaczęliśmy gadać na przeróżne tematy. Cały czas mnie rozśmieszał, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Chociaż na chwilę zapomniałam o kłótni z bratem.

Po dwóch godzinach pożegnałam się z nim.

-Serio musisz już iść? - zrobił minę zbitego psiaka. Nie powiem, ale wyglądał słodko.

-Lekcje się same nie zrobią.

-Cholera, zapomniałem kompletnie o tym. Odprowadzę cię.

-Nie musisz. Jestem już dużą dziewczynką.

-No nie powiedziałbym. Wzrostem nie grzeszysz Lucy. - wbiłam mu palec pomiędzy żebra i zaczęłam iść. Dogonił mnie. Cały czas się szczerzył jak głupi do sera. Podeszliśmy pod mój dom. Zerknęłam na niego.

-Mieszkam naprawdę bardzo blisko. Mogę jutro po ciebie podjechać i pojedziemy razem do szkoły...? - zapytał zakłopotany, kładąc jedną rękę na karku i pocierając.

-Jasne, dziękuję.

-To świetnie. - musnął mój polik, odwrócił się i poszedł. Stałam nadal w tym samym miejscu zdziwiona. Co to było? Weszłam do domu i od razu poszłam do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku i sprawdziłam, co mam zadane. Na szczęście nie było tego dużo. Uwinęłam się w godzinę z pomocą internetu i resztę dnia miałam wolną. Rozważałam możliwość obejrzenia filmu, przeczytania książki albo po prostu leżenia i gapienia się na sufit. Mój telefon zaczął wibrować. Cailin.

-Czego twa dusza pragnie?

-Jak to czego?! Zapomniałaś?! Dzisiaj biba u Patricka!

-Ups...

-Jesteś tego świadoma, że idziesz, prawda?

-W zasadzie to nie, nie wybieram się na nią. Miałaś iść z Lukiem.

-Odwołał to... Dlatego musisz iść ze mną i nie dopuścić, żebym wypiła za dużo.

-Skarbie jutro szkoła...

-Lucy proszę cię. - mówiła błagalnym tonem.

-Ugh! Jak szybko uda ci się do mnie przyjść...? Naszykujemy się razem.

-O boże, dziękuję! Jesteś najlepsza! Za dwadzieścia minut będę! - piszczała do telefonu podekscytowana. Zaśmiałam się i rozłączyłam. Czyli jednak mam ciekawsze plany na wieczór niż oglądanie dennych romansideł. Otworzyłam szafę i przyjrzałam się jej zawartości.

-Sukienka czy spodenki? - zapytałam sama siebie i wyjęłam kilka zestawów. Najbardziej skłaniałam się chyba do czerwonej sukienki do połowy uda z lekką siateczką ukazującą dekolt. Do tego czarne czółenka na platformie i będzie idealnie.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach, wpuszczając przyjaciółkę do środka. Wróciłyśmy do mojego pokoju i zaczęłyśmy przygotowania. Ona miała czarną, koronkową sukienkę do połowy uda i tego samego koloru szpilki. Uśmiechnęłam się szeroko. Do naszych strojów dobrałyśmy jeszcze odpowiednią biżuterię. Zrobiłam jej fryzurę, a ona mi makijaż. Ja włosy pofalowałam tylko lekko przy końcówkach. Stanęłyśmy przed lustrem i podziwiałyśmy efekt naszej pracy.

-Powiem ci, że dzisiaj to żeśmy się postarały... - Cailin szepnęła zachwycona. Poklepałam ją tylko po ramieniu i każda z nasz wzięła małą torebkę.

Chciałyśmy już wychodzić, gdy Luke zbiegł na dół. Spojrzał na nas zdziwiony.

-Też idziecie? - zapytał. Żadna z nas mu nie odpowiedziała. Męcz się z fochem dwóch upartych bab kochanie. Wyszłyśmy i zadzwoniłyśmy po taksówkę, która była już po pięciu minutach. Pojechałyśmy pod dom kolegi i weszłyśmy bez pukania. Już z daleka było słychać muzykę, a co dopiero jak weszło się do środka. Spojrzenia niektórych utkwiły na nas, a zwłaszcza męskiej części zgromadzonych. Pokręciłam roześmiana głową i podeszłyśmy do gospodarza.

-O! Jednak jesteście! - ucieszył i przytulił nas na przywitanie.

-Musiałam wyciągać tę tu siłą. - przyjaciółka wskazała na mnie, skarżąc się.

-Wyglądasz... wow... wyglądasz pięknie... - przejechał po mnie wzrokiem, a ja zarumieniłam się lekko od komplementu.

-Dziękuję. - ukazałam moje dołeczki w policzkach i poszłyśmy z Cailin nalać sobie czegoś mocniejszego.


Jesteście #teamJeremy ? Czy może jednak nie? :D

Nadal mnie kochaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz