Epilog ostatni

2.4K 284 132
                                    

6 lat później.

Obudziłem się w objęciach ciepłych ramion. Uwielbiałem ten moment poranka, kiedy słońce dopiero zaczynało przebijać się przez żaluzję, a obejmujący mnie mężczyzna rozkosznie chrapał. Zawsze budziłem się pierwszy i mogłem bezkarnie oglądać go podczas snu.

Dopiero po paru minutach przypomniało mi się, że to nie była zwyczajna niedziela i nie mogliśmy wylegiwać się do dwunastej.

Spróbowałem zbudzić Jeda, delikatnie wodząc palcami po jego torsie. Nic to nie dało, więc zdecydowałem się na bardziej stanowcze środki. Wyrwałem się spod jego rąk i nim potrząsnąłem. Kiedy jego oczy pozostawały zamknięte, nie miałem wyboru - musiałem obudzić go siłą.

Sięgnąłem na szafkę po telefon. Odblokowałem go i kliknąłem w ikonkę nutki. Odszukanie piosenki zajęło mi parę minut, ale było warto. Zwiększyłem głośność na maks i włączyłem piosenkę z „Szeregowca Kuca."

Wojsko mnie zabrało.

Na nic im się to zdało.

Bo kuce zawsze uciekają.

Ledwo zabrzmiały trzy pierwsze wersy, a Jed otworzył oczy z głośnym jęknięciem.

- Jest niedziela - mruknął, wyłączając muzykę.

- Dziś są urodziny Opal.

Jed natychmiast się rozbudził na dźwięk imienia małej. Jego spojrzenie odruchowo powędrowało w stronę Pana Jednorożka - wielkiej (prawie naturalnych rozmiarów) maskotki jednorożca, dumnie stojącej dokładnie naprzeciwko naszego łóżka. Zapewne był największą, najbardziej brokatową i kolorową imitacją jednorożca, która kiedykolwiek istniała. Postulowałem o zmianę jego miejsca już wielokrotnie (miałem wrażenie, że te plastikowe oczka patrzą na mnie z rządzą mordu), ale Jed był nieugięty.

Przestawienie tego konia było zbyt trudne, żebym dokonał tego sam, więc Pan Jednorożek na stałe zadomowił się w naszej sypialni.

Przez te parę ostatnich miesięcy zdążyłem się do niego przyzwyczaić i wręcz z niechęcią myślałem o oddaniu go.

- Która jest godzina? - Jed usiadł i rozglądał się zdziwiony po pokoju.

- Dziesiąta dwanaście.

Przeklął brzydko i zerwał się z łóżka.

- Mamy jeszcze dwie godziny - spróbowałem go uspokoić.

Roześmiał się i wskazał Pana Jednorożka.

- Musimy wymyślić jak przetransportujemy go do domu Louise. Nie zmieści się do bagażnika. Nie mam żadnego pomysły jak do dowieźć.

Miał stuprocentową racje. Nie mieliśmy innego wyjścia, jak w ekspresowym się ubrać, zjeść śniadanie i wymyślić sposób transportu dla jednorożca.

Problemy pojawiły się już przed wyjściem z mieszkania. Zniesienie Pana Jednorożka po schodach była praktycznie niemożliwe. Tym bardziej, że był niedzielny poranek i wszyscy nasi sąsiedzi wybierali się do kościoła.

Przed wyjściem z domu mieliśmy już zarys planu. Jako, że jednorożec był cholernie ciężki, będziemy nieść go wspólnie. Jed za przednie kopytka i głowę, ja za zad.

Kiedy wypchnęliśmy Pana Jednorożka za drzwi mieszkanie, zaczęły się schody. Dosłownie i w przenośni. Na klatce stała cała szanowna rodzina naszych sąsiadów. Ona, on i czwórka dzieci w wieku od lat czterech do czternastu.

- Poczekajmy, aż wszyscy przejdą - mruknął Jed.

Grzecznie powiedzieliśmy dzień dobry przechodzącej rodzinie Wiginów i udawaliśmy, że wcale nie mamy kolorowego jednorożca naturalnej wielkości w rękach.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz