Rozdział 16 - Walka

57.7K 3.1K 473
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


Ktoś wbiegł do salonu. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, to był jeden ze strażników. Nie wyglądał za dobrze. Był zmęczony, jakby przebiegł setki kilometrów. W jego oczach było widać strach. Skłonił się szybko naszej trójce, po czym zaczął mówić.

- Zaatakowali nas. Południowe stado. Przekroczyli już granicę. To wojna!

- Właśnie dlatego tutaj przybyłem, Richardzie. Dowiedziałem się, że jest źle na południowej granicy - rzucił Aleks.

Obaj podnieśli się z kanapy jak poparzeni. Zrobiłam to samo, ale Richard złapał mnie za ramiona i siłą posadził na kanapie. Zmarszczyłam brwi.

- Carmen - oho, powiedział do mnie po imieniu, to znaczy, że jest całkowicie poważny - ty tu zostajesz.

- Nie ma takiej opcji, chcę pomóc! - próbowałam wstać, ale przytrzymał mnie mocniej. Niestety, nie umywałam się z jego siłą.

- Nie możesz. Jeżeli coś ci się staniem, to nigdy sobie tego nie wybaczę, a nie mogę ciągle cię pilnować. Ponadto musisz tutaj być i dodawać nam sił. Przekonałaś się już, jak działa moc Luny.

- Dobra, niech ci będzie, ale jeżeli wrócisz z jakimiś ciężkimi obrażeniami, to jeszcze cię dobiję - warknęłam, zakładając nogę na nogę. Richard zaśmiał się pod nosem.

- Zgoda - objął mnie szybko i razem ze swoim ojcem wybiegli z budynku.

Usłyszałam trzaskające drzwi i westchnęłam głęboko. Nie wiedziałam, co teraz miałam ze sobą zrobić. Siedziałam na tej kanapie i czekałam na nie wiadomo co. Zaczęło mi się nudzić, ale jakoś nie miałam humoru na to, aby włączyć telewizor.

Drzwi się otworzyły, nawet nie drgnęłam.

- Halo? Jest tu ktoś? - do moich uszu dobiegł kobiecy, melodyjny głos. Nie słyszałam go wcześniej.

Wstałam i wyszłam kobiecie na spotkanie. Przed drzwiami stała nieco starsza blondynka, której włosy zaczynały już siwieć, ale i tak wyglądała przepięknie. Jej złote oczu uśmiechały się do mnie. Miała przyjemny uśmiech i delikatne rysy twarzy, posiadała dobry metr osiemdziesiąt. W powietrzu wyczułam jej intensywną woń poziomek. Wilczyca.

- Dzień dobry - odezwałam się niepewnie. Kobieta znalazła się przy mnie z niesamowita prędkością i przytuliła mocno.

- Witaj, moja droga. Pewnie jesteś mate mojego syna, Richarda.

- Aaa... tak. Jestem Carmen.

- Piękne imię, Carmen. Jestem pewna, że będziemy się dogadywać. Chodź, porozmawiamy w salonie.

- Dobrze. Skoczę jeszcze do kuchni i przyniosę jeszcze jakieś przekąski.

Kobieta usiadła w salonie, zakładając nogę na nogę i z uśmiechem patrząc w przestrzeń. Już wiem, po kim Cassandra jest taka uśmiechnięta i radosna. W szafkach znalazłam jakieś paluszki, ciasteczka i sok. Wyciągnęłam dwie szklanki i z tym wszystkim pognałam do salonu. Położyłam wszystko na szklanym stoliku i usiadłam naprzeciw kobiety. Ona oczywiście nie mogła usiedzieć nawet chwili w ciszy, więc od razu zaczęło się przesłuchiwanie. Oczywiście powiedziałam jej wszystko. Na widomość, że jestem wampirem, mina jej trochę zrzedłam, ale szybko wróciła do siebie i nie miała do mnie żadnych pretensji. Oliwia była naprawdę przyjemną i gadatliwą osobą. Miło mi się z nią rozmawiało.

Wampir i wilkołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz