Rozdział XI - "Homoentuzjastka i Szeregowiec Kuc" - cześć I

3K 415 298
                                    

Nie mogłem się skupić. Nie ważne jak mocno próbowałem skoncentrować się na pierwiastkach, całkach i potęgach nic nie wychodziło. Ja - geniusz matematyczny - nie byłem w stanie wykonać nawet najprostszego działania.

Wszystko przez Jeda, jego uśmiech, usta i słodki zapach. Wszystko mi o nim przypominało. Dziewczyna w trzeciej ławce miała taki sam nos, chłopak w drugiej jadł ukradkiem batona, który pachniał jak On.

Jed, Jed, Jed. Wszędzie go widziałem.

Rozwiązywanie zadań z matematyki w takim stanie nie było możliwe. Skoro i tak nie uda mi się nic zrobić, mogłem z czystym sumieniem oddać się wspominaniu pocałunków.

Moją błogą fantazję przerwało szturchnięcie. W ławce siedziałem z drugim geniuszem matematycznym, ani Frank ani Michael nie chodzili na rozszerzoną matematykę. Z Bobem łączyły mnie koleżeńskie stosunki, ale nigdy nie byliśmy blisko. Nigdy dotąd mnie nie szturchnął.

- D - szepnął, dźgając mnie ponownie.

Wróciłem do rzeczywistości. Przede mną stała Pani Okoney. Nie miałem nic przeciw niej, byłaby całkiem niezłą nauczycielką, gdyby nie jej poza bycia cool nauczycielem.

- Mogłaby pani powtórzyć? - poprosiłem z najładniejszym uśmiechem. - Skupiłem się na zadaniu.

- Oczywiście - na jej twarz powrócił zwyczajowy uśmiech. - Poprosiłam żebyś pokazał klasie jak rozwiązać to zadanie.

Dopiero pod tablicą zdałem sobie sprawę, że wpadłem jak gówno w przerębel. Nie umiałem nic, choć jeszcze dwa dni temu mógłbym rozwiązać to zadanie bez problemu i zastanowienia Teraz nie pamiętałem nawet wzoru.

Stałem parę minut przed tablicą i wpatrywałem się w kredę, jakby mogła objawić mi rozwiązanie. Oczywiście tego nie zrobiła.

Nauczycielka wpatrywała się we mnie jak zahipnotyzowana, jej cała postawa mówiła: "Co?!"

- Nie umiem - wymruczałem, spuszczając głowę.

- Bob?

Chłopak wstał i wyjął mi kredę z dłoni, a ja usiadłem, totalnie zawstydzony.

Nigdy nie zdarzyło mi się nic podobnego, z a w s z e znałem rozwiązanie. To było kompletnie nowe uczucie niemocy. Czy właśnie tym była miłość? Zapominaniem całego świata dla tej jednej osoby?

Ukradkiem wyciągnąłem telefon i napisałem SMS do Jeda:

"Nie umiem matmy."

Komórka zabrzęczała po sekundzie.

"Ja też, no i? Myślałem o Tobie zanim napisałeś. Przypadek? Nie sądzę."

Przewróciłem oczami i odpisałem:

"Ja o Tobie też. I w tym cały problem."

"Skoro i tak nie możesz się uczyć przez mój urok osobisty i seksapil, mogę po ciebie przyjechać?"

"Mam l e k c j ę!. To byłyby wagary!"

" I co? Już ze mną wagarowałeś. Przyjadę za chwilę"

Moje serce przyspieszyło jak oszalałe. Jed chciał po mnie przyjechać.

Dzwonek zadzwonił po piętnastu minutach, do tego czasu miałem już obmyślony plan działania. Wypadłem z sali pierwszy. Do wyjścia biegłem chyba najszybciej w życiu, musiałem zdążyć zanim woźny wróci z przerwy, wtedy mógłby mnie zatrzymać.

Drzwi były już tuż tuż, prawie mogłem ich dotknąć. Wyciągnąłem dłoń w ich kierunku i zatrzymałem się na niespodziewanej przeszkodzie.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz