2

1K 155 12
                                    

Przeczytałeś/aś? Zagłosuj. To dla mnie motywacja do dalszego pisania  <3 

Jeremy zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego jak na kogoś upośledzonego psychicznie. W tej sytuacji nie było nic śmiesznego.  Połknęłam tabletkę, którą przyniósł mi chłopak. 

-Co ty robisz?! - krzyknął kolega więzienny. 

-Biorę tabletkę? - wzruszyłam ramionami zażenowana. To dziwne, że nieznajomy człowiek w tak krótkim czasie może tak bardzo irytować. Szkoda tylko, że jest przystojny. Wtedy łatwiej byłoby mi go olewać.

-A co jeśli to jakaś tabletka gwałtu?! Albo jeszcze coś gorszego?! 

-Nie krzycz na mnie! 

-Przepraszam. Po prostu się martwię, okej? 

-Jak możesz się o mnie martwić, skoro widzisz mnie pierwszy raz na oczy? To była tabletka przeciwbólowa. Widziałeś, jak się zdenerwował, jak powiedziałam o tym pobiciu? Może on wcale nie chce robić nam krzywdy. - dziwiłam się, że bronię tamtego. 

-Tak sobie wmawiaj. - prychnęłam na jego odpowiedź i znów położyłam. Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie, a na żadne nie znałam odpowiedzi. Dlaczego akurat nas porwano? Skąd znali nas i nasze rodziny? Czy rodzice mają wrogów? Westchnęłam i przykryłam twarz dłońmi. Wszystko do siebie nie pasowało. 

-O czym myślisz? - Jeremy patrzył na mnie. 

-Nieistotne. Nigdy cię nie widziałam. To dziwne, bo w naszym mieście jest tylko jedna szkoła. 

-Niedawno się przeprowadziłem. Miałem zacząć naukę od przyszłego tygodnia. W której jesteś klasie? Pierwszej? 

-Trzeciej i ty pewnie też. 

-Ej! Wcale nie wyglądam staro! 

-No jak pierwszaczek też nie wyglądasz. - uśmiechnęłam się lekko. Nie było mi do śmiechu. Nie w takich okolicznościach. Odwzajemnił uśmiech i położył się obok. 

-To będziemy razem chodzić. 

-Chyba w twoich snach!

-Do szkoły zboczeńcu! Jesteś podła. 

-Przypomnieć ci początek naszej znajomości? - zamilkł. Drzwi się otworzyły. Przymknęłam oczy, gdyż światło napływające z zewnątrz mnie raziło. Do pokoju wszedł starszy mężczyzna i kazał wstać Jeremy'emu. Okazało się, że jego rodzice wpłacili pieniądze, a moi nawet nie zorientowali, że nie ma mnie w domu od dłuższego czasu.

-Nigdzie nie idę bez Lucy. - oznajmił mój kolega.

-Idziesz złotko, idziesz. Tak bardzo ci się u nas spodobało?  Mogę częściej załatwiać ci takie wycieczki. - zaśmiał szyderczo, a po moim ciele przeszły ciarki.

-Idź. Poradzę sobie. - powiedziałam. Przecież jestem twardą i niezależną kobietą, prawda? Kogo ja próbuje oszukać... 

-Żartujesz sobie? Jeszcze niedawno leżałaś nieprzytomna, a teraz twierdzisz, że sobie poradzisz?!

-Nie dramatyzuj...

-Właśnie kochasiu, nie dramatyzuj. - wtrącił się mężczyzna i pociągnął chłopaka za rękę. Szarpał się, jednak miał za mało siły. Wyszli, trzepiąc drzwiami. Zostałam sama.

Kolejnego dnia moi rodzice dali o sobie znak. Wpłacili kaucję i mogłam wyjść. Ledwo co chodziłam. Miałam dużo siniaków. Chłopak, jak się później okazało - Tim, jako jedyny przynosił mi wodę. Powiedział, że szef zabronił mu dawać mi jeść. Byłam bardzo głodna. Wypuścili mnie z jakiegoś budynku. Nie miałam pojęcia co to. Szłam ścieżką, aż zobaczyłam samochód mojego brata. Wybiegł i mocno mnie do siebie przytulił. Jęknęłam z bólu. Poluźnił uścisk. Mimo że czasami jest między nami ogromna przepaść wspieramy się. Nie mam mu za złe, że jest pupilkiem rodziców. Mam to za złe tylko im. Nigdy nie powinno faworyzować się tylko jednego dziecka, bo drugie czuje się odrzucone tak jak w moim przypadku.

-Myśleliśmy, że jesteś u Cailin! -krzyczał Luke, obejmując mnie. Co chwile muskał moje czoło. 

-Ciężko było do niej zadzwonić i to sprawdzić? - odwarknęłam. 

-Wiem, że jesteś zła, ale nie wyżywaj się na mnie. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Pojedziemy do domu, zamówię twoją ulubioną pizzę, weźmiesz kąpiel... 

-Dobra przekonałeś mnie. Rodzice są? 

-Nie. Tego samego dnia co poszłaś na dyskotekę, wyjechali w jakąś delegację czy coś. 

-Aha. - oni się bawili, a ja cierpiałam. Super. Wsiadłam do auta, a brat przykrył mnie kocem. Kręciło mi się w głowie. Nie wiem, czy nie pójdę do lekarza, żeby zobaczył rozcięcie. Może potrzebne było szycie i teraz wszystko mi się tam paprze? Oby nie. 

Dojechaliśmy do mieszkania. Już na progu przywitał mnie mój pies - Max. Rzucił się na mnie i zaczął lizać. Zaśmiałam się i wtuliłam w zwierzaka. Od zawsze uwielbiałam przytulać się do futerka zwierząt. Najlepiej takich dużych i puszystych. 

-Będziesz tak teraz stała w przejściu, czy może wejdziesz i pójdziesz ogarnąć? - Luke na mnie patrzył. Westchnęłam i zrobiłam tak, jak powiedział. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju i szybko zdjęłam zakrwawione ubrania. Weszłam do mojej prywatnej łazienki i nalałam wody do wanny. Po długiej kąpieli założyłam świeże ubrania i zeszłam do kuchni. Jedzenie już na mnie czekało. Nie chciało brać mi się talerza, więc jadłam nad kartonem. Braciszek wszedł do kuchni i usiadł przede mną. Wziął sobie kawałek pizzy i poprosił, żebym mu wszystko opowiedziała. Streściłam mu wydarzenia i pod pretekstem ogromnego zmęczenia wróciłam do swojego pokoju i zasnęłam. Kręciłam się w łóżku, kopałam. Śnił mi się Tim z nożem w dłoni. Gonił mnie, krzycząc, że nigdy mu nie ucieknę, że uda mu się mnie zabić. Wbiegłam do ślepego zaułka. Przywarłam plecami do ściany i błagałam go o litość, płacząc. Był niewzruszony. Podszedł, pogłaskał mnie po policzku, po czym wbił mi przedmiot w serce. 

Obudziłam się z krzykiem. 

Nadal mnie kochaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz