Rozdział "Brak manier" część II

2.6K 415 184
                                    

Gdy wychodziłem z sali szybkim krokiem, czułem na sobie spojrzenie wszystkich zgromadzonych osób. Nie patrzyłem na boki. W końcu minąłem drzwi i wypadłem na zewnątrz.

Dopiero gdy uspokoiłem myśli zdałem sobie sprawę, w jakie gówno wpadłem. Do zakończenia zajęć zostały 2 godziny, byłem na totalnym zadupiu i nie miałem auta. Powrót do domu na piechotę zająłby mi godzinę. Było zimno, padał śnieg, więc mógłbym zamarznąć w garniturze.

Wniosek był jeden: sam do domu nie dotrę.

Wyjąłem telefon i wybrałem numer do Louise. Miała prawo jazdy i mogła mnie podwieźć.

Odebrała po czwartym dzwonku.

- D? - jej głos zachrypł, jakby od płaczu.

Ledwo ją słyszałem, w tle grała głośna muzyka. Musiała być na imprezie.

- Możesz mnie zabrać do domu?

- Nie.

Rozłączyła się.

To by było na tyle, jeśli chodzi o siostrzaną pomoc. Następny na mojej liście osób z samochodem był Frank. Zadzwoniłem do niego, modląc się, by nie był na tej samej imprezie. Odebrał, mówił normalnie i w ciszy.

- D? Nie miałeś być na tym kursie z Michael? - był odrobinę zaniepokojony.

- Wywalili mnie z niego.

W słuchawce rozbrzmiał jego śmiech, zignorowałem to i przeszedłem do sedna sprawy.

- Przyjedziesz po mnie?

Nie wahał się nawet chwili.

- Jasna sprawa. Zaraz będę. Wszystko dla faceta, który sprawił, że Jane mnie pokochała.

Rozłączyłem się.

Odetchnąłem parę razy zimnym powietrzem i uspokoiłem myśli. Musiałem się czymś zająć.

Odpaliłem grę na telefonie. Była zajmująca tylko przez chwilę. Było mi cholernie zimno i nudno.

Bez głębszego zastanowienia wybrałem numer Jeda. Odebrał prawie natychmiast. I znów usłyszałem w tle głośną muzykę i irytujące dźwięki wydawane przez nastolatki. Jed był na imprezie. Oczywiście miał do tego pełne prawo, ale...

- Richard - przywitał mnie swoim głębokim głosem, który był odrobinę bardziej zniekształcony niż zwykle, jakby Jed miał problemy z poprawnym wypowiadaniem słów - nie powinieneś się teraz uczyć tańca? To może nam się przydać w przyszłości.

Zyskałem pewność, że był na imprezie. Zakrapianej procentami imprezie. Mimo to nie chciałem kończyć tej rozmowy, każdy staje się szczerszy pod wpływem alkoholu i miałem nadzieję wyciągnąć od Jeda jakieś informacje. Nie pozostawało mi nic innego, jak normalna rozmowa i ignorowanie pijackiego bełkotu.

- Wywalili mnie - przyznałem szczerze.

Zaśmiał się śmiechem bardziej niekontrolowanym niż zwykle i chrumknął na końcu, bardzo mnie to rozczuliło.

- Strzeliłeś w partnerkę jedzeniem? - spytał po paru sekundach, dalej rozbawiony.

- Nie, zaśmiałem się tylko - westchnąłem głęboko. - Teraz stoję i zamarzam w śniegu na pustkowiu.

W słuchawce zapadła cisza.

- Jak chcesz mogę po ciebie przyjechać, nie sam, ale coś wymyślę - w jego głosie usłyszałem troskę i... czułość.

Z wrażenia zaparło mi dech. Jed chcę przyjechać po mnie, rezygnując z imprezy, tylko dlatego, że jest mi zimno. To było niesamowite i zbyt wielkoduszne, bym mógł się zgodzić.

Książę i żabaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz