Rozdział 26 - Pole bitwy

46.9K 3K 150
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


Wszystkie wilkołaki przemienione były w wilki. Wampirów było trochę więcej, ale nie aż tak. Nie byłam w stanie stwierdzić, kto wygra, szanse były równe. Szukałam Richarda. Trudno było go znaleźć, bo wilki co chwilę przelatywały z jednej strony polany na drugą, a wampiry tworzyły smugi, co zupełnie mnie dezorientowało. Przed oczami miałam mgłę, która nie poprawiała mojej sytuacji.

Wreszcie ich zobaczyłam. Stał nieco dalej, ale razem z nim była... moja rodzina! Walczyli. Richarda atakowali na zmianę mój tata, mama i wujek. Aktualnie walczył z moim tatą. Był osłabiony, tata dawał mu porządny wycisk. Ojciec wyciągnął rękę, aby szarpnąć go swoimi pazurami.

- Nie! - krzyknęłam, jakby obdzierali mnie ze skóry.

Mój głos usłyszały tylko najbliżej stojące osoby, więc nie zastanawiając się zbytnio, ruszyłam w ich kierunku. Jedna sekunda i znalazłam się przy nich, wpadłam wprost na tatę, przewracając go na ziemię i tym samym odciągając od Richarda. To jednak nie pomogło, bo do akcji weszłam moja mama. Szybko się podniosłam i stanęłam przed Richardem, osłaniając go swoim ciałem. Byłam zdeterminowana, ale dokuczały mi oczy. Ponadto mgła przykrywała moje oczy, a serce waliło jak szalone. Wysunęłam kły i wpatrywałam się z nich z nienawiścią. Dyszałam ciężko.

Wszyscy wpatrywali się we mnie zdziwieni.

- Carmen? Co ty tu robisz? - spytał mój tata, wyraźnie zły, że się zjawiłam.

- Nie pozwolę wam go skrzywdzić - syknęłam, przygotowując się do ataku.

Oczy mnie piekły, a serce zdecydowanie za szybko biło. Coś było nie tak. Zabolała mnie głowa, a moje ciało pożera ogień. Było mi tak gorąco. Widziałam jak mama patrzy na mnie zaniepokojona.

- Carmen? Dobrze się czujesz?

- Ja...

- Carmen! Twoje oczy! - spojrzałam na tatę zdziwiona. Mama wyciągnęłam podręczne lusterko, które zawsze miała przy sobie i pokazała mi. Ujrzałam w nim siebie. Nic się nie zmieniło prócz tego, że moje oczy co chwilę zmieniły kolor. Raz były zielone, raz krwiście czerwone, później czarne, innym razem fioletowe. To dlatego tak mnie bolały. Przestraszyłam się i spojrzałam na rodziców.

Niespodziewanie coś mnie zapiekło w klatce piersiowej. Przeszywający ból przeszedł moje ciało. Upadłam na kolana z cichym jękiem. Kątem oka zauważyłam za plecami ruch - Richard przemienił się w człowieka.

- Maleńka, co ci jest? - kucnął przy mnie.

- Ona się przemienia - wyszeptał wujek. Wszyscy spojrzeli na niego, a mnie przeszła kolejna fala bólu. Złapałam Richarda za ramię i mocno wbiłam w nie palce. Nawet się nie wzdrygnął.

Poczułam, jak bierze mnie na ręce. Nieco się uspokoiłam, ale to było tylko chwilowe uczucie, bo ból nasilał się z każdą sekundą. Udało mi się zauważyć, że nie miał na sobie koszulki. Może gdyby nie sytuacja, w jakiej się właśnie znalazłam, to miałabym ochotę go wycałować, ale nie teraz. Wszystko mnie bolało, każdy mięsień. Jęczałam cicho.

- Co ty robisz?! Gdzie ją zabierasz?!

- Do naszego domu - warknął Richard.

- Nie możesz! - piszczała mama.

- A właśnie, że mogę. Tak się składa, że ona teraz cierpi, a nasz dom jest bliżej niż wasz, więc zamknijcie się z łaski swojej!

Nie słuchałam ich. Mój umysł przyćmiewał teraz ból, a zaraz potem pojawiła się ciemność.

Nawet jeżeli zemdlałam, to czułam jak moje wnętrzności trawi prawdziwy ogień. Ciemność wcale nie przynosiła ukojenia, jakby to mogło się zdawać. Gdybym mogłam, to bym krzyczała, szarpała się i nie wiadomo co jeszcze, żeby tylko przestać myśleć o tym bólu.

Ktoś położył mnie na czymś miękkim, zapewnie łóżku. Otworzyłam oczy i wróciłam do siebie. Byłam w pokoju Richarda, który stał nad łóżkiem i patrzył na mnie. W jego oczach widziałam ból, troskę i strach. Bał się o mnie. Chciałam się uśmiechnąć do niego pokrzepiająco, ale nie byłam w stanie. Dopiero wtedy wszystko się zaczęło.

Prawdziwa, potężna fala bólu przeszła moje ciało na wylot. Wygięłam się w łuk, krzycząc jak jeszcze nigdy. Kły same się wysunęły. Nie potrafiłam się uspokoić, jedna fala gorsza od drugiej.

- Odsuń się od niej! Musi przejść przez to sama! - słyszałam niknące głosy moich rodziców, którzy ociągali ode mnie Richarda.

Wtedy kolejny raz krzyknęłam, dookoła łóżka pojawił się ogień. Ten sam, który trawił moje ciało. Był wysoki, intensywny, ale niczego nie spalał. Za to ja czułam każdy płomień na mojej skórze, który spalał moją skórę i wnętrzności. Krew buzowała w moich żyłach, serce waliło tak szybko i mocno, że miałam wrażenie, iż zaraz wystrzeli. Ból niesamowity. Byłam zmęczona, po moich skroniach spływały krople potu. Trzęsłam się, telepałam - dostałam drgawek i krzyczałam. Szamotałam się na lewo i prawo.

Nadszedł moment kulminacyjny, gdzie już nie krzyczałam, a piszczałam. Kości zaczęły mi się łamać, czułam ból nawet w mięśniach, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Kły mnie świerzbiły. Usiadłam, a wtedy syknęłam głośno. Wiedziałam, że moje oczy zrobiły się czerwone.

Coś przejmowało nade mną kontrolę. Najpierw straciłam kontrolę nad ciałem. Już nie decydowałam, co robię. Wszystko działo się samo. Ponownie się położyłam, a moim ciałem zaczęły wstrząsać drgawki. Bałam się, ale już nie ja decydowałam.

Potem przyszła kolej na umysł. Nie wiedziałam, co się dzieje dookoła mnie. Widziałam jedynie obraz płomieni. Wszystko było w płomieniach, prócz mnie. Otaczały mnie jak jakieś sidła, jak klatka. Miałam pustkę w mózgu, jakbym doświadczyła amnezji.


________________

Zapraszam również na mojego fanpage :D. 

Wampir i wilkołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz