Epilog III - "Góry, spotykamy się ponownie"

2.7K 302 246
                                    

Nienawidziłem gór. To ciągłe wchodzenie pod górkę i schodzenie nie było dla mnie. Czemu góry nie mogą być płaskie? Mógłbym teraz robić tyle przyjemnych rzeczy, zamiast bezsensownie przeć do przodu.

Jed doskonale zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, ale i tak zmusił mnie do tej idiotycznej wycieczki. Może i umówiliśmy się, że ja wybieram jedno miejsce na wakacje, a on drugie, ale o górach nie było mowy! 

Przekląłem w duszy i odetchnąłem głębiej, by się uspokoić.

To wcale nie musi być tak zły wyjazd. Jed przecież obiecał, że nie będziemy chodzić po górach więcej niż to konieczne.

Spojrzałem w górę, chcąc ocenić, ile została nam jeszcze do przejścia. Zamiast hotelu i szczytu dojrzałem tylko Jeda z głupkowatym uśmieszkiem na wargach. (Z niewiadomych dla mnie przyczyn szedł tyłem). Był przystojny nawet po trzygodzinnej wspinaczce, jego oczy lśniły tym samym blaskiem, a włosy niesfornie opadały na oczy. Mimo, że byłem na niego zły (nawet bardzo!) nie mogłem nie poczuć motylków w brzuchu. To było silniejsze ode mnie.

Jed dostrzegł, że mu się przyglądam i poszerzył uśmiech.

Stanąłem, chcąc zrobić sobie choć chwilę przerwy.

- Czemu idziesz tyłem? – wychrypiałem, pomiędzy urywanymi oddechami.

Zaśmiał się, ale odpowiedział:

- Strasznie się wleczesz i chciałem popatrzeć na mojego ukochanego – przeciągnął sylaby w tym słowie – zwykle nie widuję cię w takim stanie.

- W takim, czyli jak umieram z niedotlenienia, jestem cały spocony, brudny i zły? - Nie byłem w nastroju do żartów. W sumie – nie byłem w nastroju do niczego.

Jed musiał zauważyć mój humor (musiałby być ślepy, żeby tego nie dostrzec), ogniki w jego oczach zniknęły.

- Przecież nie jest tak źle, jak mówiłeś, że będzie – mruknął.

- Jest jeszcze gorzej, idziemy bez sensu pod górkę od paru godzin. Mógłbym robić teraz cokolwiek innego.

Na jego twarz wypłynął grymas, jakby moje słowa sprawiały mu ból.

- Myślałem, że ci się spodoba.

Mimo, że byłem naprawdę wściekły, zrobiło mi się go żal. To przecież było oczywiste, że z własnej woli nie skazałby mnie na męczarnie. Znając życie, myślał, że się tylko zgrywam, mówiąc, że góry są „wynaturzeniem, którego nie chcę nawet widzieć". Jak teraz powiedziałem to w myślach, brzmiało jak żart.

Jednym słowem wszystko było moją winą. Gdyby nie niewłaściwy dobór słów, mógłbym siedzieć na jachcie i popijać lemoniadę, patrząc na przystojnych Hiszpanów.

Tymczasem musiałem wyjawić pewnemu przystojniakowi prawdę.

- Nie lubię gór, nienawidzę ich. Każda minuta wchodzenia na nie jest dla mnie męczarnią.

Jed przeczesał włosy dłonią i z głośnym świstem wypuścił powietrze z płuc.

- Czemu nie protestowałeś? – spytał po dłuższej chwili milczenia.

To nie był czas na kłamstwa.

- Byłem obrażony, że wybrałeś te cholerne góry.

Zresztą dalej byłem. Nie zależnie od intencji Jeda wylądowaliśmy w znienawidzonym przeze mnie miejscu.

- W takim razie przepraszam – stwierdził, słabo się uśmiechając – nie wiedziałem, że naprawdę ich nie lubisz.

- Możemy zawrócić i polecieć na małą wysepkę na Pacyfiku? – spytałem, chcąc rozładować atmosferę.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz