Rozdział XIV "Show musi trwać" - część I

2.3K 346 125
                                    



- Wszystko dobrze? – spytała Michael scharakteryzowana na wiedźmę. Jej kostium robił wrażenie, wszystkie detale składały się na wizerunek starej, leśnej czarownicy. Nawet jej blond włosy zostały przemalowane na szaro i napuszone. Tylko oczy miała tak samo błyszczące.

Staliśmy na zapleczu (korytarzu). Do rozpoczęcia przedstawienia zostało dosłownie minuty.

Denerwowałem się nim bardziej, niż byłem gotowy przyznać. To w końcu, jakby nie patrzeć, mój debiut aktorski. Nie miałem chęci na dalszą karierę, ale i tak mogłem się skompromitować przed audytorium pełnym uczniów z rodzicami i Jedem. Przed nim w szczególności, inni przyszli oglądać przedstawienie, on przyszedł oglądać mnie i tylko mnie. Ta świadomość była przytłaczająca.

Denerwowałem się też moim strojem. Był robiony na ostatnią chwilę i mógł się rozpaść na scenie, tak przynajmniej twierdził nasz kostiumolog. Na moje nieszczęście strój, nawet gdyby się nie zniszczył, był okropnie upokarzający. Cały zielony, złożony z obcisłego kombinezonu, mini spódniczki i kartonowej głowy, nie był spełnieniem moich marzeń.

- Wszystko w miarę dobrze – odparłem, zorientowawszy się, że Micha dalej czeka na odpowiedź.

Zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu.

- Nie wyglądasz, jakby wszystko było dobrze – powiedziała z uśmiechem. – Zzieleniałeś.

- To farba.

Potrzebowałem teraz spokoju, a prostackie żarty Michy mnie nie uspokajały.

Zadzwonił dzwonek, obwieszczający dwie minuty do spektaklu.

- Muszę iść. Występuję w pierwszej scenie.

Odeszła, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.

Zostałem sam w tłumie. Nie miałem pojęcia, co zrobić, gdzie pójść. Czy wszystkie przedstawienia były takie nieogarnięte, czy tylko nasze?

W końcu (po wypytaniu paru osób) dowiedziałem się, że aktorzy do sceny trzeciej, w której grałem, mają przejść do środka i ustawić się za kotarą.

Przeszedłem tam i wszystko oczywiście było w jeszcze większy rozgardiasz. Na środku chaosu stała pani Berk i udawała, że kontroluje sytuacje.

- Księżniczka! – krzyczała nauczycielka, jej głos przecinał chaos.

Dziewczyna o oszałamiającej urodzie, w balowej sukni i koronie wyszła za kotarę, na scenę.

- Król! Królowa! – krzyczała dalej.

Dzięki znajomości scenariusza mogłem oszacować, że wejdę na scenę niedługo. Pierwsza scena była solo Michael, w której zaczarowała księcia w żabę (została użyta prawdziwa, nie ja). W drogiej scenie księżniczka prosiła rodziców o szczerozłotą kulę i dostawała ją. W trzeciej, gdzie zaczynała się moja część, kula wpadała jej do oczka wodnego, z którego ją wyławiałem. W kolejnych czterech scenach też grałem, ale wypowiadałem tylko jedno zdanie (efekt zaklęcia wiedźmy). W sumie miałem główną tytułową rolę.

- Drzewa! – krzyknęła nauczycielka.

Wiedziałem, że zaraz nadejdzie moja kolej, więc podszedłem do wyjścia. Zaschło mi w ustach z nerwów, a moje serce próbowało wyrwać się z piersi.

- Żaba! – wrzasnęła kobieta.

Odetchnąłem i jednym krokiem wszedłem na scenę.

Oślepiły mnie reflektory i przez chwilę nie miałem pojęcia, gdzie się znajduję. Na szczęście do rozpoczęcia akcji sceny miałem czas na dojście do niebieskiego szala na środku parkietu (oczka wodnego). Doczłapałem tam w trzech krokach i usiadłem na nim, twarzą w stronę publiczności.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz