przez tydzień z domu nie wyjdę

790 58 6
                                    

Stoję ubrana w biały, cieplejszy kostium oparta o bio rakietę.  Batman wymyślił sobie by wysłać nas na Artanktyde.  Niedość że ja i Wally źle znosimy zimne temperatury, to jeszcze  ostatnio dziwnie się czuję.  Jakby jestem bardziej zdyszana po bueganiu,  co nigdy się nie zdaża.  Jak narazie udaje mi się to nieźle maskować i chyba nikt się nie zoriętował że coś mi jest.  A dlaczego nic nie mówię.  Nielubie badań.

Po chwili dobiegł do mnie Wally.  Widziałam że jemu też się nie uśmiecha lecieć na Artanktydę ,ale mimo wszystko nie mamy zamiaru nie lecieć.  Jak wszyscy to wszyscy. Gadaliśmy o najbliższym sprawdzianie z chemi.  Wiecie oboje musimy udawać przygłupów ,ale ja mogę mieć lepsze oceny niż Wally.  Omawialiśmy wszystko bardzo dokładnie uwzględniając wszystkie obliczenia i komplikując wszystko tak bardzo jak tylko można.  Jesteśmy z tego dobrzy więc bez problemu dostali byśmy 6, ale musimy zdawać na 3.   Wkurzające.  Po chwili przyszedł robin i patrzał na nas uzupełniających swoje wypowiedzi to się za głowę złapał.  Ignorowaliśmy wszystkich całkiem pochłonięci rozmową, aż w końcu ktoś niewytrzymał i trzepnął nas w ramię.  Odwruciłam się i zobaczyłam Artemis i Robina.

- no co?  - zapytaliśmy z Wally'm w tym samym czasie

- pytaliśmy czy dacie sobie radę, na Antarktydzie ? - powiedziała Artemis.  Spojżałam na brata i wybuchneliśmy śmiechem.

- nie martw  się - zaczełam

- jakoś sobie poradzimy- skończył mój brat i weszliśmy do rakiety.  O dziwo w środku wszyscy już byli.  Usiadliśmy na fotelah i odlecieliśmy.  Po 5 minutach zaczeło mi się nudzić więc, wyciągnęłam kartkę i ołówek,  z ukrytej kieszeni nad kolanem,  i zaczełam wykonywać obliczenia na ile powinno nam starczyć energi biorąc pod uwagę temperaturę, wiatr, ciśnienie atmosferyczne i to że mój organizm jest słabszy niż organizm Wally'ego.  Zajęcie na ok 2 godziny.  Po tym jak skończyłam ,czyli równo po godzinie i 53 minutach ,wyliczyłam że mnie energi starczy na ok 5 godzin a Wally'emu na ok 5 i pół godziny.  Pod warunkiem że nie użyjemy prędkości.  Rozejżałam się dookoła.  Wszyscy śpią.  W sumie też bym się przespała.   Oparłam się o plecy fotela ,zamknęłam oczy i po paru minutach spałam.


- Wera daj sobie spokój- powiedział Wally, w słuchawce mojego telefonu.  Idę właśnie do mojego " chłopaka" jeśli mogę go tak wogóle nazwać.

- a ty dałbyś sobie spokój gdyby ot tak powiedział ci przez SMS że ma inną i z tobą zrywa?  - zapytałam załamana.  No to się nazywa totalna głupota.

- nie i dlatego mu przywalę w szkole, ale  pomyśl wyjdziesz na idiotkę- ma racje, ale mu tego nie przyznam.  Pozatym jestem zabardzo zła . Zła co ja gadam.  Ja jestem wściekła. 

-  nie dzięki sama umiem o siebie zadbać, pozatym masz swoje zmartwienia, poradzę sobie a teraz kończę bo jestem na miejscu - powiedziałam rozłączając się.  Schowałam telefon do kieszeni.  Mój kochany "chłopak " stał przed blokiem i całował się z jakąś blondyną.   Wysokq, zgrabna, delikatne rysy twarzy,  średniego wzrostu.    Po chwili się od siebie odkleili.  Wtedy mogłam zobaczyć że ma niebieskie oczy.  Spojżeli w moją stronę i zamarli.  Prychnełam śmiechem.  Podeszłam do niego i strzeliłam mu z liścia

- jesteś skończonym frajerem, nie mam pojęcia co w tobie kiedyś widziałam, ale teraz widzę że jesteś zwykłą świnią i tchurzem.  Tak bardzo  bałeś mi się spojżeć w oczy?   - nic nieodpowiedział.  Patrzył na mnie tępo.   Poczułam jak łzy zbierają mi się w oczach.  Przywaliłam mu jeszcze raz i odeszłam.   Nie chciałam pozwolić by łzy spłynęły po moich policzkach, ale się nie dało.  W karzdym razie nie wszystkie.  Odeszłam spory kawałek kiedy poczułam ukłucie w brzuch. 


rudy duet - nawet najszybsi bywają za wolniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz