9

540 68 10
                                    

Wieczorem poszłam odwiedzić przyjaciela w szpitalu. Cailin też się zjawiła. Pogadałyśmy chwilę, gdy Jeremy spał. Dowiedziałam się od lekarza, że jego stan się polepsza i prawdopodobnie jutro będzie mógł wyjść do domu. Przyniosłam mu też trochę jedzenia i wodę. Czułam się odpowiedzialna za jego stan, w końcu przeze mnie tu jest. No i przez Tim'a, ale przecież tamten tu nie przyjdzie. Męska duma, co nie? Doktor wyprosił mnie, bo miał obchód czy coś takiego. Mniejsza. Poszłam do domu, postanawiając, że przyjdę jutro. Otworzyłam drzwi i usłyszałam hałas z kuchni. Nie możliwe, żeby Luke gotował. Przecież on nawet wodę przypali! Ruszyłam w tamtym kierunku i ujrzałam rodziców. Wrócili?  Jak miło. 

-Cześć córciu. - powiedziała mama, uśmiechając się do mnie nikle. Nie lubię, jak to robi. Albo się uśmiechasz, albo nie. Proste.

-Hej. Gdzie tyle byliście?  Nie dzwoniliście ani nic.

-Służbowe sprawy. A ty jak się czujesz? Wszystko w porządku?

-Tak. Jest ok. Dzięki, że pytasz, a teraz pozwolisz, że pójdę do siebie. - nie czekając na odpowiedź, wyszłam z pomieszczenia i wbiegłam po schodach na górę. Zamknęłam się w pokoju od środka i włączyłam najnowszą piosenkę Green Day. Położyłam się na łóżku i przymknęłam oczy. Myślałam nad wszystkim, co przychodziło mi do głowy. Dalsze życie, marzenia spełnione i te niespełnione. Bo w końcu czym jest życie bez marzeń?  Bez stawiania sobie żadnych celów?  Moje myśli przerwał telefon. Odebrałam. 

-Hej siostrzyczko. Wpadniesz na chwilę? - dzwonił Luke.

-Jesteś w pokoju obok. Chcesz, to sam przyjdź. 

-Ale tak baaardzo wygodnie mi się leży!

-Życie bywa brutalne słonko. - cmoknęłam do telefonu. 

Rozłączyłam się i pokręciłam zrezygnowana głową. Co za leń. A niby taki sportowiec pff. Gdy usłyszałam pukanie do drzwi, zwlokłam się z łóżka i otworzyłam.  Blondyn uśmiechnął się i przytulił do mnie.

-Emm Luke?

-Tak?

-Co ci się stało...? 

-Nic. Chciałbym cię przeprosić. No wiesz, za tamto. - spojrzał na mnie ze skruchą w oczach. I jak tu takiemu nie wybaczyć?  W sumie złość przeszła mi tego samego dnia, co się pokłóciliśmy. Oczywiście moja duma jest zbyt wielka, żeby powiedzieć to na głos.

-Już dobrze. - rzekłam jedynie.

-Na pewno? Bo wiesz... Nie wiem jak przeprosić Cailin.

-I pewnie ja mam ci pomóc? - pokiwał, na co zrobiłam niezadowoloną minę. 

-Nieźle mi wygarnęła i jednocześnie dała trochę do myślenia... 

-Zabierz ją na długi spacer. Obowiązkowo kup kwiaty i czekoladki. Bądź co do niej szczery, ona serio cię lubi.

-I tylko tyle? - zdziwił się.

-Tylko? Człowieku, uwierz, z nią nie jest tak łatwo. Jak coś sobie ubzdura, to tak ma być i koniec. - zaśmiałam się lekko, widząc jego minę. Poklepałam go po ramieniu i usiadłam przy biurku. Wyjęłam książki z plecaka i zaczęłam odrabiać pracę domową.

-Kujon. - powiedział i wyszedł, zostawiając drzwi otwarte. Bo po co zamykać drzwi? Pokręciłam zrezygnowana głową i podniosłam się. Zamknęłam je na klucz, po czym wróciłam na poprzednie miejsce. Napisałam wszystko, co było zadane i trochę się pouczyłam. Zależało mi na dobrych stopniach. Luke czasem mi pomagał. Na rodziców nie miałam co liczyć. Zawsze powtarzali, że jak chcemy coś osiągnąć, to mamy zrobić to sami. Oni i te ich mądrości życiowe.

Nadal mnie kochaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz