Korekta - √
Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).
Trzy dni później byłam już spakowana i gotowa do drogi. Rodzice zawieźli mnie przed dom Viv, gdzie miałam spędzić najbliższy tydzień. Byłam już przy furtce, gdy powstrzymałam się. Spojrzałam w las. Miałam ogromny dylemat, co zrobić. Z jednej strony widziałam, że nie powinnam, ale z drugiej tak niesamowicie mnie tam ciągnęło. Bycie z dala od Richarda było coraz bardziej nieznośne i wiele razy przyłapałam się na tym, że bezmyślnie kierowałam się w stronę lasu.
Będę cierpieć, oj będę...
Z walizką było trudno się poruszać, ale co miałam zrobić? Wysłałam jeszcze SMSa do Alexa, że tym razem nie będę u nich spędzać pełni i żeby był moim alibi. Na szczęście to bardzo ogarnięty facet, więc po prostu wysłał mi trzy uśmiechnięte buźki i jedną wiadomość tekstową „Nie zapomnij o zabezpieczeniu". Dobrze, że był daleko ode mnie.
Nie znałam drogi, ale moja podświadomość sama mnie prowadziła, przynajmniej taką miałam nadzieję, inaczej będę błądzić po tym lesie nie wiadomo ile. Znalazłam asfaltową drogę, która prowadziła prosto do ich rezydencji. Przekroczyłam bramę. Podeszłam do drzwi frontowych, które zostały wymienione. Skrzywiłam się z niesmakiem. Ciekawe czy w razie czego dalej uda mi się je wyważyć.
Zapukałam nieśmiało. Usłyszałam kroki, a po chwili drzwi się otworzyły. Stanął w nich jakiś blondyn. Nie wyglądał na przyjaźnie do mnie nastawionego.
- Sorry, ale nie dajemy pieniędzy na oszustów.
- Ja do Richarda - nie dałam się wypędzić. Oczy mężczyzny zabłysły nieprzyjemnym blaskiem.
- Jak śmiesz mówić po imieniu do naszego Alfy?! - warknął w moją stronę, a ja stałam obojętnie. Ciekawe co by zrobił, gdybym była człowiekiem? Przecież ludzie nie wiedzieli o naszym istnieniu.
- Mogę mówić na niego jak mi się żywnie podoba.
- Jak śmiesz?! - rozzłościłam go. Nie bałam się. Wiedziałam, że bez problemu uda mi się go pokonać, o ile nie zamieni się w wilka, bo wtedy będzie trochę gorzej.
- To ty jak śmiesz podnosić rękę na swoją Lunę?! - usłyszałam huk z wnętrza domu. Oho, idzie Pan i Władca.
Blondasek skłonił mi się i zrobił miejsce Alfie. Ten dobrze mnie nie zobaczył, a od razu opatulił mnie swoimi ramionami. Byłam szczęśliwa. Zrobiło mi się tak przyjemnie. Położyłam mu ręce na piersi i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Zamruczał zadowolony, a ja westchnęłam z rozkoszy. Czułam jak cała złość po prostu znika.
Po chwili zaczęłam na niego napierać, ale on nie chciał mnie puścić. Jakie to typowe.
- Dobra, Richard, pomiziamy się później - rzuciłam, wreszcie uwalniając się z jego uścisku. W jego oczach widziałam zaskoczenie. Sama byłam zdziwiona tym, co powiedziałam, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. W sumie to nawet nie chciałam cofać tych słów.
- Więc? Czego ode mnie chciałaś?
- Bo jest taka mała sprawa - opuściłam wzrok. Byłam lekko zażenowana całą sytuacją. Najpierw od niego uciekam, a potem sama przychodzę i proszę o dach nad głową. Kolejny raz udowadniam sobie i jemu, że jestem tylko zwykłą gówniarą. - Wiesz już, że jestem wampirem, a zbliża się pełnia i akuratnie teraz wampiry dostają bzika i chciałam spytać, czy mogłabym u ciebie zostać na tydzień.
CZYTASZ
Wampir i wilkołak
WerewolfCarmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaściwy czas popcha ją wprost w ramiona przeznaczenia, a konkretnie Alfy Richarda - jej przeznaczonego. W...