1. Lód

1.4K 109 65
                                    

1 listopada 1556 roku

- Nie przyjdzie - powiedziała cicho, a jej różane wargi zadrżały, zupełnie tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. - Nie powinnam była...

- Przyjdzie - przerwała nerwowo Mihrimah, zaciskając swe drobne dłonie na materiale peleryny, w którą była odziana, gdyż listopadowa aura nie sprzyjała spacerom bez wierzchniego okrycia. - Obiecał mi to. Nie możesz wyjechać bez pożegnania.

- Dlaczego wciąż to robisz? - zapytała Ismihan z nutą irytacji w głosie i spojrzała na przyjaciółkę z wyrzutem. - Usilnie starasz się nas pogodzić, choć tyle razy prosiłam cię, abyś przestała.

- Bo ty wciąż go kochasz - odparła spokojnie córka Hurrem i narzuciła na głowę kaptur, gdyż przeszkadzały jej brązowe kosmyki, ciągle rozwiewane przez mocny wiatr.

- Nie kocham - rzuciła wściekle Jagiellonka, zaciskając pięści. - Nienawidzę Bayezida i tej perskiej wiedźmy, która bezczelnie wdarła się do naszego życia, wywracając je do góry nogami.

- I jesteś zazdrosna - stwierdziła pani słońca i księżyca, unosząc kąciki ust. - Nie zatrzymam cię, ale uważam, że powinnaś tu zostać. Nikt, oprócz mojej matki, nie darzy Anahity szacunkiem. Mogłybyśmy pozbyć się tej, pożal się Boże, księżniczki za jednym zamachem i nikt by nas o to nie podejrzewał. Teraz, kiedy...

- Mihrimah - syknęła Polka, hamując zapędy swej powiernicy. - Wystarczy. - Westchnęła, spoglądając na Murada, który ciągnął ją za rękę i wiercił się, mając dość oczekiwania. - Jedziemy - zdecydowała i w tej samej chwili rozległ się okrzyk Sumbula, którego tak bardzo się obawiała.

- Destur! Sultan Bayezid Chan hazretleri! - oznajmił eunuch, sprawiając, że Turczynka odetchnęła z ulgą.

- Tata! - zawołał radośnie mały książę, w jednej chwili odzyskując pokłady energii i wyrwał się swej matce, wybiegając na spotkanie zbliżającemu się padyszachowi.

- Murad! - Bayezid uśmiechnął się szeroko i porwał syna w swe silne ramiona, przytulając go mocno.

W głowie władcy migotała myśl, że nie zobaczy go przez dłuższy czas i to z własnej winy, co zrozumiał dopiero, gdy było już za późno na jakiekolwiek działania. Rozczochrał jego złote loki i zaśmiał się cicho z oburzonej miny chłopczyka, próbującego to samo zrobić z fryzurą ojca. Mężczyzna zbliżył się do reszty zgromadzonych, na co większość obecnych dygnęła. Wszyscy, oprócz jednej osoby. Wciąż widział w niej tę samą, upartą dziewczynę, którą poznał i pokochał przeszło dwa lata temu. I wciąż darzył ją tym samym uczuciem, jakie sprowadziło na nich tyle nieszczęść i zniszczyło ich oboje, ale również pokazało piękno prawdziwej miłości. Od chwili, gdy ujrzał w jej ciemnych tęczówkach obojętność i chłód, jakiego nigdy wcześniej tam nie uświadczył, poczuł, że nic już nie będzie tak, jak dawniej. Choćby nie wiadomo jak się starał, przepraszał i błagał o wybaczenie, ta zadra między nimi zostanie i nie zniknie, mimo starań. Zranił ją zbyt mocno, zbyt wiele się wydarzyło i nie ma szans na to, żeby ich relacje wróciły do tych, jakie łączyły tę parę na samym początku.

Dopiero, gdy Mihrimah odchrząknęła znacząco, Bayezid zorientował się, że zdecydowanie zbyt długo stoi w jednym miejscu, wpatrując się w bliżej nieokreślony element krajobrazu. Odstawił Murada na ziemię i zbliżył się do Alime, aby pożegnać się również ze swoją córką, która ewidentnie nie chciała rozstać się ze swoim ukochanym tatusiem. Gdy wreszcie puściła go i wraz z Muradem i towarzyszącą im opiekunką wsiadła do powozu, Ismihan wiedziała, że nadeszła najtrudniejsza część jej wyjazdu.

- Nuriye, pamiętasz o tej wieczerzy w przyszłym tygodniu? Musimy koniecznie uzgodnić z kucharzem zestaw potraw - odezwała się nieoczekiwanie Mihrimah, na co stojąca obok niej blondynka zmarszczyła brwi.

Tysiąc Łez ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz