Rozdział II Męska rozmowa - część II

3.9K 497 190
                                    

Władowałem się na siedzenie z Frankiem. Kochałem podróżować, nawet mimo niewygód. Każdą minutę drogi odczuwałem jak coś niezwykłego, przeszkadzała mi jedynie głośna muzyka płynąca ze słuchawek mojego jedynego przyjaciela.

Frank miał fatalny gust muzyczny, jego ulubione piosenki były pełne przekleństw i głupot, na dodatek rytm też nie był zbyt ciekawy. Słowem - okropieństwo, przyprawiające o ból głowy.

- Daleko jeszcze? - usłyszałem (jak co dziesięć minut, odkąd wyruszyliśmy) znudzony głos Michael z siedzenia za nami.

Ona, w odróżnieniu ode mnie, nienawidziła przebywać w pojazdach. Mawiała, że czuję się jak w metalowej, poruszającej się puszce, w którą w każdym momencie coś może wjechać i rozwalić jej zawartość, (którą byliśmy my) na kawałki.

- Daleko jeszcze? - Tym razem dziewczyna szturchnęła mnie palcem w głowę, siedząc za nami nie mogła raczej zrobić nic więcej.

Mój telefon zawibrował i na szczęście nie musiałem odpowiadać. Pisał do mnie Thomas - mój przyrodni brat.

Chcesz coś konkretnego na urodziny? Jestem w sklepie.

Widywałem się z nim dwa razy do roku, na urodziny moje i Louise. Rzadko ze sobą pisaliśmy.

Kup książkę jakąś, Sci-Fi najlepiej. Co tam? - odpisałem.

Na wiadomość nie musiałem długo czekać:

"Hyperion" będzie ok? Jak zwykle masakra. Ojciec zapisał mnie na football (mnie!) i muszę teraz wytrzymywać w szatni z PÓŁNAGIMI futbolistami dwa razy w tygodniu. Jakaś masakra. I oczywiście nie mam żadnych sensownych wyjaśnień dla ojca, czemu nie chcę ćwiczyć. Wyznanie gejostwa oczywiście nie wchodzi w grę.

Thomas wyznał mi, że jest gejem już sześć lat temu. Zrobił to w dość niekonwencjonalny sposób - pocałował mnie, a właściwie tylko cmoknął w usta. Odsunął się natychmiast i stwierdził: „czyli, jednak nie pociągają mnie wszyscy chłopcy" i (widząc mój totalny szok) dodał: "ty mi się nie podobasz, jesteśmy braćmi, ale musiałem sprawdzić." Kiedy już otrząsnąłem się z szoku, porozmawialiśmy. Był mi wdzięczny za pełną tolerancję i dyskrecję. To było jedno z moich dziwniejszych przeżyć.

Wyrwałem się ze wspomnień i odpisałem:

Słyszałem o "Hyperionie", może być. Ja bym powiedział ojcu.

Odpowiedź znowu przyszła natychmiast:

Nie masz z nim kontaktu, nie mieszkasz z nim, właściwie jest dla ciebie jak obcy. W takiej sytuacji też bym mu powiedział.

Kolejny SMS przyszedł zanim zdążyłem odpisać:

Idę zapłacić. Napiszę później.

Odłożyłem telefon i wbiłem wzrok w krajobraz za oknem.

Zaczynałem się irytować, o tak wczesnych porach nawet długa podróż nie była mnie w stanie uspokoić. Myśl o jej skończeniu nie była miła. Tym razem wycieczka "integracyjna" odbędzie się w górach, cholernie wysokich górach, wymagających cholernie dużo chodzenia i wysiłku. Góry nie są tym, co Richardy tolerują.

Już samo chodzenie po płaskim było dla mnie wystarczająco męczące, pod górkę i z górki będzie dużo gorzej. Nie wiedziałem czy uda mi się to przerwać, w ostateczności mogę symulować skręcenie kostki czy coś w tym stylu. Gdybym był dziewczyną miałbym dużo prościej, wystarczy powiedzieć: "wie pan, kobiece sprawy, bardzo boli mnie brzuszek, chyba muszę położyć się w łóżeczku z termosikiem pełnym gorącej czekolady." I już, pan Robind cały zarumieniony, podaje zakłamanemu dziewczęciu termosik z czekoladką i pozwala zostać w schronisku. Wcześniej, oczywiście szepcząc konspiracyjnie do naszego drugiego opiekuna (nauczyciel wuefu, miły, gruby, dziarski mężczyzna po pięćdziesiątce) "kobiece sprawy, wie pan".

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz