Korekta - √
Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).
Nadszedł dzień naszej rozłąki. Nie tylko ja to odczuwałam w negatywny sposób. Richard odwiózł mnie do Viv, gdzie miałam się wykąpać i ponosić jej ciuchy, aby pozbyć się zapachu Richa. Kiedy dojechaliśmy, Richard wziął mnie na swoje kolana i przytulał do siebie. To było boleśniejsze niż myślałam. Pocałowałam go jeszcze w usta i wyszłam z samochodu.
Zanim weszła do domu Viv, pomachałam mu na pożegnanie i tyle go widziałam. Zgodnie z planem od razu się wykapałam, Viv wyprała moje ubrania, które nosiłam u Richarda, a sama zaczęłam nosić jej i Alexa, aby nasiąknąć ich zapachem. Nie mogłam pozwolić sobie na jakiekolwiek uchybienia, inaczej będę zgubiona.
Obudziłam się dość wcześnie. Wyciągnęłam rękę na bok, ale nie poczułam tam niczego. Westchnęłam ciężko. No tak, odeszłam od Richarda. Będę musiała się do tego przyzwyczaić, co raczej będzie ciężkie.
Zwlekłam się z łóżka i ubrałam swoje ubrania. Powąchałam je i pokiwałam głową. Pachniały proszkiem do prania Viv. Ogarnęłam się w łazience i zeszłam na dół do kuchni. Przy stole siedziała moja przyjaciółka z Alex'em. Spojrzeli na mnie i uśmiechnęli się delikatnie. Odpowiedziałam im tym samym, ale moje samopoczucie nie było takie radosne. Będę musiała się nieźle postarać, aby odpowiednio zagrać przed rodzicami.
Z szybko bijącym sercem wsiadłam do samochodu Alex'a. Viv stała w drzwiach i machała mi, gestem pokazała, że trzyma za mnie kciuki. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i odjechaliśmy.
- Dasz radę, mała - Alex spojrzał na mnie przez lusterko z przodu.
- Matko, najpierw Richard, teraz ty? Przecież nie jestem taka mała!
- Hahaha, jesteś, jesteś.
- Spadaj. Ty też nie jesteś wielkoludem.
- Wiesz, kiedy spotkałem twojego chłoptasia zacząłem mieć kompleksy i nawet na siłkę chodzę.
Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Długo nie potrafiłam się uspokoić. Dopiero gdy dojechaliśmy do mojego domu, jakoś tak humor mnie opuścił. To nie był już mój dom. Mój dom był tam, gdzie jest Richard.
Pożegnałam się z Alex'em, wzięłam walizkę. Stanęłam przed niewielkim dworkiem. Mój dom był większy od willi Richarda, ale mieszkało tu znacznie mniej osób. To był pałac, odnowionym, w kolorze beżowym, z niewielką wieżyczką i pokaźnymi balkonami.
Nie zastanawiając się zbytnio, przekroczyłam bramę i znalazłam się na żwirowej drodze, pomiędzy klombami kolorowych kwiatów.
Otworzyłam drzwi i weszłam do długiego przedpokoju. Ściągnęłam buty i ciągnąc za sobą walizkę, udałam się do swojego pokoju. Zanim weszłam na schody, złapała mnie mama. Wyglądała na bardzo szczęśliwą - każdy wampir taki jest po pełni. Są wtedy najedzeni, napici i w ogóle.
- Jak dobrze cię znowu wiedzieć, Carmen! - przytuliła mnie, a ja musiałam odwzajemnić jej uścisk.
- Ciebie też, mamo - odpowiedziałam jej i uśmiechnęłam się słabo.
- Nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało u Viv?
- Nie, po prostu chyba coś zjadłam i mi zaszkodziło. Pójdę do siebie i się prześpię. Dobrze?
- Idź, kochanie.
Energicznie wbiegłam po schodach. Wbiegam do pokoju i, chociaż się tego spodziewałam, ogarnia mnie zawód. Niebieskie ściany, łóżko, toaletka i komoda. To już nie jest pokój Richarda. Westchnęłam ciężko i odłożyłam walizkę do kąta. Rzuciłam się na łóżko, a z moich oczu wypłynęły łzy bez mojej zgody. W mojej klatce zrodził się palący ból, który stopniowo ogarniał całe ciało. To jest nie do wytrzymania. Ból połączony ze smutkiem i rozpaczą. Wszystko nagle się zmienia, nie mam ochoty na nic.
Muszę się jednak ogarnąć, wstać i udawać tą energiczną dziewczynę, którą zawsze byłam. Nikt nie może się domyśleć, że coś się we mnie zmieniło.
Rozpakowałam się, ogarnęłam i byłam gotowa na spotkanie z rodzicami. Zbiegłam po schodach. Byłam trochę głodna, więc skierowałam swoje kroki do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej sok pomarańczowy, razem z kawałkiem ciasta z brzoskwiniową galaretką. Zapowiadało się naprawdę pysznie. A że zawsze byłam łakomczuchem, nie mogłam odpuścić sobie słodyczy.
Z wielkim apetytem wcinałam mojego placka i byłam naprawdę zadowolona. Przynajmniej przez chwilę nie myślałam o moim mate i czułam się w miarę dobrze.
- Cześć, Carmen, jak tam u Viv? - spytał mój ojciec, wchodząc do kuchni.
- Dobrze. Nawet bardzo. Jak zawsze zadowolona z Alex'em.
- Nie przeszkadzałaś mu?
- A w czym miałam mu przeszkadzać? On swoje, ja swoje. Było ok.
- Cieszę się. Wieczorem chcemy z tobą porozmawiać.
- To ma być jakaś poważna rozmowa? Zrobiłam coś?
- Nie. Wszystko jest dobrze. Zaraz się denerwujesz, niewiadomo po co i dlaczego. Uspokój się.
- Dobra, przepraszam. Po prostu, gdy ktoś mówi ci, że chce z tobą porozmawiać, to przeważnie nie chodzi o nic dobrego.
- Jesteś jakaś przewrażliwiona. Może lepiej idź się położyć.
- Masz rację. Wstanę wieczorem i wtedy pogadamy - uśmiechnęłam się słabo.
Ojciec uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja odwróciłam się i wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Od razu zobaczyłam jego, uśmiechnęłam się delikatnie i zasnęłam.
CZYTASZ
Wampir i wilkołak
WerewolfCarmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaściwy czas popcha ją wprost w ramiona przeznaczenia, a konkretnie Alfy Richarda - jej przeznaczonego. W...