28

321 48 8
                                    

Po lekcjach, gdy szkoła powoli zaczęła robić się pusta, udaliśmy się do sali matematycznej. Nauczyciel już na nas czekał. Spojrzał na wszystkich z wyższością i powiedział, co ma zostać zrobione. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. 

-Skąd my niby weźmiemy odkurzacz? - zapytałam. 

-To już nie mój interes. Trzeba było nie zaczynać się wygłupiać na mojej lekcji. Powodzenia ulubieńcy. - klasnął w dłonie, zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Warknęłam głośno i rzuciłam torbę pod ścianę. Nawet nie patrząc na moich towarzyszy, wzięłam się do pracy. Ci jednak stali, nic nie robiąc. Zerknęłam w tamtą stronę. 

-Macie zamiar mi pomóc panowie...? - pokiwali i podeszli powoli, bojąc się w cokolwiek włożyć ręce. Wywróciłam oczami i wycierałam ławki. Oni w tym czasie zmywali podłogę, myli okna. Po godzinie udało nam się skończyć. Patrick objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Oparł głowę na moim ramieniu, a nosem tracił moje ucho.

-Bądź dumna. - szepnął.

-Nie pozwalaj sobie. - odsunęłam jego dłonie. Nienawidziłam aroganckich i zbyt pewnych siebie facetów. Zwłaszcza gdy nie byłam nimi zainteresowana.

-Kiedyś coś pomiędzy nami było. Daj mi szansę. Nie spieprzę. - poprosił. Wtulił się we mnie i czekał na odpowiedź. Westchnęłam. Miałam go tylko za dobrego kolegę i pragnęłam, żeby na tym przystanęło.

-Jesteś wspaniałym chłopakiem. Pewnie niejedna dziewczyna chciałaby z tobą być. Ja do nich nie należę. Przykro mi. - odsunął się i przetarł twarz dłonią. Zabrał plecak i skierował się do wyjścia. Po drodze tracił Tim'a ramieniem.

-Ty to masz jednak szczęście... - warknął w jego stronę i zniknął z naszego pola widzenia. Oparłam się o ławkę i odetchnęłam głośno. Borrmann podszedł i przycupnął koło mnie.

-Sądziłem, że będę musiał interweniować. - uśmiechnął się lekko na samą myśl. Pokręciłam przecząco głową i wstałam.

-Idziemy dalej? Jeszcze dwie sale. - przypomniałam, na co mruknął coś niezadowolony.

W kolejnym pomieszczeniu już nie było tak czysto. Flakoniki były byle jak powkładane do szafek, podłoga w niektórych miejscach kleiła się od niewiadomych substancji, a pod ławkami i krzesłami były poprzyklejane gumy.

-O! Ta jest chyba moja. Myślisz, że nadaje się do ponownego zjedzenia? - Tim wskazał na biały punkcik i poruszył zabawnie brwiami. Wzruszyłam ramionami rozbawiona. Podeszłam do szafy, po czym uchyliłam ją. Drzwi wydały głośne skrzypnięcie, na co skrzywiłam się nieznacznie. Po chwili coś wysunęło się z niej i runęło prosto na mnie. Krzyknęłam przestraszona i odskoczyłam. Chłopak nie mógł opanować śmiechu. Niemal tarzał się po podłodze. Popatrzyłam na rzecz, która jest winna temu całemu zamieszaniu.

-Kościotrup?! Co to do cholery robi w sali chemicznej?! - wrzasnęłam i kopnęłam szkielet, aby sprawdzić, czy aby na pewno jest sztuczny. Cały czas słyszałam rechot kompana.

-To nie było śmieszne. Chyba miałam zawał. - zmieniłam ton głosu na poważny i złapałam się za serce. Przykucnęłam i oddychałam ciężko. Nastała cisza. Borrmann patrzył na mnie, nie wiedząc co zrobić. Pogłaskał mnie po ramieniu.

-Wszystko dobrze...? - spytał. Zaprzeczyłam ruchem głowy. Zaniżył się do mojego poziomu i wpatrywał w moją twarz już całkiem zrównoważony.

-Otworzysz okno? - szepnęłam. Zrobił to od razu i wrócił do poprzedniej pozycji.

-Aż tak bardzo się przestraszyłaś? To tylko zwykła kukła. Nie ma się czego bać. - przytulił mnie lekko do siebie. Wtuliłam się w jego tors i zaczęłam chichrać jak osoba niezrównoważona umysłowo. Mężczyzna od razu zorientował się, o co chodzi.

-Ty przebrzydły kłamco! - warknął i zaczął mnie łaskotać. Wierciłam się, podejmując próby wyrwania się z mocnego uścisku.

-Prze... przestań, proszę! - wyjęczałam pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu. Zlitował się nade mną i wypuścił wolno. Wstałam na równe nogi i oparłam się o ścianę, normując oddech.

-Nie rób tak więcej. - rzekł. Wystawiłam mu język i zabrałam za sprzątanie. Po kilku minutach usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i siarczyste "kurwa". Odwróciłam się w tamtym kierunku i prychnęłam.

-Chyba będę musiał to odkupić...  - Tim schylał się nad rozbitą probówką i zaczął zbierać poszczególne kawałeczki.

-Zostaw, bo się skaleczysz. To trzeba na szufelkę zebrać. Poza tym nikt się nie zorientuje, że jednej brakuje. - pomogłam mu i wyrzuciłam szczątki do kosza.

-Dzięki. 

-Spoko, fajtłapo.

-Za to w celowaniu jestem dobry. - puścił mi oczko i pstryknął w ucho.

-Możemy wreszcie to skończyć?  Chciałabym iść do domu i odpocząć. - patrzyłam na niego błagalnie. Zgodził się ze mną i zwiększył swoje tempo. Ja uczyniłam to samo. Po dwóch godzinach obydwie sale mniej więcej zostały ogarnięte. Na pewno nie zdalibyśmy testu białej rękawiczki, jednak byliśmy z siebie dumni.

-Odwiozę cię. - zaproponował, gdy weszliśmy na teren parkingu. Uśmiechnęłam się.

-Liczyłam, że zaproponujesz. - wpełzłam do jego auta i rozsiadłam się wygodnie. On zajął miejsce kierowcy i wetknął kluczyk do stacyjki.

-W zamian może pójdziemy jutro na... kawę?  - zająknął się, co w jego wykonaniu było naprawdę słodkie i jednocześnie dziwne. Jego arogancja przy mnie powoli malała. Zastanowiłam się przez chwilę.

-Zgoda.

Nadal mnie kochaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz