Mój pan nienawidził świąt, przez co ja też ich nie lubiłem. Obserwowałem te wszystkie jego mające służyć sprzątaniu ruchy i nie mogłem się powstrzymać od wypuszczania bąbelków z rozbawienia. Po co on to robił? I tak jego bezwodne akwarium pozostanie brzydkie i brudne. Jak co roku porządek zniknie po paru dniach, a rany na ciele i duszy odniesione w czasie sprzątanie zostaną z nim do końca.
To jednak nie sprzątanie było najgorsze, a najazd chordy dzieci, który niewątpliwie nastąpi niedługo. Każde z nich będzie chciało włożyć palca do MOJEGO akwarium, a ja nie będę mógł nic z tym zrobić. Rok temu zostałem wyrzucony z wody! Ten koszmar wciąż śni mi się co noc. Przyjście żadnego człowieka nie było miłe, ale dzieci były najgorsze.
Kolejną nieprzyjemnością było zielone drzewko z czerwonymi cuśkami, które Richard kładł koło mojego akwarium. Czasami małe, kujące liście wpadały do MOJEJ wody. To wcale nie były przyjemne.
Nie rozumiałem po co ludzie obchodzą te święta. Kiedyś myślałem (po podsłuchaniu rozmowy między mamą Richarda i jego siostrą), że to coś religijnego, ale szybko zrozumiałem, że chodzi tylko o żarcia i prezenty. A przecież dla żarcia i prezentów nie trzeba sprzątać. Ci ludzie to naprawdę są strasznie durni.
Po paru latach życia z ludźmi przyzwyczaiłem się do wszystkich świątecznych idiotyzmów. Uważałem je nawet za niegroźne bujdy, do czasu...
To były święta w zeszłym roku. Richard śpiewał zbyt radosną pioseneczkę, mówiącą o jakimś dziecku, które się rodzi i wszyscy powinni się przez to cieszyć i przecierał półki szmatą. Był ustawiony tyłem do drzwi. Robił to samo przez ostatnie pięć dni, więc nie było to nic dziwnego.
Drzwi powoli zaczęły się uchylać. Wypuściłem bąbelki na znak protestu, bo znałem umowę miedzy Richardem i jego siostrą o oznajmianiu swojego przybycia, a to było jej pogwałcenie. Mój pan niczego nie zauważył i radośnie nucił dalej, a drzwi otwierały się szerzej. W końcu szpara zrobiła się na tyle duża, że mogłem dostrzec czarnowłosy łeb tej bestii Louise (ona mnie nie karmiła!)
Gdy drzwi otworzyły się na oścież (a mój pan dalej niczego nie zauważył) ujrzałem w rękach tej bestii zwłoki. Nie lubię widoku krwi i prawie nie zemdlałem. Ciało było zmasakrowane, bez głowy i z wielką raną biegnącą przez cały brzuch. Louise ściskała głowę w drugiej ręce. Zrobiło mi się słabo. Oceniałem siostrę mojego pana nisko, ale nie na zdolną do mordu.
Louise weszła do pokoju i po cichu podchodziła do mojego pana, który w dalszym ciągu śpiewał i niczego nie podejrzewał. Uderzałem w szybkę akwarium, by go ostrzec. Nie zauważył mnie.
Po paru sekundach Louise uderzyła Richarda zwłokami w plecy. Mój pan podskoczył, odwrócił się i krzyknął:
- Jezus, Maryjo boska, nie strasz mnie tak, Louise.
Nie był zbulwersowany! Nawet nie obrzydzony! Jak mógł patrzeć na sprofanowane w tak bezduszny sposób zwłoki i nie reagować?
- Nie wiem, czemu nie chciałeś go pokroić, to było świetne. Najlepsze było ganianie go po całej wannie.
Czy ta bestia chciała zaciągnąć mojego szlachetnego pana do tego spisku?!
- Wiesz, że nienawidzę krwi. Idź z tym.
- Hipokryzja. Jesz przecież karpia na wigilię.
Poczułem jak krew odpływa mi ze wszystkich łusek, oni go jedli! Zjadali zmaltretowane zwłoki! Pan spojrzał mi w oczy, jakby wyczuł moje emocje. Przekazałem mu, to co czuję.
- To nie tak, jak myślisz - powiedział, a ja wiedziałem, że słowa kieruje do mnie nie do siostry.
Louise to spostrzegła.
- Nie udawaj, że gadasz z rybą!
I wyszła.
Po tym wydarzeniem nastało czasu oziębłości między mną i moim panem. Przerwał ją dopiero powrót do lepszej karmy.
W tym roku, nauczony poprzednim, wiedziałem, co jest główną atrakcją świąt i postawiłem sobie za cel uwolnienie mojego towarzysza zanim zostanie pożarty. Plan był prosty - przeskoczę do szklanki z wodą, którą Richard zawsze kładzie koło mojego akwarium, a potem przedostanie się do wanny. Mój pan nie pozwoli zabić nikogo w mojej obecności. Plan był skomplikowany, ale wierzyłem, że mi się uda. Ustaliłem godzinę, w której nikogo oprócz Richarda nie będzie w domu.
Szczęście mi sprzyjało, bo o ustalonej porze nawet mojego pana nie było. Byłem zdenerwowany, cała operacja miała zacząć się już za paręnaście minut. I wtedy otwarły się drzwi.
Wszedł przez nie pan z jakimś człowiekiem.Miał krótkie czarne włosy, dzięki czemu mogłem wywnioskować, że jest płci męskiej i zabawnie czerwone policzki. Jego przybycie pomieszało mi szyki, nie mogłem tak po prostu wyskoczyć z akwarium. Musiałem obserwować ich i czekać na odpowiedni moment.
Mój pan wydawał się bardziej zdenerwowany niż zwykle. Chodził w kółko, podczas gdy nieznajomy ściągał płaty materiału z ciała, jak się spodziewałem (jestem już całkiem niezły w przewidywaniu zachowania ludzi), jego spojrzenie przykuło moje akwarium. Pogapił się na mnie chwilkę, a potem spojrzał na mojego pana i uśmiechnął się.
- To jest Edward?
Znał moje imię! Pochlebiło mi to. Żadne ze zwyczajowych świątecznych dzieci nie zwracało się po mnie po imieniu. Mojemu panu to chyba też się spodobało.
- Tak, możesz się z nim przywitać, jeśli chcesz.
Chłopak skorzystał z propozycji, zbliżył się do mnie i pogłaskał szkło akwarium. Pomachałem mu płetwą, wydawał się miłym facetem.
- Cześć, maleńki - powiedział tylko do mnie - jesteś śliczny, wiesz?
Pochlebiło mi to. Zwykle nikt mnie komplementuje. (Mój pan się nie liczył).
- Lubi cię, zwykle nie macha w ten sposób płetwą.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym odsunął głowę i spojrzał na mojego pana.
- Mogę pójść do toalety zanim zaczniemy? - spytał.
Pan skinął głową.
- Pierwsze drzwi po lewej. Uważaj, w wannie jest karp.
Chłopak otworzył usta, jakby ze zdumienia.
- Karp? Macie żywego karpia? - Spojrzał na mnie. - Jak możesz skazywać na cierpienie rybę i równocześnie kochać swojego Edwarda?
Mój pan zmieszał się, a ja zaczynałem coraz bardziej lubić tego człowieka.
- Nie, to nie tak. Louise się uparła, nienawidzę tego, ale nie mam, jak zaprotestować.
Spojrzenie chłopaka zmiękło i straciło swoją wyrazistość. Milczał przez chwilę, po czym przemówił już delikatniejszym głosem.
- Możemy wypuścić go do wody, niedaleko jest jezioro. Chyba żyją tam karpie.
Mój pan przygryzł wargę, jakby mocno się zastanawiając.
- Dobrze - stwierdził w końcu - ale, jak nie będzie tam Karpi, to z nim wracamy.
- Jasne.
I tak właśnie uratowałem niewinne życie z malutką pomocą ludzi.
*
CZYTASZ
Książę i żaba
Short StoryLekki, słodki i zabawny romans dwóch nastolatków. Nie uświadczycie tu żadnej perwersji ani stereotypów. Opowiadanie jest w całości autorskie. Richard (znany też jako Dick, D i Dudziaczek) jest typowym leniwym nastolatkiem, który lubi słodycze, mate...