17

354 50 6
                                    


Zerknęłam na swój telefon. Była 6:30, co oznaczało, że muszę zwlec się z łóżka i naszykować do szkoły. Nie miałam najmniejszej ochoty tam iść. Cailin chora, Jeremy pogniewany, Tim również. Westchnęłam głośno i zrzuciłam z siebie kołdrę. Pisnęłam, przy zetknięciu się moich stup z zimną powierzchnią. Wzięłam z szafy potrzebne rzeczy i weszłam do łazienki. Ogarnęłam się i wróciłam spakować plecak. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie oraz bratu śniadanie. Zszedł chwilę po mnie i zjedliśmy razem, rozmawiając. Przestał być dla mnie dupkiem, a zaczął być kimś, komu mogę zaufać. Miła zmiana. Byłam ciekawa, co go skłoniło do czegoś takiego.

-Patrick znowu robi imprezę. Tym razem w weekend. Idziesz? - zapytał, popijając kawę.

-Nie zaprosił mnie. - wzruszyłam ramionami na znak, że mnie to nie obchodzi.

-Myślałem, że już nie musi.

-Dlaczego niby? Na chama mam mu się wwalić do domu? - uniosłam brew do góry i wsadziłam naczynia do zmywarki.

-Nic, już nieważne. Przekażę mu. - puścił mi oczko i wstał z miejsca.

-Podwieziesz mnie, prawda?

-Jasne. - uśmiechnął się i wyszedł z domu. Zrobiłam to samo, łapiąc po drodze jabłko i wsadzając do tornistra.

Po paru minutach Luke zaparkował pod szkołą. Zeszłam z maszyny i oddałam bratu kask. Znowu czułam na sobie spojrzenia innych. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Witając się z niektórymi, ruszyłam do budynku. Zostawiłam bluzę w szafce i poszłam pod odpowiednią salę. Zajęłam miejsce na ławce i czekałam na dzwonek, przeglądając coś w telefonie. Ktoś puknął mnie w ramię. Podskoczyłam przestraszona. Borrmann zaśmiał się głośno i dał mi buziaka w policzek. Zdziwiłam się.

-Emm, hej? - zaczęłam.

-Przepraszam za wczoraj, ok? - przeczesał palcami swoją zawsze idealną grzywkę i dosiadł się do mnie.

-Jaka zmiana wow.

-Nie bądź chamska White! - szturchnął mnie.

-Masz humorki gorsze niż baba w zaawansowanej ciąży.

-Aż mnie serce zabolało. - położył teatralni swoją dłoń na piersi i zrobił dziwną minę. Parsknęłam cicho i schowałam telefon.

-Jeremy się gapi. - Tim szepnął mi wprost do ucha. Przeszedł mnie dziwny dreszcz. Wyszczerzył się jak głupi, na co uniosłam oczy ku niebu, aby wyrazić moje zirytowanie.

-Niech się gapi. On ma jakiś problem, a nie ja.

-Mała złośnica.

-A co, mam podejść do niego i tulić jakby nigdy nic?

-Nie. Tulić możesz tylko mnie, z nim najwyżej rozmawiać. 

-Jasne. - zaśmiałam się. Dzwonek zadzwonił. Weszłam do sali i usiadłam tam, gdzie zawsze. Irvine zmierzał w moją stronę, ale zrezygnował, jak zobaczył, że Borrmann się do mnie dosiada. Zagryzłam wargę i wyjęłam zeszyt.

-Mogę prawda? - zapytał.

-Ale co?

-Siedzieć z tobą.

-Postawiłeś mnie przed faktem dokonanym. - uśmiechnęłam się lekko.

-Zarumieniłaś się.  - schowałam twarz we włosach.

-Nie chowaj się. Wyglądasz słodko. - zgromiłam go wzrokiem i zaczerwieniłam się  jeszcze bardziej.

Nadal mnie kochaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz