Korekta - √
Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).
Ile tutaj siedziałam? Nie mam zielonego pojęcia. Bałam się. Bałam, że dzieje się coś niedobrego, a ja nie wiem, co i gdzie.
Za drzwiami słyszę kroki. Czyżby już wrócili? Już po wszystkim? A może tylko mi się zdaje? Może oszalałam? Bardzo prawdopodobne. Nawet nie zareagowałam, kiedy ktoś włożył klucze do zamka i otworzył drzwi. Popatrzyłam się dopiero, kiedy usłyszałam czyjś szept, a raczej takie bardziej „psst". Uśmiechnęłam się na widok Viv, która podbiegła do mnie i przytuliła mocno.
- Już wszystko wiem - wyszeptała mi do ucha.
- Co się dzieje?
- Trwa wojna - spojrzała mi oczy, a ja, chociaż się tego spodziewałam, nabrałam gwałtownie powietrza. - Carmen, spokojnie, oddychaj. Ten cały wilkołak powiedział twoim rodzicom, że teraz, kiedy cię nie ma przy stadzie, są oni osłabieni, więc to najodpowiedniejszy czas, żeby zaatakować. Zebrali się wszyscy. Dosłownie. Nawet twoja rodzina.
- Nie! - krzyknęłam i wyskoczyłam jak oparzona. - Gdzie?!
- Na polanie, ale tej na drugim końcu lasu.
- Biegniemy tam!
Złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam w stronę wyjścia. W pałacu na pewno nikogo nie będzie, skoro jest wojna, to wszyscy tam ruszyli. Weszłyśmy na schody, wówczas zakręciło mi się w głowie. Gdyby nie Viv, pewnie poturlałabym się po tych schodach.
- Carmen! Wszystko dobrze? - spytała z troską.
- Tak, wszystko jest w najlepszym porządku. Dziwnie się czuję.
- Martwisz się o swojego mate, to normalne, ale Carmen, posłuchaj mnie. Myślę, że nie powinnaś tam iść.
- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.
- Bo wiesz, już trochę namieszałaś, a jeżeli tam pójdziesz, to Richard będzie musiał bronić nie tylko siebie, ale i ciebie. Będziesz jak kula u nogi - wyznała cicho.
- Wiesz, dziękuję za szczerość. Masz rację, ale jestem Luną tego stada, oni mnie potrzebują! Jeżeli będę w pobliżu, dodam im siły. Teraz są osłabieni, bo mnie tam nie ma.
Viv uśmiechnęła się do mnie czule i przytuliła. Pierwszy raz mnie tak przytulała. Zrobiło mi się gorąco, dlatego oderwałam się od niej i uśmiechnęłam. Jednak i tak miałam wątpliwości.
- Dlaczego teraz nie walczysz? Wiesz, że może cię spotkać za to kara?
- Wiem, ale powiedziałam wam, że zawsze będę po waszej stronie. Jestem ci to winna. W końcu kiedy ja spotkałam Alexa, byłaś pierwszą, która go zaakceptowała. Moi rodzice przecież też nie chcieli go znać, ale dzięki tobie udało nam się być razem. Teraz twoja kolej, a ja ci pomogę.
Uśmiechnęłam się do niej, pokazując białe zęby.
- A więc biegniemy, szkoda czasu.
Wybiegłyśmy. Nawet nie przejmowałyśmy się czymś takim, jak zamykanie za sobą drzwi. Teraz liczyło się tylko to, aby jak najszybciej dotrzeć na polanę. Wbiegłyśmy w las, Viv jako wampir bardzo się ograniczała, a mój umysł ogarnęła taka adrenalina, że nawet nie czułam zmęczenia. Serce zaczęła mi walić jak szalone, zagłuszało dosłownie wszystko. Nawet nie usłyszałam, jak coś mówiła do mnie Viv. Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy szarpnęła mnie za rękę, przez co prawie się wywaliłam.
- Carmen! Słyszysz mnie? - już chciałam powiedzieć „nie", ale moje serce zaczęło się uspokajać. Kiwnęłam głową, na znak, że tak. - Spokojnie. Nie możesz tyle biegać, bo zaraz mi tutaj zejdziesz ze zmęczenia! Ty się uspokój, a ja tam pobiegnę i przypilnuję, aby Richardowi nic się nie stało. Znasz wampiry, uwielbiają zachodzić od tyłu i to w grupie.
Zgodziłam się. Ona pognała, jedynie widziałam po niej rozmazujący się kształt, który zniknął pomiędzy drzewami. Westchnęłam ciężko i zaczęłam biec dalej. Nie spieszyło mi się już aż tak - wolniej, a cały czas.
Już z daleka usłyszałam dźwięk odbywającej się walki. Wycia, warknięcia, syczenia i krzyki. Wszystko to zamroziło mi krew w żyłach. Wdrapałam się na niewielki pagórek i z góry miałam widok na wszystko. Dyszałam ciężko i chyba coś wpadło mi go oka, bo piekło niesamowicie. Jednak nie przejmowałam się tym. Wpatrywałam się w rzeź przede mną.
_________________
Zapraszam na mojego fb :D.
CZYTASZ
Wampir i wilkołak
WerewolfCarmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaściwy czas popcha ją wprost w ramiona przeznaczenia, a konkretnie Alfy Richarda - jej przeznaczonego. W...