Rozdział IX "Cholerne truskawki" - część II

3.2K 398 190
                                    

Dojechałem bez większych trudności do Jackson i stałem przed domem Jeda. Zapukałem niepewnie do drzwi, które otwarły się sekundę później. Zdecydowanie za szybko, bym mógł przemyśleć co właściwie tu robię.

Stanął w nich Jed, tym razem w pełni ubrany

- Richard - przywitał mnie na swój sposób wiecznej konwersacji.

- Cześć.

Wpuścił mnie do środka, nie komentując zaczerwienionych oczu. Byłem mu za to wdzięczny.

Bez słowa (i zastanowienia) wtuliłem się w niego. Był miękki, delikatny, ciepły i ładnie pachniał, jednym słowem idealny do przytulania.

Po dłuższej chwili odsunął się powoli.

- Jesteś głodny - bardziej stwierdził niż zapytał. - Smażę naleśniki.

Zaśmiałem się, przypominając sobie ostatnie naleśniki, jakie jadłem - wtedy jeszcze nie wiedziałem o niczym.

Chłopak spojrzał na mnie zmartwionym i czułym wzrokiem. Dalej niczego nie komentował i nie pytał o dokładny powód mojej nocnej wizyty. Wyrzuciłem tę myśl z głowy, nie mogłem sobie przypominać. Ale było już za późno, ponownie zalało mnie obezwładniające uczucie paniki.

- Nie wiedziałem, że umiesz gotować - zdołałem wydukać, by nie wyjść na szaleńca. Emocje zablokowały moje słowa i wyszeptałem je zamiast wypowiedzieć.

Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. Miał piękne oczy. Nigdy nie mógłbym pozbyć się ich koloru i kształtu z myśli. Nawet gdybym chciał, a nie chciałem. Były pełne kolorów, choć przeważał szmaragdowy. Jego spojrzenie miało w sobie moc, której nie mogłem się oprzeć.

- Pokroisz owoce? - spytał.

Pokiwałem głową i wziąłem do ręki nóż. Jed spojrzał z powątpiewaniem na mój niepoprawny chwyt, ale po chwili obserwacji wrócił do smażenia naleśników.

Niewprawnie kroiłem truskawki. Usilnie próbowałem zepchnąć myśli z Louise na owoce. Skąd wzięły się tu w zimie? To było zbyt proste pytanie. Dało mi jedynie parę sekund wytchnienia od tematu tabu. Musiałem zająć czymś myśli. Przyspieszyłem krojenie. Przecinałem dwie truskawki jednym ruchem. Po chwili obmyśliłem skomplikowany system krojenia sześciu truskawek naraz.

Gdy myślami powoli wracałem w zakazane rejony, nóż ześlizgnął się z wyjątkowo wielkiej truskawki.

Uderzył prosto w mój palec. Silny ból pojawił się niespodziewanie.

Nieświadomie przygryzłem wargę, przygotowując się na spojrzenie w dół i ocenienie strat. Poczułem w ustach metaliczny smak krwi. Spanikowałem.

- Jed - zaskoczył mnie drżący ton własnego głosu.

Chłopak odwrócił się, trzymając w dłoni łopatkę. Uśmiech zamarł na jego ustach, gdy spojrzał na blat.

- Szlag - przeklął.

Jego reakcja tylko umocniła mnie w ogromie rany. Zacisnąłem powieki, nienawidziłem krwi. Dalej nie mogłem się zdobyć by spojrzeć w dół.

- Spokojnie - Jed przybrał swój pedagogiczny ton. - Nic się nie stało.

- Krew - wyszeptałem.

- Parę kropelek - jego głos się zbliżył - przemyję ci to. Będzie chwilę bolało.

Skinąłem głową na znak zgody, nie otwierając oczu. Krew sama z siebie nie mogła zniknąć, a ja nie miałem zamiaru jej oglądać.

Poczułem jak Jed delikatnie podniósł moją dłoń i wsadził ją pod strumień zimnej wody. Krew przestała płynąć, zimna woda zmniejszyła krwawienie.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz