Korekta - √
Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).
Był piękny dzień. Słońce świeciło, nie zapowiadała się żadna ulewa, a nawet malutki deszczyk. Nic. Przez cały weekend biało byś gorąco i słonecznie. Byłam tak podekscytowana, że dziewczyny nie mogły momentami za mną nadążyć (w sensie dosłownym, bo używając swojej szybkości latałam z pokoju do kuchni i gdzie się tylko dało). W związku z piękną pogodą i że posiadłość watahy była wielka, ceremonia miała odbyć się na zewnątrz, przed domem watahy, a wesele w samym domu. Wszystko było już na swoich miejscach. Stołu ładnie poukładane, a na nich obrusy, talerze, poczęstunek i napoje - wszystko. Na zewnątrz było tak samo. Goście zajęli swoje miejsca. Po jednej siedziały wilkołaki, a po drugiej wampiry. Jeszcze nikt się nie pożarł i nawet nie zaczął kłótni, więc może będzie spokojnie. Brakowało jedynie panny młodej przed ołtarzem.
Spojrzałam niepewnie na ojca. Bardzo się stresowałam, ale to chyba normalne. Tata posłał mi pokrzepiający uśmiech i pocałował w czoło. To mnie rozluźniło. Byłam gotowa.
Muzyka zabrzmiała, a ja wyłoniłam się zza drzwi domu i idąc po białym dywanie, na którym porozsypywane były fioletowe płatki, czułam się jak księżniczka. Chyba nie muszę wspominać, że wszystko było w barwach biało-fioletowych? Fiolet to mój ulubiony kolor i Richard zadbał, aby ten ślub był moim wymarzonym, a było jeszcze lepiej.
Szłam dumnie wyprostowana, jak wypadało na szlachciankę i Lunę stada. W wielu oczach widziałam podziw i zazdrość. Spojrzałam na Richarda, który jakoś nie miał specjalnie zadowolonej miny. Moja sukienka nie zasłaniała ramion i to mu przeszkadzało. Ostatecznie jednak, gdy napotkał mój wzrok, uśmiechnął się czule i odebrał mnie ojcu.
Stanęliśmy przed kapłanem. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiedziałam, kiedy powiedzieliśmy słowa przysięgi, a po chwili czułam na ustach usta Richarda. Całował mnie delikatnie, ale z miłością. Kolana mi się ugięły, ale na szczęście wybranek mojego życia trzymał mnie bardzo mocno.
Zabrzmiały gromkie brawa. Już po chwili podchodziła do nas cała rodzina. Na pierwszy ogień przyszli rodzice. Oliwia i Aleks byli uśmiechnięci, i mocno nam gratulowali. Na odchodne Aleks wyszeptał coś Richowi do ucha, ale nie było czasu na wypytywanie, bo po chwili pojawili się moi rodzice, z których także tryskała duma i szczęście.
Po nich przyszła kolej na Cassy i jej towarzysza, potem Viv i jej mąż, nie zabrakło oczywiście mojego młodszego brata i braci Richarda. Pomiędzy kolejnymi życzeniami Rich szepnął mi, że nie ma i nie będzie jeszcze jednego jego brata, ale się tym nie przejmowałam.
Kiedy wreszcie życzenia się skończyły, przyszedł czas na wesele. Zatańczyłam z ukochanym pierwszy taniec, a po chwili dołączyli do nas inni. Wtuliłam się w jego szeroką pierś. W tej chwili byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie.
- Co powiedział ci twój ojciec na ucho? - musiałam się tego dowiedzieć.
- Żebym trzymał cię krótko i porządnie przeleciał - zaśmiał się, spiorunowałam go spojrzeniem.
- Ja mówię poważnie.
- Ja też - otworzyłam szeroko oczy.
- Twój własny ojciec naprawdę powiedział ci, żebyś mnie porządnie przeleciał? - czy to przypadkiem nie było poniżej moralności?
- Już ci przecież mówiłem, maleńka, że u nas te tematy są na porządku dziennym, ale to co nasze, mam zamiar zachować w naszej sypialni - pocałował mnie w oznaczenie, a ja zadrżałam mocno.
Najlepsze z tego wszystkiego były oczywiście tradycyjne, polskie piosenki, gdzie co chwilę byłam całowana przez Richarda przy wszystkich, a on nie szczędził sobie zwierzęcych instynktów i po prostu całował mnie z taką zachłannością, że potem nie miałam siły. A kiedy przyszła moja kolej, żebym go pocałowała, robiłam to bardzo delikatnie, czekając aż zacznie prosić mnie o więcej i się doczekałam. Uwielbiałam się z nim droczyć.
Naturalnie Richarda brała kurwica, gdy musiałam zatańczyć z kimś innym, niż z nim, ale na szczęście nikogo nie rozszarpał, ale potem kończyło się na tym, że siedziałam u niego na kolanach i nie mogłam się ruszyć, nawet kiedy on gadał ze swoimi kolegami o rzeczach, których kompletnie nie rozumiałam.
W związku z tym, że nasz ślub celowo był zaplanowany na pełnię, wszyscy szybko musieli się zmyć, bo wilkołaki zaczynała dotykać gorączka i mogliby nie powstrzymać się nawet przy tłumie.
Niektóre wilkołaki po prostu udały się na piętro, ale innych razem z moim mate osobiście odprowadzaliśmy i jak tradycja nakazuje, dawaliśmy w niewielkich pudełeczkach zapasy placków.
Kiedy pozbyliśmy się ostatniego gościa, przytuliłam się do Richarda i razem wpatrywaliśmy się w czyste, gwieździste niebo. Richard objął mnie ramieniem, a potem naprałam ze świstem powietrza. Spojrzałam na niego zaniepokojona.
- Zaczyna się - rzucił ochrypniętym głosem.
- Więc na co czekamy? - przez koszulę zaczęłam całować go po klatce piersiowej.
Alfie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaraz znalazłam się na jego rękach i zanim się obejrzałam, byliśmy w naszej sypialni. Rich zamknął za nami drzwi, zakluczył je i dopiero wtedy postanowił mnie puścić, jakby się bał, że mu ucieknę, ale w tej chwili to było niemożliwe.
______________________
To już przedostatni rozdział korekty i lecimy z kolejną korektą i... opowiadaniem. Zapraszam na mojego fanpage na fb :D!
CZYTASZ
Wampir i wilkołak
WerewolfCarmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaściwy czas popcha ją wprost w ramiona przeznaczenia, a konkretnie Alfy Richarda - jej przeznaczonego. W...