Rozdział IV "Spotkanie" - część II

2.7K 410 22
                                    

Zatrzasnąłem drzwi i pomachałem odchodzącej postaci. Kiedy wyznałem Jedowi jak bardzo nienawidzę śniegu uparł się, żeby mnie odprowadzić. Co jeden fakt miał do drugiego, nie wiedziałem, ale niezbyt mi to przeszkadzało.

Musiałem zrobić sobie herbaty i przemyśleć parę kwestii. To spotkanie było dziwne. Jed był dziwny, jego otwartość i nawiązywanie przyjaźni z osobą, którą widzi pierwszy raz w życiu, była najdziwniejsza.

Z niewyjaśnionych powodów siła wyższa przyciągała moje myśli wciąż do niego. Do sposobu, w jaki mówił - zawsze z uśmiechem. Do czarnych kosmyków opadających swobodnie na czoło. Do jego bystrości i pozytywnego sposobu życia. Nie mogłem wyrzucić z pamięci hipnotyzujących oczu. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem niczego podobnego.

Czajnik zagwizdał.

- Zrób mi też herbaty! - mamie nie chciało się wstawać z kanapy.

Posłusznie wyciągnąłem drugi kubek i zaniosłem jej gorący napój.

- Masz rumieniec - jak zawsze zauważała najdrobniejsze szczegóły.

- Na dworze jest śnieżyca stulecia i dziesięć stopni mrozu. To normalne.

- Wyszedłeś gdzieś?

- Mówiłem ci - wzruszyłem ramionami - jestem prawie pełnoletni, możesz mi zaufać.

Mama była czasami nadopiekuńcza, nawet, jeśli przez większość czasu była olewająca i zanurzona w świecie telenoweli. Potrafiła w ciągu minuty, gdy tylko miała ku temu powody zmienić się w najbardziej podejrzliwą osobę.

- Myślałam, że idziesz do Michael - zmierzyła mnie oceniającym wzrokiem. - ona zawsze wchodzi na herbatę.

Nie przeszedłem kontroli. Znów musiałem balansować na cienkiej granicy kłamstwa i prawdy.

- Chcę udzielać korepetycji z matematyki osobom w moim wieku.

- Kogo będziesz uczyć?

- To znajomy Michael.

Magiczne słowo padło. Cała moja rodzina lubiła Miche, a mama wręcz ją wielbiła. Jej imię natychmiast oczyszczało mnie ze wszystkich zarzutów.

- To dobrze - wyjęła mi z ręki kubek parującej herbaty. - Ta dziewczyna zna tylko porządne osoby. Jestem z ciebie taka dumna.

Nagła zmiana tematu oznaczała: "uratowany, nie będę cię już tym tematem męczyć"

- Ja z siebie też - czas skończyć tą niebezpieczną rozmowę jak najszybciej.

- Mój mały Rich zacznie zarabiać!

- Tak, tak, mogę już iść?

- Jasne. Louise cię szukała.

Czego ta bestia znowu ode mnie chce?

- Cholera! - wykrzyknąłem, zapominając o obecności świadka.

- Richard! Nie wyrażaj się tak! - wykrzyknęła, ale ja już jej nie słyszałem.

- Louise? - pobiegłem do jej, pokoju nie przejmując się pukaniem.

Dziewczyna leżała na łóżku ze słuchawkami w uszach.

- Nie drzyj się tak! - usiadła i zdjęła słuchawki. - To niepotrzebne

- Jasne. Czegoś ode mnie chcesz.

Uśmiechnęła się, klepiąc materac obok siebie.

- Usiądź. Jest pewna delikatna sytuacja. Kojarzysz, że planowałam z Richardem wziąć udział w lekcjach savoir-vivre dla par?

- Mówiłaś o tym tak często, że nie mogłem tego przeoczyć - ta sprawa zaczynała być coraz bardziej podejrzana. - Nie wiem tylko, co ja mam do tego.

Zarumieniła się. To totalnie nie w jej stylu. Moja siostra rumieniła się tylko, gdy w grę wchodziło angażowanie osób trzecich w jej życie miłosne.

- Kurs jest tylko dla dwóch par.

Nie rozumiałem, o co jej chodzi.

- I co?

- Żeby wziąć w nim udział musimy zaprosić drugą parę.

Zaczynałem rozumieć.

- Nie!

- Wierz mi, ja też tego nie chcę - westchnęła. - Nie mamy innego wyjścia. Ty i Michael jesteście naszą ostatnią szansą.

- My nie jesteśmy parą - mruknąłem.

Machnęła dłonią.

- To nie ważne, nauczą was jak poprawnie się zachowywać. - Zrobiła efektowną przerwę. - Tobie się to przyda, poza tym nie masz wyboru, chyba, że chcesz zniszczyć reputację grzecznego ucznia i kochanego dziecka.

Miała mnie w potrzasku.

- Michael może się nie zgodzić.

Zaśmiała się.

- Już się zgodziła, kochany.

- Cholerna, zdradliwa przyjaciółka!

- Sam taką wybrałeś.

Założyła słuchawki i ostentacyjnie odwróciła wzrok.

- Teraz możesz odejść - powiedziała, nawet na mnie nie patrząc.

Wyszedłem, trzaskając drzwiami.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz