Rozdział VII "Brak manier" - część I

2.8K 400 135
                                    

Dokładnie o piętnastej pięćdziesiąt dziewięć doszedłem pod dom. Na podjedzie czekało na mnie czerwone auto, miało uchylone szyby. Wiedziałem, do kogo należało.

- D! - krzyknęła dziewczyna w aucie. - Pospiesz się!

Posłusznie przyspieszyłem kroku i wsiadłem na tylne siedzenie samochodu, obok Michael.

Z przodu siedziała Louise ze "swoim" Richardem jako kierowcą.

- W końcu! - wykrzyknęła radośnie Micha, nie zdając sobie sprawy z nerwowej atmosfery.

- Nie spóźniłem się.

Zapiąłem pas rzucając jej mroczne spojrzenie.

Zignorowała mnie.

- Gdzie byłeś? - westchnęła ciężko. - Ostatnio ciągle gdzieś znikasz.

Zakała Richardów zawtórowała jej śmiechem.

- Może nasz mały Dick, w końcu znalazł sobie jakąś panienkę?

Zignorowałem go wyciągając telefon. Czas napisać do Jeda.

"Richard drugi uważa cię za moją panienkę."

Odpowiedź przyszła natychmiast.

"Nie jest tak daleko od prawdy."

Zanim zdążyłem to zauważyć, Michael spojrzała mi przez ramię.

Natychmiast zasłoniłem ekran telefonu, przeklinając w duchu swoją zbyt wolną reakcję.

- Ma na imię Jen! - wykrzyknęła podekscytowana - D ma dziewczynę!

Zarumieniłem się, zarówno pod wpływem słów Michy jak i SMS'a Jeda. Potwierdziło to przypuszczenia dziewczyny.

- Nie! - spróbowałem się bronić, choć bój już był przegrany - To, nie tak. My nigdy nie...

Powiedz, że to chłopak, Richard!

- Jestem taka dumna! - Michael nie przestawała się ekscytować tą możliwością. - W końcu, po tylu latach. Nawet nie próbuj zaprzeczać.

- Nie... - spróbowałem po raz ostatni.

- Musimy ją poznać - Louise dorzuciła swoja dwa grosze. - Kto by się spodziewał?

- Na pewno nie ja - mruknął skupiony na kierowaniu wróg numer jeden.

Pięknie, moja przyjaciółka, siostra i największy wróg brali Jeda za dziewczynę w związku ze mną. Gorzej być nie mogło.

Uporczywie wpatrywałem się w krajobraz za oknem, ignorując rozmowę o mnie i rzekomej dziewczynie. Jakoś nie miałem ochoty wyjaśniać im prawdy, bałem się. (I chyba nie byłem pewien). To nie był odpowiedni moment.

Pomijając fakt, że Jen nie istniała było mi trochę miło - zwykle nie poświęcali mi tyle uwagi. Słuchanie komplementów i wyrazów podziwu poprawiło mi humor. Z niezrozumiałych dla mnie powodów posiadanie partnerki nagle zwiększyło moją atrakcyjność u innych. Jakby fakt docenienia mnie przez "Jen" otworzył im oczy na moje zalety.

Poczułem mocne szturchnięcie w ramię. Spojrzałem na wyraźnie zirytowaną Michael.

- D, nie słuchasz nas - zarzuciła mi, zakładając ręce na piersiach.

- Słucham.

Westchnęła głośno.

- Nie słuchasz. Spytałam, kiedy możemy ją poznać.

Sytuacja stała się poważna. Teraz, gdybym powiedział im, że Jen nie istnieje oskarżyliby mnie o wymyślenie dziewczyny. Wolałem tego uniknąć. Obietnica spotkania nic nie znaczy - zawsze mogłem w ostatniej chwili je odwołać. Na razie musiałem tylko wyznać o niej dostatecznie dużo szczegółów by uwierzyli, że istnieje.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz