Korekta - √
Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).
Ktoś wbiegł do salonu. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, to był jeden ze strażników. Nie wyglądał za dobrze. Był zmęczony, jakby przebiegł setki kilometrów. W jego oczach było widać strach. Skłonił się szybko naszej trójce, po czym zaczął mówić.
- Zaatakowali nas. Południowe stado. Przekroczyli już granicę. To wojna!
- Właśnie dlatego tutaj przybyłem, Richardzie. Dowiedziałem się, że jest źle na południowej granicy - rzucił Aleks.
Obaj podnieśli się z kanapy jak poparzeni. Zrobiłam to samo, ale Richard złapał mnie za ramiona i siłą posadził na kanapie. Zmarszczyłam brwi.
- Carmen - oho, powiedział do mnie po imieniu, to znaczy, że jest całkowicie poważny - ty tu zostajesz.
- Nie ma takiej opcji, chcę pomóc! - próbowałam wstać, ale przytrzymał mnie mocniej. Niestety, nie umywałam się z jego siłą.
- Nie możesz. Jeżeli coś ci się staniem, to nigdy sobie tego nie wybaczę, a nie mogę ciągle cię pilnować. Ponadto musisz tutaj być i dodawać nam sił. Przekonałaś się już, jak działa moc Luny.
- Dobra, niech ci będzie, ale jeżeli wrócisz z jakimiś ciężkimi obrażeniami, to jeszcze cię dobiję - warknęłam, zakładając nogę na nogę. Richard zaśmiał się pod nosem.
- Zgoda - objął mnie szybko i razem ze swoim ojcem wybiegli z budynku.
Usłyszałam trzaskające drzwi i westchnęłam głęboko. Nie wiedziałam, co teraz miałam ze sobą zrobić. Siedziałam na tej kanapie i czekałam na nie wiadomo co. Zaczęło mi się nudzić, ale jakoś nie miałam humoru na to, aby włączyć telewizor.
Drzwi się otworzyły, nawet nie drgnęłam.
- Halo? Jest tu ktoś? - do moich uszu dobiegł kobiecy, melodyjny głos. Nie słyszałam go wcześniej.
Wstałam i wyszłam kobiecie na spotkanie. Przed drzwiami stała nieco starsza blondynka, której włosy zaczynały już siwieć, ale i tak wyglądała przepięknie. Jej złote oczu uśmiechały się do mnie. Miała przyjemny uśmiech i delikatne rysy twarzy, posiadała dobry metr osiemdziesiąt. W powietrzu wyczułam jej intensywną woń poziomek. Wilczyca.
- Dzień dobry - odezwałam się niepewnie. Kobieta znalazła się przy mnie z niesamowita prędkością i przytuliła mocno.
- Witaj, moja droga. Pewnie jesteś mate mojego syna, Richarda.
- Aaa... tak. Jestem Carmen.
- Piękne imię, Carmen. Jestem pewna, że będziemy się dogadywać. Chodź, porozmawiamy w salonie.
- Dobrze. Skoczę jeszcze do kuchni i przyniosę jeszcze jakieś przekąski.
Kobieta usiadła w salonie, zakładając nogę na nogę i z uśmiechem patrząc w przestrzeń. Już wiem, po kim Cassandra jest taka uśmiechnięta i radosna. W szafkach znalazłam jakieś paluszki, ciasteczka i sok. Wyciągnęłam dwie szklanki i z tym wszystkim pognałam do salonu. Położyłam wszystko na szklanym stoliku i usiadłam naprzeciw kobiety. Ona oczywiście nie mogła usiedzieć nawet chwili w ciszy, więc od razu zaczęło się przesłuchiwanie. Oczywiście powiedziałam jej wszystko. Na widomość, że jestem wampirem, mina jej trochę zrzedłam, ale szybko wróciła do siebie i nie miała do mnie żadnych pretensji. Oliwia była naprawdę przyjemną i gadatliwą osobą. Miło mi się z nią rozmawiało.
CZYTASZ
Wampir i wilkołak
WerewolfCarmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaściwy czas popcha ją wprost w ramiona przeznaczenia, a konkretnie Alfy Richarda - jej przeznaczonego. W...