Rozdział XIV "Show musi trwać" - część II

2.2K 340 81
                                    


W drzwiach korytarza miał siedzieć Frank, broniący wstępu za kulisy osobom spoza aktorów. Teraz stał i tłumaczył coś niewidocznej dla mnie osobie.

Podszedłem bliżej i usłyszałem co mówi:

- Nie mogę cię wpuścić. Naprawdę. Takie zasady.

- Niosę tylko jedzenie – usłyszałem odpowiedź wypowiedzianą dobrze znanym mi jedwabistym głosem.

- Jed! – krzyknąłem, zanim zdążyłem się powstrzymać.

Frank i Jed odwrócili się stronę. Twarz tego drugiego rozpromienił szeroki uśmiech, gdy mnie dostrzegł.

Podszedłem do nich.

- Frank, to mój chłopak o którym ci mówiłem – wskazałem Jeda i uśmiechnąłem się szeroko.

Chłopak zamrugał parokrotnie ze zdziwienia, ale w końcu jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.

Jed przypatrywał się temu z niemniej zdziwioną miną.

- Chcesz mi powiedzieć, że znasz tego ochraniarza, który nie chcę mnie przepuścić? – spytał, unosząc jedną brew. (Dalej nie mam pojęcia, jak to robił). 

Pokiwałem głową twierdząco i odpowiedziałem:

- To mój najlepszy przyjaciel, zwany też moim rycerzem.

Na twarzy Jeda odmalowało się zrozumienie.

- W takim razie miło mi cię poznać – zwrócił się do Franka i zgrabnie go wyminął.

Frank tylko pokiwał głową i odwrócił się do nas plecami. Znałem go dobrze i wiedziałem, że potrzebował czasu na ułożenie sobie tego w głowie. Słyszeć o chłopaku swojego przyjaciela to jedno, a widzieć go to drugie.

Pociągnąłem Jeda w boczny korytarz, który nie był kulisami, zanim Frank zorientowałby się, że wszedł tam nielegalnie.

Przystanąłem dopiero, gdy nie słyszałem już niczego, oprócz naszych kroków. Dzwonki dzwoniły w całej szkole, więc i tak usłyszymy koniec przerwy.

- Po co przyszedłeś? – spytałem.

Jed zaśmiał się i delikatnie musnął mój policzek dłonią.

- Przyniosłem ci coś do jedzenia.

Po czym wyciągnął z torby dwie długie kanapki. Podał mi jedną, a drugą rozpakował z foli i wgryzł się w nią zachłannie.

Poszedłem w jego ślady. Kanapka była pyszna, składała się z wielu składników, które razem połączyły się w kanapkę idealną.Dopóki nie zjadłem ostatniego okruszka, nic się dla mnie nie liczyło.

- Smakowało ci? 

- Najlepsza kanapka w moim życiu.

Zaśmiał się i podszedł bliżej.

- Nie musisz już iść? – spytał po paru minutach milczenia.

Pokręciłem przecząco głową i spojrzałem mu w oczy.Kolejny raz poraziło mnie ich piękno. Przeniosłem spojrzenie na jego usta i ponownie ogarnęło mnie przemożne pragnienie pocałowania go. Tym razem mogłem je spełnić.

- Jed – powiedziałem, delektując się brzmieniem jego imienia. 

Chłopak przybliżył głowę do mojej twarzy. Praktycznie stykaliśmy się nosami.

- Richard – przy każdej wymawianej przez niego literze nasze usta się muskały.

To ja wykonałem decydujący ruch i zbliżyłem się jeszcze bardziej, złączając nasze wargi.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz