Korekta - √
Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).
Jak najszybciej przestałam na niego patrzeć, aby się nie zorientował. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że moje serce przyspieszyło jeszcze bardziej, a w brzuchu poczułam dziwne skurcze. Czy to są te przysłowiowe motyle? O nie. To był zły znak. Znak, że muszę uciekać. I to jak najszybciej, jak najdalej i nigdy tutaj nie wracać.
Schowałam się za pniem, musiałam cicho się wymknąć, co mogło być dość trudne, zważywszy na sytuację, że było teraz o wiele ciszej niż przedtem. Nawet najmniejszy ruch mógł zwrócić ich uwagę, a wtedy będzie po mnie.
- Biegnijcie - głos tego z czarnymi włosami. Momentalnie skamieniałam. Powiedział to spokojnie, ale ja czułam jak słowa przecinają powietrze. I że ten, kto biegnie, biegnie w moją stronę.
Rzuciłam się do ucieczki. Nie było innego wyjścia. Mogłam mieć tylko nadzieję, że zgubią mój ślad. Niestety pomyliłam się. Przebiegłam zaledwie trzy metry i poczułam jak ktoś szarpie mnie do tyłu. Chwilę później dołączył do niego drugi. Zaczęłam się szamotać, musiałam uciekać i tylko to teraz kotłowało się w mojej głowie, wielki napis „UCIEKAJ!!!". Przecież oni mnie zabiją, gdy dowiedzą się, że jestem wampirem i jeszcze ich podsłuchiwałam.
Zaciągnęli mi ręce za plecy i tak trzymali w potężnym uścisku. Zaczęliśmy wyłaniać się zza drzew.
- Richardzie, jesteś pewny? Przecież ten człowiek nie wie, co tu się właśnie stało - rzucił starszy wilkołak. Czyli ten czarnowłosy Adonis to Richard. Nawet imię musi mieć zniewalające?
- Rozpowie wszystkim, co tu się wydarzyło. Nie mogę sobie na to pozwolić - warknął w jego stronę.
Nie było już sensu wyrywaćsię, jedynie co mogłam teraz zrobić, to tylko pogorszyć swoją sytuację, a tego bardzo nie chciałam. Posłusznie szłam, ze spuszczoną głową i chyba po raz pierwszy w życiu tak intensywnie wpatrywałam się w zieloną trawę. Zazdrościłam jej - rosła sobie beztrosko, podczas gdy ja umierałam ze strachu. Siłą zostałam zmuszona, abym klęknęła przed Richardem. Bałam się. Bałam się jak cholera o swoje życie. On mi gardło rozszarpie!
- Nie masz zapachu - rzucił bardziej do siebie, niżeli do mnie.
Tak, nie mam zapachu. Nawet ludzie go mają, ale ja nie. Gdyby zamiast oczu używać nosa i rozpoznawać świat węchem, ja bym nie istniała.
Czułam na sobie jego intensywne spojrzenie. W głowie miałam prawdziwy mętlik i Armagedon! Z jednej strony kuliłam się pod wpływem jego władczej aury, zaś z drugiej miałam niesamowitą ochotę podnieść głowę i spojrzeć mu głęboko w oczy. To drugiej było najgorszą ze wszystkich możliwych opcji, zdecydowanie.
- Spójrz na mnie - wycedził przez zęby.
Skuliłam się w sobie, ale nie podniosłam głowy.
- Powiedziałem, abyś na mnie spojrzała! - huknął, a ja aż wzdrygnęłam się ze strachu.
To wszystko było takie straszne. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Byłam nieprzemienionym wampirem! Nawet jeżeli uda mi się uciec, to ja zrobię zaledwie dwa kroki, a on będzie już trzy metry dalej czekał, aż łaskawie do niego dobiegnę. Przy okazji pewnie jeszcze zadyszki dostanę.
Dlaczego ja?!
- Nie będę powtarzał, do cholery. Jeżeli tego nie zrobisz, bez wahania cię zabiję - warknął w moją stronę. Jak prawdziwy wilk. A na mojej skórze pojawiły się dreszcze. Czy mi się to właśnie spodobało?
Zawsze uważałam się za osobę silną, o silnym charakterze i trudną do zmanipulowania. Teraz jednak moje wcześniejsze przemyślenia zostały solidnie zachwiane, a to dlatego, że jego władczy głos działał także na mnie. Kolejny raz poczułam się jak w tym głupim śnie - moje ciało mnie zdradzało, dlatego nieśmiało podniosłam głowę i zaczęłam sunąć wzrokiem po jego sylwetce aż nie dotarłam do brązowych, błyszczących oczu, w których widziałam swoje odbicie, a to było zdecydowanie ładniejsze niż odbicie w lustrze! Były przepiękne. Takich oczu nie da się zapomnieć, będą mi się śniły po nocach!
Zawiał silny wiatr, zagwizdało mi w uszach. Ten cholerny zdrajca najpierw odgarnął moje włosy z twarzy, a następnie ściągnął całą perukę. Cholera jasna! Teraz wszyscy mieli widok na moje fioletowe włosy. Nie wiem, dlaczego, ale jeszcze raz spojrzałam na Alfę. Oboje patrzyliśmy sobie w oczy. Nagle ogarnął mnie dziwny spokój. Jego tęczówki z brązowych, zmieniły kolor na krwiście czerwony.
Dwa wilkołaki puściły mnie, a z ust Richarda wydobyło się tylko jedno słowo:
- Moja!
Cholera, a co z moimi soczewkami!?
CZYTASZ
Wampir i wilkołak
Loup-garouCarmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaściwy czas popcha ją wprost w ramiona przeznaczenia, a konkretnie Alfy Richarda - jej przeznaczonego. W...