Rozdział 22 - Oficjalne zaręczyny

47.9K 2.7K 271
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


Obudziłam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że leżę na nagiej klatce Richarda, a on sam objął mnie ramieniem. Było już przed południem. Poczułam, jak mój brzuch upomina się o jedzenie. Musiałam się zbierać, rodzice na pewno będą się martwić, że tyle mnie nie ma. Wstałam. Na mój ruch Richard także się przebudził, ale wcale nie wyglądał na zaspanego. On nie spał. Oszust.

- Mogłeś mnie obudzić - poskarżyłam się.

- Nie miałem serca, maleńka - szepnął mi do ucha i pocałował w jego płatek. Przeszedł mnie dreszcz, a na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek.

- Lepiej się tak nie szczerz, bo jeszcze zostawię cię tutaj z problem w spodniach - warknęłam na niego.

Wstałam, otrzepałam się i pocałowałam go jeszcze w policzek. Odeszłam. Szłam spokojnym krokiem przez las, kiedy usłyszałam za sobą tupot. To nie był Richard. Odwróciłam się szybko i w tym momencie ktoś na mnie wpadł z niezwykłą szybkością. Zachwiałam się tylko, ale nie upadłam. Wpatrywała się w wielkie oczy Viv.

- Carmen! Jak tam?

- Źle.

- Co się stało?

- Rodzice znaleźli mi narzeczonego - Viv zrobiła ogromne oczy.

- Ale ty chyba nie...

- Oczywiście, że za niego nie wyjdę - przerwałam jej. - Prędzej pocałuję się w dupę, niżeli myśli, że z nim będę. W ogóle wiesz, kto to taki?

- Kto?

- Adam!

- Ten Adam? Ten rozpieszczony gówniarz, który każde karmić się jakimś pierwszym lepszym sukom?

- Dokładnie ten - przytaknęłam.

- Jak go spławisz? Masz już wymyśloną jakąś intrygę?

- Powiem mu prawdę, że już znalazłam towarzysza mojego życia. A teraz wyskakuj z tej koszuleczki, bo muszę zamaskować z siebie zapach Richarda.

Dziewczyna zaśmiała się cicho i szybko ściągnęła koszulkę. Zrobiłam to samo i wymieniłyśmy się nimi. Od razu poczułam, jak zapach Richarda miesza się z zapachem Viv. Ta jednak nie była za bardzo zadowolona.

- Jak Alex poczuje, jak wali nim ode mnie, to chyba poćwiartuje mnie - skrzywiła się, a ja zaśmiałam.

- Raczej wylądujecie pod prysznicem, aby zmyć z ciebie jego zapach - rzuciłam wesoła.

- Osz ty! Już ci takie rzeczy w głowie, małolato? - zaśmiała się przyjaciółka i razem ruszyłyśmy w stronę mojego domu. - W ogóle ile byłaś z Richardem?

- Całą noc.

- Całą noc?! Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że wy...

- Nie! Po prostu rodzice jak mi powiedzieli, że mam wyjść za Adama, uciekłam i na polanie spotkałam jego. Jakoś tak wyszło, że spaliśmy w lesie, ale do niczego nie doszło! - pokiwałam jej palcem przed nosem, co i tak nie powstrzymało jej charakterystycznego uśmieszku.

- Och... to musiało być naprawdę słodkie. Wtulona w niego, jakby szukała schronienia - wywróciłam oczami, co nie uszło jej uwadze. - Nie! Czekaj! To było inaczej! On był wilkiem, a ty użyłaś go jako poduszki i koca.

- Skąd wiesz? - zrobiłam wielkie oczy, a ona zachichotała pod nosem.

- Bo sama bym to zrobiła.

Rozmawiałyśmy przez całą drogę do mojego domu. Przed bramą zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam na samochód, który do nas nie należał. Numery rejestracji mówiły, że są z innej prowincji i ja dobrze wiedziałam, z jakiej. Nie miałam zamiaru o tym rozmawiać. Razem z Viv obeszłyśmy dom, wspięłyśmy się na drzewo i znalazłyśmy w moim pokoju.

Poszłam się umyć i poperfumować, aby nie było tak czuć zapachu. Moja przyjaciółka spokojnie na mnie czekała, żarliwie przeglądając coś w telefonie. Na mój widok uśmiechnęła się i wstała.

Wyszłyśmy z mojego pokoju i udałyśmy się na dół, do jadalni. Na schodach już słyszałam ożywioną i radosną rozmowę moich rodziców i władcy sąsiedniej prowincji. Weszłam do środka, Viv stała nieco z tyłu. Przy wielkim stole, na którym stały napoje i jakieś przekąski, siedzieli moi rodzice, rodzice Adama i on sam. Wszyscy świetnie się bawili, ale mnie nie było do śmiechu.

- O, Carmen. Wreszcie przyszłaś - odezwała się moja mama, a ja po prostu zaplotłam ręce na piersi.

Spojrzałam na Adama, któremu na mój widok zabłysły oczy z pożądania. O nie, możesz pomarzyć, gnoju. Wstał, podszedł do mnie i chwycił moją dłoń. Skłonił się i pocałował jej grzbiet. Z ust mojej mamy wydostało się ciche westchnienie.

- Nie sądziłem, że jesteś tak piękna, Carmen - uśmiechnął się do mnie Adam. Miał blond włosy ułożone w artystyczny nieład, lekko muskularną sylwetkę i około dwadzieścia centymetrów był ode mnie wyższy. Wpatrywał się we mnie piwnymi tęczówkami, ale jego nie umywały się z tymi Richarda.

- Daruj sobie takie teksty - wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i usiadłam przy stole. Chciałam coś zjeść. Viv zrobiła podobnie do mnie, chociaż wiedziała, że za chwilę musi wyjść. Zawczasu pożegnałam ją spojrzeniem, a ona obdarowała mnie wielkim współczuciem, którego nie chciałam i nie potrzebowałam.

- Viv, wyjdź stąd. Musimy obmówić sprawy rodzinne - rzucił mój ojciec, a Viv poszła.

Spiorunowałam wszystkich spojrzeniem. Jakoś odkąd znalazłam swojego mate, jestem odważniejsza i pewniejsza siebie, aż dziwne.

Adam wstał, a ja zlustrowałam go spojrzeniem. Śledziłam każdy jego ruch, kiedy się do mnie przybliżał. Spięłam mięśnie, gotowa w każdej chwili na ucieczkę. Nagle mężczyzna złapał mnie za dłoń. Miałam wielką ochotę wyrwać się, ale wiedziałam, że tak nie wypada, więc spokojnie czekałam na to, co się ma wydarzyć. Poirytowałam się, kiedy Adam nagle zniżył się na wysokość mojego brzucha - klęknął. Nabrałam gwałtownie powietrza, chyba zbyt głośno, gdyż zostało to błędnie odczytane przez moją mamę, której jedna łza spłynęła po policzku. Uśmiechała się z błogością i przytuliła do ramienia mojego taty.

- Carmen River, córko Mathew'a i Katarzyny River - chciało mi się rzygać - czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - w jego ręce nagle pojawił się pierścionek zaręczynowy. Nie powiem, był ładny, ale jego właściciel już nie, a ja nie miałam zamiaru go przyjąć.

Spojrzałam na zebranych. Wszyscy mieli uśmiechy na twarzach, czułam od nich szczęście i dumę.

- Ależ to romantyczne - szepnęła moja mama, ale usłyszałam ją. To mnie pobudziło.

Wampir i wilkołakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz