#41

966 58 17
                                    

Niall poszedł do Louisa, a ja siedzę sama w mieszkaniu.Kurczę, trochę mi się nudzi.Chyba wyjdę sobie na dwór, do parku.

Wstaje z kanapy i podchodzę do stojaka z kurtkami.Zakładam jedną, a następnie botki.Biorę jeszcze klucze oraz telefon i wychodzę z mieszkania.

Po 15 minutach jestem już w pobliżu parku.Wzdycham ciężko i patrzę w niebo.

Ciekawe czy mama mnie widzi.Często wieczorem patrzę przez okno w niebo i uśmiecham się.Wiem, że jedna ze świecących gwiazd to ona.

Nagle słyszę jakiś gwizd.Obracam się za siebie i widzę 3 potężnych mężczyzn.Przełykam ślinę i przyspieszam kroku.Serce zaczyna mi szybciej bić.

-Ej, panienko!Zaczekaj!Gdzie się tak spieszysz?! - krzyczą.

Wkładam ręce do kieszeni i idę teraz szybkim, wręcz bardzo szybkim krokiem.Widzę przed sobą uliczkę, więc skręcam w nią.Nagle czuję, że z kimś się zderzam.Ostatecznie ląduje na ziemi.

-Przepraszam, nie zauważyłem cię - słyszę głęboki męski głos.

Syczę z bólu i unoszę wzrok.Widzę wysokiego blondyna, który patrzy na mnie z troską.Wyciąga do mnie dłoń, a ja łapie za nią.Wstaje z ziemi i odwracam się żeby zobaczyć czy ci trzej mężczyźni też tu idą.

-Nic ci nie jest? - pyta.

Patrzę na niego i dostrzegam kolczyka w jego wardze.Wzdycham i kręce głową na nie.

-Na pewno?

-Tak - odpowiadam. - przepraszam, ale się spieszyłam.

Nagle słyszę śmiechy.

-O!Panienka tu się skryła!

Odwracam się i widzę znów tych mężczyzn.Przełykam ślinę i patrzę na blondyna.

-Oni są z tobą? - pyta.

-Nie - odpowiadam natychmiast.

-Może koleżanka pójdzie z nami? -pyta jeden z nich. - odprowadzimy cię do domu.

-Nie jestem zainteresowana - mówię.

W środku trzęse się jak galareta i jestem w stanie jeszcze mówić, dobre.

-A może jednak? -śmieje się drugi.

-Chyba wyraźnie powiedziała, że nie jest zainteresowana, tak? - wtrąca się blondyn.

-A ty to jej adwokat?

-Głuchy jesteś?!Wyjazd stąd! - robi krok w ich stronę, a oni podnoszą ręce w geście obronnym i odchodzą.

Oddycham z wielką ulgą, gdy wreszcie znikają z mojego pola widzenia.

-Dziękuje - patrzę na niego.

-Z takimi trzeba ostro, przyczepią się i nie odczepią.

Skinam głową.

-Idziesz do domu? - pyta.

-Tt-tak.

-Mnie też się boisz? - parska śmiechem. - aż tak strasznie wyglądam?

Zagryzam lekko wargę i wzruszam ramionem.

-Odprowadzić cię? - pyta.

-Jakbyś mógł.Sama bym chyba cała i zdrowa nie doszła.

Blondyn wybucha śmiechem, a ja marszczę brwi nie rozumiejąc o co chodzi.

-Umm..co cię tak śmieszy?

Uspokaja się i patrzy na mnie.Uśmiecha się.

-Nie, po prostu powiedziałaś jedno słowo i źle mi to się yyy...skojarzyło - tłumaczy.

-Że bym nie doszła? - pytam, a on skina głową i porusza brwiami. - faceci - prycham. -wy tylko o jednym.

-Nie - zaprzecza. - to kobiety myślą częściej o seksie niż faceci.

-Ciekawe, a skąd to wiesz? - krzyżuje ręce na piersiach.

-Czytałem w gazecie - mruczy. - idziemy?

-Jasne - kiwam głową i ruszamy.

-Daleko masz do domu?

-Jakieś 15 minut drogi, mam nadzieję, że się nie zmęczysz - patrzę na niego i uśmiecham się.

-Jestem wysportowany jakbyś zauważyła.

-Zauważyłam, że jesteś wysoki - dogryzam.

-Tak, to niestety moja tak jakby, wada.

-Dlaczego?

-Bo moi rodzice są niżsi ode mnie, tak samo jak rodzeństwo i jak mamy jakieś rodzinne zdjęcie to ja się nie mieszcze - tłumaczy, a ja wybucham śmiechem. - to takie śmieszne, wiem.

-Przepraszam, ale wyobraziłam sobie jak połowa twojej głowy widnieje na takim zdjęciu - śmieje się.

-Spoko, przyzwyczaiłem się, że ludzie się ze mnie śmieją.

Zatrzymuje się i patrzę na niego.

-Zdałam sobie sprawę, że nie wiem jak masz na imię - mówię.

-Ach, to moje wychowanie.Przepraszam, pozwól, że się przedstawie - wyciąga w moim kierunku dużą dłoń. - Luke.

Uśmiecham się i uściskuje jego dłoń.

-Lucy.

-Pasuje do ciebie-puszcza mi oczko, a ja się rumienie

-Do ciebie w sumie też pasuje, Luke.

-A dziękuje - kłania się, a ja chichoczę - idziemy dalej?

-Pewnie - kiwam głową.

Po 20 minutach wolnym spacerkiem dochodzimy pod blok.Zatrzymuje się koło drzwi i patrzę na Luke'a.

-Więc..dziękuje za ratunek i odprowadzke - uśmiecham się.

-Cała przyjemność po mojej stronie - puszcza mi oczko.

-Tt-to dobranoc - łapie za klamkę.

-Dobranoc i do zobaczenia.

-Do zobaczenia - wchodzę do środka.

Idę po schodach na górę, aż w końcu dochodzę do drzwi od mieszkania.Wyciągam kluczyki z kieszeni i otwieram je.Wchodzę do mieszkania i pierwsze co,to oświecam światło.Następnie ściągam kurtkę i wieszam ją na stojaku.Ściągam buty i idę do kuchni.Wyciągam sobie chleb tostowy i wkładam go do tostera.Wzdycham i wyciągam z kieszeni od spodni, telefon.Zauważam, że dostałam wiadomość.

Nialluś: Kochanie zostaje u Lou, bo nie dojde do domu kc xxxxx

Przewracam oczami i słyszę jak tosty się zrobiły.

Super, przede mną smutna i samotna noc.




-------------

Kochani moi przepraszam, że nie było tak długo rozdziału, ale ta szkoła mnie wykańcza,s erio.Do tego mam takie mini problemy ze sobą, ale na razie jest okej ;D

Dzisiaj koleżanka mi pomogła i już wiem co robić dalej z tym ff!Otóż pojawiła się nowa postać jak zauważyliście i troszeczkę tutaj namiesza, hehe ^^

Jak się podoba rozdział? Kocham was ;***************

Chłopak od pizzy //n.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz