Rozdział 11 - Wataha

66.3K 3.3K 1.5K
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).



Trzymając się za ręce, zeszliśmy na śniadanie. Zatrzymałam się przed jadalnią, a Richard spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Pewnie już wszyscy wiedzą, jeżeli mnie nie zaakceptują? - nie chciałam powtarzać sytuacji z wczorajszego dnia. Wciąż miałam przed oczami wrogość tych wilkołaków, którzy chcieli się na mnie rzucić.

- Spokojnie, maleńka. Nie mają prawa cię nie zaakceptować, bo ja jestem Alfą, a ty moją mate i ich Luną. Muszą się ciebie słuchać.

- No dobrze - odparłam z ociąganiem.

Richard otworzył drzwi do kuchni, gdzie panował straszny zgiełk. Przy stole siedziało masę wilkołaków. Na nasz widok wszyscy się uciszyli, ale nie zapanowała napięta atmosfera, wręcz przeciwnie. Na większości twarzach widziałam uśmiechy skierowane w moją stronę. Tak, w moją stronę! Poczułam wielką ulgę.

Jedna z kobiet zeskoczyła z kolan swojego partnera i podbiegła do mnie, łapiąc mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Och, jak się cieszę, że wreszcie mogę cię poznać! Jestem Cassandra, siostra tego tutaj dryblasa, co stoi koło ciebie. Witaj w naszym stadzie, wampirku - zachichotała pod nosem.

- Cześć, jestem Carmen - uśmiechnęłam się. Od Cassandry biła niespotykana aura radości i szczęścia.

Cassandra miała czarne włosy sięgające jej do pasa, niebieskie oczy i była naprawdę szczupła. W odpowiednich miejscach była zaokrąglona, nie jedna kobieta pozazdrościłaby jej figury, naprawdę. Ponadto była bardzo wysoka. Na sto procent miała prawie metr osiemdziesiąt.

- Naprawdę jesteś siostrą Richarda? - nie mogłam w to uwierzyć.

- A co? Nie wyglądamy podobnie? Oboje nos odziedziczyliśmy po tacie - zaśmiała się słodko.

- Nie oto mi chodziło. Raczej miałam na myśli to, że ty jesteś taka radosna i uśmiechnięta, a on sprawia wrażenie ponuraka. Chodzący Pan i Władca.

- Maleńka, nie przesadzaj - warknął Richard, wyraźnie niezadowolony z mojej odpowiedzi.

- Oj, nie bocz się tak, kochanie - położyłam rękę na jego karku i pociągnęłam do siebie, po czym pocałowałam go w policzek. Nawet gdybym stanęła na palce, to bym do niego nie dosięgła.

Richard wytrzeszczył oczy. Miałam wrażenie, że zaraz wypadną mu z orbit. Doskonale wiedziałam, dlaczego tak zareagował. Pierwszy raz powiedziałam do niego „kochanie". Chyba aż go piorun trzasną.

- Tylko się nie zarumień - rzuciłam roześmiana, a wszyscy obecni zaraz zaczęli się śmiać.

Richard bąknął coś pod nosem i pociągnął mnie w stronę siedzenia. Usiadłam obok niego, a zaraz przede mną pojawił się stos naleśników polanych czekoladą i z bananami. Niemal rzuciłam się na jedzenie. Zjadłam wszystko, co było dla mnie zdecydowanie za dużo, ale miałam to gdzieś. Byłam najedzona i szczęśliwa.

- A jednak jak chcesz, to potrafisz - rzucił w moją stronę Richard.

- Dla słodyczy często robię wyjątki - zaśmiałam się.

- Masz piękny uśmiech - odezwał się po chwili milczenia uwodzicielskim głosem. Momentalnie na moje policzki spłynął róż. Przekręciłam lekko głowę, aby tego nie widział.

Wampir i wilkołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz