czarne koty przynoszą pecha

819 63 0
                                    

Perspektywa Wery

Wstałam rano i nic.  Cisza, spokój i nikt mnie nie obudził a jest... 9.   Czyżby Wally jeszcze spał? I ciekawe jak wczoraj było w tym kinie.  Podniosłam się z łóżka i wyciągnęłam rękę by wziąć wsówki i....  Nie ma.  Spojżałam na szafkę.  No nie ma.  Za pomocą prędkości przeszukałam cały pokój.  Nie ma.  Stanęłam na środku pokoju i zaczełam myśleć.

- Mamo!  Gdzie jest Wally?! - krzyknęłam pocierając ręką twarz

- Wyszedł już, muwił że dzisiaj niechce mu się ciebie budzić! - odkrzykneła mama.  No co za menda.  Zaje*ał mi wsówki do włosów.   Zabiję go.  No co zrobię? 

Podeszłam do szafy, wyciągnęłam czerwoną bluzkę z krutkim rękawem,  jeansowe szorty i żółtą bluzę z kaptórem.  Poszłam do łazienki i przebrałam się  i zaczesałam włosy w kucyka, a  grzywkę  zostawiłam rozpuszczoną.  Trudno że będę  w pół ślepa jakoś sobie poradzę, ale nie dam mu satysfakcji. Tak ubrana poszłam do góry.

Po kilku minutach byłam w górze. Na starcie napotkałam zdziwione spojżenie superboya, Robina i wodnika.

- hej chłopaki,  gdzie Wally?  - zapytałam wesoło.  Ich miny bie bardzo się zmieniły - EJ  w pożądku, rozkustrałam się?  - zapytałam poprawiając włosy.

- nie no skąd tylko wyglądasz...- zaczoł robin

- koszmarnie ?

- ja bym powiedział ładnie ,a co do twojego brata ,to twierdził że dziś nie przyjdziesz - powiedział wodnik.

- dzięki ,   jest Megan ?- zapytałam zmieżając w stronę kuchni.

- tak - po tej informacji pobiegłam.  Zatrzymałam  się przed blatem. Megan stała tyłem więc jak mnie usłyszała to się przestraszyła.  Zaśmiałam się i ukradłam kilka świerzo upieczonych ciastek. Potem zaczęłyśmy rozmawiać. Gadałyśmy tak i gadałyśmy aż w końcu przyszedł zbulwersowany Wally ,przywitał się elegancko  z Megan poczym spojżał na mnie u zaczął się drzeć

- Nie no ja nie wytrzymam!  Najpierw drogę przebiegł mi czarny kot,  potem wbiegłem na ścianę,  nauczycielka siłą zaciągnęła mnie na poprawę sprawdzianu z chemi  ,a teraz ty!  Mam dość!  - krzyknął siadając rozzłoszczony na kanapie

- a myślałam że jesteś dobry z chemi - powiedziała zdziwiona marsjanka

-  bo jest,  musi udawać idiotę w szkole - powiedziałam. Tak dla jasności, mojego brata tylko ja mogę obrażać publicznie i nikt nie może mnie wyręczać.  Ale nie będę sobą jak tego nie zrobię- a ja słyszałam że czarne koty przynoszą  pecha - prawie zaśpiewałam ,na co Wally tylko zawarczał.

- w serio wierzycie w te przesądy?  - zapytała Artemis wchodząca do salonu.  I tak rozpoczeła się rozmowa o przesądach.  Po krótkiej chwili dołączyła reszta zespołu.  Potem temat przeszedł na filmy dokumentalne , a mnie odrazu przypomniał się film o kastracji świń.  Chłopaki patrzyli na mnie z przerażeniem a dziewczyny z obrzydzeniem.  Dla rozluźnienia zaczełam świewać

Już nie będziesz motylku skrzydlaty
Przelatywał z kwiatka na kwiatek ( ps.  Pozdro dla Agaty)

Na co wszyscy wybuchneli śmiechem. Długo gadaliśmy  o różnych luźnych tematach, aż Wally nie dostał SMS od Flasha. Potrzebował pomocy, szybko się przebraliśmy i poboegliśmy do Central City.  Bardzo szybko znaleźliśmy miejsce w którym flash walczył z....  Eeee...  Ja nie wiem jak to nazwać.  Może tepiej opisze.  To był taki w ciul duży koleś, zamiast głowy miał czaszkę, a w nie których. Miejscach, na ciele nie było skury tylko kości,  na obu dłoniach miał coś na kształt pentagramów.  Jat tylko nas zobaczył żucił w naszą stronę śmietnikiem.  Zrobiłam bardzo ładny unik ,niestety Wally nie miał szczęścia bo gruchnoł w ścianę.  Szybko tam podbiegłam i pociągnełam za sobą by nie oberwał po raz drugi.  Podbiegłam do flasha

- masz pomysł jak go zastrzymać?

- nie, liczyłem na to że wy macie pomysł - powiedział i zrobiliśmy unik

- a jakby oblać go rozpuszczalnikiem?  - zapytał Mały pojawiając się obok nas.  Świetny pomysł

- dobra zajmijcie go ,ja lecę po rozpuszczalnik - powiedział flash i gdzieś pobiegł.  Zaczeliśmy z małym biegać wokół niego.  Prubował w nas trafić na ślepo i niestety znowu mały oberwał.  Tym razem słyszałam jak coś mu strzeliło w kościach.  Błagam oby nie kręgosłup.  Podbiegłabym do niego, ale to ryzykowne.  Muszę odciągnąć od niego tego... Kościaża.  I mamy nazwę dla tego pana.  Zaczełam biegać wokół ,co chwila się zatrzymując.  Prowokowałam ataki.   Gdzie ten flash?  Powinien już być na miejscu. 

Walka robiła się coraz bardziej męcząca.   Zgrabnie unikałam ataków,  i w końcu przybiegł flash.  Miał takie strasznie duże wiadro z rozpuszczalnikiem.  Kościaż wykorzystał moją nie uwagę  i uderzył mnie z całej  siły w plecy.  Zrobił to tak mocno że poleciałam na ścianę.  Zaczełam szybciej oddychać i miałam mroczki przed oczami. Mimo to nie zemdlałam.  Niestety widziałam tylko czarne plamy przed oczami.  Po chwili usłyszałam małego i flasha

- Kid wszystko w porządku?  - zapytali podbiegając do mnie

-  chyba nie...ale mam mroczki przed oczami- powiedziałam i wtedy poczółam jak obaj chwytają mnie za ramiona i pomogli mi wstać

- mały  zabież Kid do bazy i poproś  doktor Caitlin  by zbadała jej oczy

- i przy okazji twoją rękę  lub nogę,  niewiem co ci strzeliło - powiedziałam gapiąc się przed siebie.   Nic nie widzę.  Zaraz zacznę śpiewać.  Niewiem jeszcze tylko co.

Mały pobiegł ze mną do bazy flasha.  Oczywiście  wbiegliśmy tak szybko że wszystkich wystraszyliśmy.  Pani doktor mnie zbadała,  Wally'ego  też i stwierdziła że nic nam nie jest, a moje mroczki są tylko chwilowe i wzrok odzyskam po kilku minutach, ewentualnie  godzinach.  Zależy kiedy organizm się otrząśnie.   W końcu nie wytrzymałam i musiałam powiedzieć jedną rzecz

- Wally wiesz co?

- po tobie to się mogę wszystkiego spodziewać... - burknoł pod nosem

- czarne koty nie są pechowe tylko ty - powiedziałam  z wyrzutem.   Nagle zadzwonił czyjś telefon. Myślałam że Wally'ego  więc zignorowałam.  Okazało się że to mój.  Na ślepo odebrałam.  Zdziwiło mnie to że dzwonił Robin i mówił że potrzebuje pomocy,  i to nie od jednego, tylko od nas obojga...

rudy duet - nawet najszybsi bywają za wolniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz