- Stary, to świetny pomysł! - wykrzyknął (już bezwłosy) Frank
To wcale nie był dobry pomysł, nie był nawet znośny.
Zanim zdążyłem go powstrzymać, nabazgrał nasze imiona i nazwiska na długaśnej liście powieszonej na ścianie.
Nasza szkoła wpadła na wprost genialny pomysł wystawienia sztuki teatralnej, ale nie takiej zwykłej, tylko przekształconej przez uczniów. Każdy chętny do udziału w niej musiał wpisać się na listę. Następnie z niej miał być wylosowany skład grupy aktorów, scenarzysto-pisarzy, specjalistów od oświetlenia i osób szyjących kostiumy. Mogłeś być każdym, gdy już cię wylosowano nie było powrotu.
Właśnie, dlatego nie miałem najmniejszej ochoty się zgłaszać, to było zajęcie dla ludzi renesansu.
Normalnie zmusiłbym Franka do zmiany decyzji, ale teraz miałem (delikatnie ujmując) małe wyrzuty sumienia. Chłopak stracił z włosami cały urok osobisty. Mimo tego Jane nie zgłaszała żadnych sprzeciwów. Nie oszukując się nie była zbyt pewną siebie osobą. Nie wiem, co Frank widzi w tak nieśmiałym dziewczęciu, ale o gustach się nie dyskutuje.
- Będzie super! - krzyknął wymierzając mi przyjacielskiego kuksańca. - Będziemy aktorami! Aktorami! Już widzę jak przyjeżdżają z Hollywood i zapraszają nas do filmu!
Jakoś w to nie wierzyłem. Znając nasze parszywe szczęście, skończymy w ekipie od kostiumów robiąc najgorsze ubrania w historii.
- Nie bądź takim pesymistą, D.
- Mam zły dzień, zaraz mi przejdzie - mruknąłem.
Naprawdę nie czułem się najlepiej. W nocy spadł pierwszy śnieg, a ja nienawidziłem śniegu. Był zimny, mokry, utrudniał normalne życie. Nie wiem jak ktoś może lubić najbardziej zabójczą z pór roku, która na nieszczęście nas wszystkich dzisiaj zaskoczyła.
Nikt się tego nie spodziewał. Człowiek kładzie się wieczorem spać pewny, że trwa jesień. Budzi się następnego dnia i BAM! Śnieg, zima i smutek.
- Kłamstwo. Zawsze taki jesteś. Raz w życiu zrób coś szalonego.
Jezu, czułem się jakbym był w jednym z tych musicali, w których ludzie po wypowiedzeniu takich słów zaczynają śpiewać.
- Dobra - mruknąłem, mając nadzieję, że to będzie moje zadośćuczynienie. Sztuka za włosy. - Weźmiemy udział w tym idiotyzmie. Tylko nie oczekuj, że nas wybiorą.
- Wylosują, nie wybiorą.
- Nie chwytaj mnie za słówka!
Frank zaczynał mnie irytować, czasami był jak dziecko; naiwny, wymagający uwagi i irytujący.
Gdyby nie decyzja nauczycielki o posadzeniu najlepszego i najgorszego ucznia w jednej ławce nigdy bym nie zamienił z nim słowa. Frank, jako dziecko, (choć trudno w to uwierzyć) był jeszcze bardziej naiwny i zagubiony. Nasza dziwaczna znajomość zaczęła się, gdy zapytał mnie czy istnieją białe konie w paski. Oczywiście nie mogłem odpuścić sobie i głosem ociekającym sarkazmem, stwierdziłem, że czegoś takiego nie ma. Frank wziął moje słowa na poważnie i wykłócał się ze wszystkimi mówiącymi inaczej. Właśnie przez zebry wdał się w pierwszą bójkę.
Zadzwonił dzwonek, zmuszając uczniów do powrotu na lekcje.
Koszmar zwany matematyką czas zacząć.
***
Kiedy tylko komuś uda się zbudować wehikuł czasu, cofnę się do wynalazcy matmy i go zastrzelę. Przysłużę się wszystkim pokoleniom licealistów. Jedynym plusem mojego uczęszczania na zaawansowaną matematykę jest to, że rozumiem wszystkie matematyczne żarty. W stylu: "Wchodzi całka do pociągu, a to nie jej przedział."
CZYTASZ
Książę i żaba
Short StoryLekki, słodki i zabawny romans dwóch nastolatków. Nie uświadczycie tu żadnej perwersji ani stereotypów. Opowiadanie jest w całości autorskie. Richard (znany też jako Dick, D i Dudziaczek) jest typowym leniwym nastolatkiem, który lubi słodycze, mate...